czyli Rafał Trzaskowski na prezydenta

To powinna być dobra wiadomość dla warszawiaków: włodarz ich miasta walczy o prezydenturę kraju. Ale nie jest. Jeśli wygra, PiS wprowadzi w stolicy komisarza co oznacza zimną wojnę domową. Jednak nie takie jest dziś główne zmartwienie kandydata i jego promotorów: najpierw musi nadrobić stracony przez partię czas i dystans do opozycyjnych rywali: Władysława Kosiniak – Kamysza i Szymona Hołowni. Dopiero jak się uda, kandydat z Warszawy powalczy z prezydentem z Krakowa.     

W trakcie swojej prezentacji sprawiał wrażenie najskromniejszego z obecnych, zwłaszcza na tle puszących się w Sali Kolumnowej Sejmu koalicjantów z kanapowych partii. Może mu to pomóc zyskać sympatię. Na pewno nie wolno go lekceważyć, bo przed dwoma laty poradził sobie z inną mission impossible.      

W 2018 r. gdy wydawało się, że PiS bierze wszystko a opozycyjni politycy prędzej mogą spodziewać się aresztowania (jak Stanisław Gawłowski) niż sukcesu – wystartował w Warszawie przeciwko Patrykowi Jakiemu, zastępcy samego Zbigniewa Ziobry w Ministerstwie Sprawiedliwościss, mającemu zapewniony rozgłos medialny za sprawą komisji badającej reprywatyzację warszawską, symbol nadużyć i lokatorskich krzywd. Urzędująca prezydent z PO, Hanna Gronkiewicz-Waltz po trzech pełnych kadencjach nie broniła ratusza. Nawet selekcjonerzy z Platformy  uznali, że – jeśli strawestować hasło francuskich studentów z maja 1968 r. o gen. Charlesie de Gaulle’u – dwanaście lat wystarczy… W najtrudniejszej z możliwych sytuacji Trzaskowski, choć nie sprawia wrażenia fightera, poradził sobie doskonale. Przekonał do siebie warszawską – najczęściej napływową – klasę średnią dostrzegającą w nim człowieka sukcesu o poglądach jednoznacznie demokratycznych i proeuropejskich oraz tysiące zwykłych ludzi, zaniepokojonych przejmowaniem kolejnych przyczółków przez rozpychający się wtedy u władzy PiS. Trzaskowski pokonał Jakiego już w pierwszej turze, uzyskując poparcie 56 proc głosujących warszawiaków.

Teraz próbuje powtórzyć drogę Lecha Kaczyńskiego, który w 2005 r. po trzech a nie dwóch latach rządzenia stolicą zamienił prezydenturę warszawską na krajową. Zadanie ma jednak trudniejsze, bo do akcji wkracza z opóźnieniem. Platforma Obywatelska w obliczu fiaska kampanii Małgorzaty Kidawy-Błońskiej podmieniła kandydata. Konkurenci przez ten czas nie próżnowali: Władysław Kosiniak – Kamysz póki było to możliwe przed pandemią objechał literalnie całą Polskę, a jego sztab głosił dumne hasło „od Bałtyku do Tatr”; rzeczywiście w jeden i ten sam weekend kandydat ludowców potrafił być w Gdyni i w Zakopanem. Andrzej Duda przez pięć lat prezydentury zdążył odwiedzić każdy powiat w Polsce a w kampanii korzysta bez zahamowań ze wsparcia mediów państwowych – prezesa TVP Jacka Kurskiego wymieniono przecież na kategoryczne żądanie Dudy, żeby prezydentowi nie bruździł, gdy do tego ostatniego dotarły przyjacielskie ostrzeżenia, że autor formuły o dziadku z wermachtu również prezydencką rodzinę zamierza zaatakować. Wreszcie objawił swój talent długo nie doceniany Szymon Hołownia, nadał swojej kampanii imponujący rozpęd, pozwalający na stałe zyskiwanie poparcia. On z kolei wykorzystuje celebrycki luz i objawia empatię dawnego wolontariusza. Nie będzie łatwo w tej stawce przebić się spóźnionemu kandydatowi, zmuszonemu w dodatku poruszać się na gruzowisku kampanii poprzedniczki, która zdążyła popełnić wszystkie możliwe błędy. W dodatku dla Trzaskowskiego – kandydata partii rządzącej już Polską przez osiem lat (2007-2015) a przez pięć mającej swojego prezydenta Bronisława Komorowskiego (2010-15) każdy wynik poniżej drugiego miejsca okaże się klęską – podobnie jak dla Jacka Kuronia w 1995 r. czy Mariana Krzaklewskiego w 2000 r. było nią nawet trzecie miejsce w wyborach.

Przez dwa lata rządzenia Warszawą uniknął kardynalnych błędów, po urzędniczemu poprawny, znosił też ataki rządowych mediów odsądzających go od czci i wiary za każdą awarię oczyszczalni i zanieczyszczenie Wisły. Miał swój udział w skutecznym sprzeciwie wobec pomysłu obowiązkowego przekazywania danych obywateli przez samorządy do dyspozycji Poczty Polskiej, która na mocy poprzedniej regulacji, zwanej lex Sasin miała uzyskać monopol na organizowanie wyborów prezydenckich. To największe zwycięstwo Trzaskowskiego i innych opozycyjnych wobec władzy centralnej samorządowców. Ale jak na dwa lata w stolicy – trochę mało. Warszawa pozostaje miastem chaotycznie zabudowywanym, w którym nawet na głównych ulicach również w trudnym czasie pandemii agresywni żebracy i lumpy czują się pewniej od mieszkańców. Prezydentura Trzaskowskiego nie zrodziła też żadnych wizjonerskich projektów na miarę Sokrata Starynkiewicza czy Stefana Starzyńskiego.

Pamiętacie Państwo jednego z bohaterów „Pulp Fiction” Quentina Tarantino, który w toku narracji pojawia się jako specjalista od rozwiązywania spraw trudnych czy wręcz beznadziejnych. Taką rolę w PO pełni Trzaskowski. Zobaczymy, czy i tym razem mu się uda.

W jego osobie PO stawia też na młodość. Trzaskowski urodził się 17 stycznia – co symboliczne, bo przez lata świętowano wtedy rocznicę wyzwolenia Warszawy choć było to bardziej wkroczenie armii radzieckiej w 1945 r. do gruzów, które ze stolicy pozostały –  w 1972 r. Rówieśnik Andrzeja Dudy, jak on z doktoratem, podobnie przez lata trzymający się w drugim szeregu wydaje się, co trochę szokujące, kontrkandydatem skrojonym na obraz i podobieństwo urzędującego prezydenta. Podobnie jak w wypadku lokatora Pałacu Namiestnikowskiego przy Krakowskim Przedmieściu nie da się też wiele powiedzieć o jego osobistych poglądach i pasjach. Zapewne stratedzy Platformy doszli do wniosku, że tędy droga. Ale mogą się przeliczyć, jak generałowie, którzy zawsze na manewrach odtwarzają ostatnią wojnę, a w realu przegrywają z nowszymi już sposobami walki. Nigdy wyborów prezydenckich nie wygrywał dwa razy z rzędu ten sam kandydat. Nawet Aleksander Kwaśniewski z 2000 r. mediujący i patronujący z lekką nutą monarchistyczną różnił się wyraźnie od samego siebie, niespodziewanego zwycięzcy sprzed pięciu lat, proeuropejskiego socjaldemokraty i swojego chłopa, który gdy nagrywała go telewizja podawał rękę nie tylko redaktorowi ale po kolei całej ekipie zdjęciowej. W przeciwieństwie do pokonanego wtedy Lecha Wałęsy, który gdy był w złym humorze, w ogóle się przez podanie ręki nie witał. A Kwaśniewskiemu w dniu debaty telewizyjnej chciał zamiast ręki nogę podawać, co kosztowało go prezydenturę.      

W Platformie po licznych porażkach dokonała się zmiana pokoleniowa. Borys Budka, nowy jej przewodniczący od Trzaskowskiego jest o sześć lat młodszy. Wcześniej liderami i twarzami PO byli założyciele opozycji antykomunistycznej w czasach PRL (Bronisław Komorowski), studenci wspomagający stoczniowców w sierpniu 1980 (Donald Tusk) czy dawni radykałowie z Solidarności Walczącej (Grzegorz Schetyna i Rafał Grupiński). Budkę i Trzaskowskiego ukształtowały już demokracja i kapitalizm. Spróbują wyciągnąć z domu na głosowanie niezbyt dotychczas aktywne młodsze roczniki wyborców o wolnościowych poglądach. Pokazać – jak mówił słowami Czesława Niemena na swojej prezydenckiej premierze kandydat Trzaskowski – że ludzi dobrej woli jest więcej.  

Rzeczywiście poczynaniom Trzaskowskiego patronować mogą słowa Mickiewiczowskiej „Ody do młodości”: mierz siły na zamiary, nie zamiar podług sił. Z drugiej strony ryzyka kandydat nie ponosi żadnego: jeśli przegra, wróci do swoich obowiązków w Warszawie. Nie tylko ze względu na pandemię będzie tam miał sporo do zrobienia.

Za to pierwsze pytanie, jakie padnie, jeśli Trzaskowski wygra dotyczyć będzie samopoczucia szefa, który dla kariery w ogólnopolskiej polityce zostawia podwładnych i przyjaciół z Warszawy na pastwę pisowskiego komisarza.

Być może nie będziemy musieli go o to wcale indagować. Trudno będzie mu pokonać rozpędzonego Kosiniaka-Kamysza, jeszcze trudniej Hołownię, który – to naprawdę nie złośliwość – przypomina Trzaskowskiego ale sprzed siedmiu lat: zanim został ministrem administracji i cyfryzacji oraz prezydentem najważniejszego miasta w Polsce. Zdolnego celebrytę bez stempla partyjnego. Na Dudę przyjdzie czas dopiero później.

Taka piękna katastrofa

Odpowiedź na tak postawione pytanie okazuje się prosta: wszystkiego. Myśli przewodniej, pomysłu na Polskę – tę sprzed epidemii, obecną, która się z nią zmaga i przyszłą, której przyjdzie nadrabiać stracony czas.

Read more

Przeciwko prymusowi z PiS Platforma postanowiła wystawić własnego. Absolwent elitarnego liceum im. Mikołaja Reja, położonego naprzeciw Ogrodu Saskiego, a potem UW, ma Trzaskowski w swoim CV stypendia – także oksfordzkie i paryskie – i fakultety, którymi dałoby się proporcjonalnie obdzielić całą grupę dziekańską. Syn pianisty i kompozytora, wywodzi się z warszawskiej elity, choć wypomina mu się, że kiedyś do parlamentu kandydował z Krakowa. W filmach grał już jako dziecko, podobnie jak bracia Kaczyńscy. Jeśli czegoś mu brakuje, to charyzmy, tej – powiedzmy w języku komercyjnej reklamy – która czyni różnicę. Ale nie miał jej również Duda, gdy wybory wygrywał. Brakowało jej Lechowi Kaczyńskiemu a Bronisław Komorowski za podszeptami złych doradców rozmienił na drobne swój piękny życiorys i swojski wizerunek dobrodusznego Sarmaty i szlachciury. Przy okazji wyborów prezydenckich w Polsce wiele razy okazywało się, że nie święci garnki lepią… W tym cała nadzieja Trzaskowskiego, można złośliwie dodać.

Donald Tusk nie chciał, bo za 5 lat zamierza na fali zmęczenia nieprawościami PiS wygrać wybory w pierwszej turze. Małgorzata Kidawa – Błońska się nie sprawdziła. Nie sprostała zadaniu. Radosław Sikorski chciał, ale się nie nadaje, bo niektóre jego zachowania – jak niedawne zakłócanie briefingu Krzysztofa Bosaka – trudno wytłumaczyć racjonalnie. Z tego skomplikowanego równania wyszedł Trzaskowski, kandydat PO na prezydenta. Jeśli znów mu się uda, warto go będzie uznać za najsprawniejszego polityka w Polsce. Ale raczej nie będziemy musieli mu tego hołdu składać…

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 3

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here