Plebiscyt zamiast Grunwaldu

0
93

O tym jak sto lat temu straciliśmy Warmię i Mazury opowie najnowsza powieść Jerzego Woźniaka, autora trzech cenionych książek, wśród nich „Cyrografu”         

Wolimy świętować rocznice victorii grunwaldzkiej, sam Władysław Gomułka choć komunista i ślusarz odległy od rycerskich tradycji nadał olbrzymi rozgłos tej 550-ej, to wtedy Aleksander Ford nakręcił „Krzyżaków” z rekordowym budżetem i podobną frekwencją w kinach. Przypadająca również w lipcu rocznica plebiscytu warmińsko-mazurskiego zwykle była pomijana, na zasadzie, że oczywistych klęsk się nie fetuje. W tym roku jeśli pandemia na to pozwoli powinno być inaczej, bo to rocznica setna. I godna refleksji.

Jerzy Woźniak, który pracuje nad powieścią osadzoną w realiach plebiscytu warmińsko-mazurskiego zaznacza, że nie pisze jej na rocznicę. Zapewne wyda ją raczej w przyszłym roku. Rzecz nie traktuje tylko o polityce, pojawia się wątek sensacyjny. Głównym bohaterem pozostaje Polak, ale akcja rozegra się w bermudzkim trójkącie obejmującym tak Niemców i Polaków jak autochtonów dążących  dopiero do samookreślenia się, do którego po latach respektowania „tutejszości” zmuszają historia i polityka. Powieść Woźniaka odda paradoksy z tym związane.     

Za sprawą plebiscytu z 11lipca 1920 r. Niemcom przypadły tereny zamieszkałe przez mówiącą po polsku ludność. W naszym języku, w jego pięknej gwarowej odmianie porozumiewało się cztery piąte mieszkańców obszaru plebiscytowego. Wynik okazał się  jednak druzgocący. W zarządzonym na mocy wieńczącego konferencję paryską traktatu wersalskiego z 28 czerwca 1919 r. głosowaniu za „Prusami Wschodnimi” opowiedziało się 460 tys Mazurów i Warmiaków, za Polską niespełna 16 proc, czyli 4 proc. Jakiś wpływ na porażkę miało umieszczenie na kartach do głosowania dobrze kojarzących się jako macierzysty region Prus Wschodnich zamiast przegranych w wojnie światowej Niemiec, ale można się było na to nie zgodzić. Przystaliśmy jednak na taki wybór. Pewne znaczenie dla wyników głosowania miało zwożenie przez Niemców specjalnymi pociągami osób, które wprawdzie się na Mazurach i Warmii urodziły, ale tam nie mieszkały, podobnie jak czyniono w marcu 1921 r. na Śląsku. Naprawdę jednak przegraliśmy na własne życzenie.       

Nowe władze z Warszawy nie umiały rozwinąć akcji propagandowej, bo pochodzący z Kresów Józef Piłsudski wolał najpierw bronić Polski pod Kijowem, a potem musiał już pod Warszawą, na którą szły hordy bolszewickie. Zemściło się to we wrześniu 1939 r, kiedy to z granicy odległej o niecałe 200 kilometrów ruszyły na tę samą Warszawę pancerne dywizje. Wybór Kijowa zamiast Olsztyna poskutkował okrążeniem. Boleśnie przekonał się o tym już w pierwszych dniach bitwy granicznej znany każdemu z akademii w podstawówce żołnierz polski z wiersza Władysława Broniewskiego, któremu to bohaterowi – jak pamiętamy – pułk rozbito pod Mławą.

W realiach przegranego plebiscytu warmińsko-mazurskiego ale też późniejszych Prus Wschodnich doby demokratycznej lecz Polakom nieprzychylnej Republiki Weimarskiej a potem III Rzeszy (NSDAP to miara paradoksu odnotuje na Mazurach rekordowe poparcie, choć przyjezdni partyjni dygnitarze będą się zżymać, że na zabraniach partyjnych mówi się tam po polsku – to paradoks kolejny)   osadzona będzie powstająca już powieść Jerzego Woźniaka, czwarta po „Mazurze”, „Cyrografie” i „Fatum” – wszystkie wydane przez warszawski Akces, prowadzony przez dawnych bohaterów drugiego obiegu wydawniczego, do których zresztą o autor się zalicza –  rozgrywały się na polsko-niemieckim pograniczu kulturowym i zawierały wątki sensacyjno-wywiadowcze. Najnowsza też nie okaże się wyjątkiem. Pojawiały się w nich postaci prawdziwe, od gauleitera Ericha Kocha po ostatniego premiera przedwojennej Polski Felicjana Sławoja-Składkowskiego ale fabułę ogniskowały losy i dylematy fikcyjnych bohaterów. Tytułowy Mazur odnajdował swoją tożsamość dzięki polskiej robotnicy przymusowej. Policjant z „Cyrografu” starał się nawet w Prusach Wschodnich czasów III Rzeszy prowadzić uczciwe śledztwo. Bohaterowi „Fatum” zależało najpierw na pieniądzach i karierze, ale potem jego losy się komplikowały. Oprócz możnych tego świata na kartach mazurskiej trylogii pojawiali się urzędnicy pocztowi, policjanci, muzealnicy, drobni szmuglerzy i tropiący ich strażnicy graniczni. Zaś mazurskie tematy nie tylko wyrobiły powieściom Woźniaka wysoką markę, ale sprawiły, że tak jak Śląsk kojarzy się literacko ze Szczepanem Twardochem a Podlasie z Ignacym Karpowiczem, tak dawne Prusy Wschodnie z autorem „Cyrografu”.

Wszyscy pisarze z Mazur

Warmia i Mazury miały zresztą szczęście do literatów, miejscowych i przyjezdnych. Tam tworzył Michał Kajka, genialny poeta ludowy o niepowtarzalnej frazie z mazurskich trenów.

Miarą tragizmu Kajki okazał się fakt, że wnuki poety mówiły już po niemiecku, za sprawą indolencji polskich polityków.

Nie było to z pewnością winą Stefana Żeromskiego, dzielnie – pomimo stanu zdrowia (rok wcześniej przeszedł grypę hiszpankę por ywnywalną z obecnym koronawirsuem)  i tragicznych przeżyć (śmierć syna Adama) – uczestniczącego w polskiej akcji plebiscytowej z 1920 r, zanim przyszło mu udać się w charakterze korespondenta wojennego na probostwo w Wyszkowie, z którego dopiero co w panice uciekli bolszewicy z niedoszłym premierem kolaboracyjnego rządu Julianem Marchlewskim, w pośpiechu pozostawiającym na plebanii nawet trudno wtedy we ftontowych warunkach dostępny cukier do herbaty.  

Z kolei tuż przed wojną Melchior Wańkowicz nie tylko oddał piękno i egzotykę Warmii i Mazur w klasycznym dla polskiego piśmiennictwa reportażu „Na tropach Smętka” ale ma wsze czasy uwiecznił zdziwienie miejscowych, którzy rozmowę pisarza z córką w mazurskiej gospodzie kwitują pamiętnymi, przesiąkniętymi zdumieniem słowami: – Mówią po naszemu.   

Po wojnie ziemia, gdzie warszawiacy chętnie stawiali swoje drugie domy stała się tematem „Kroniki olsztyńskiej” Konstantego I. Gałczyńskiego, „Nostalgii mazurskich” Bohdana Czeszki skądinąd wieloletniego działacza PZPR czy prozy Erwina Kruka, po czerwcu 1989 r. senatora OKP z okręgu olsztyńskiego. Wcześniej zaś, gdy ustrój jeszcze miał się doskonale, zamieszkały w Jerzwałdzie Zbigniew Nienacki na Mazurach umieścił zarówno swoje Skiroławki z powieści tylko dla dorosłych wydanej w PRL dzięki znakomitej relacji autora z władzą – jak i miejsca wielu przygód Pana Samochodzika, zresztą ormowca, z kultowych książek dla młodzieży.        

Dziś w ożywianiu tematu warmińsko-mazurskiego dzielnie sekunduje wywodzącemu się z KPN i jej młodzieżówki z lat 80. Świt Niepodległości Jerzemu Woźniakowi inny świetny prozaik Krzysztof Beśka, zajmujący się masową migracją tubylców do miast po zmianie ustrojowej, to z „Wrzawy” (dającej się też odczytać jako „Warszawa” bo taka jest grafika tytułu) pochodzi słynny dylemat „kariery albo pegieery”. „Bumerang” opowiada o niemożliwości „powrotu do macierzy”, tych którzy się już w Warszawie zakotwiczyli. Zaś „Fabryka frajerów” pochyla się nad dramatem olsztyńskich szwejków, chłopaków z wojskowego liceum zaczynających edukację w Polsce generałów, potem niepotrzebnych już nikomu, z wyjątkiem afgańskich talibów, do których przystaje jeden z bohaterów po latach powracający na rodzinną ziemię w kajdankach amerykańskim samolotem do Starych Kiejkut.

Kwestię ośrodka polskiego wywiadu, w którym sojusznicy torturowali obwinionych o terroryzm podjął w słynnym filmie „Essential killing” inny wielki patriota lokalny ziemi warmińsko-mazurskiej, zamieszkały pod Pasymiem światowej sławy reżyser Jerzy Skolimowski.

 Kłobuk zamiast Smętka

Jerzy Woźniak – na mocy własnego wyboru – nie istnieje poza tematem warmińsko-mazurskim. Z korzyścią, jeśli tak rzec można, obopólną. Region Kajki zyskał swojego piewcę, warszawiaka zresztą, co nie zaskakuje, bo Mazury zawsze czarowały przyjezdnych. Czytelnicy zaś wiedzą, czego się po Woźniaku spodziewać. Znawcy Twardocha pamiętają, że dla śląskiego prozaika próba zmiany realiów z Gliwic i Katowic na – ni mniej ni więcej tylko Spitsbergen zakończyła się zupełną porażką. Może więc lepiej, że Woźniak od mazurskich tematów nie ucieka. Zresztą po co miałby to robić, skoro znakomicie mu wychodzą. „Mazur” doczekał się już nawet tłumaczenia niemieckiego.                                   

W jednym z pierwszych epizodów „Cyrografu” szofer nazistowskiego dygnitarza podczas wyprzedzania furmanki powoduje wypadek, bo przestraszy się koguta. Jest się czego bać? Oczywiście, ponieważ w koguta właśnie wciela się czasem Kłobuk, mazurski zły duch. W miejscowych wsiach czasem wciąż jeszcze wystawia mu się za próg miskę jajecznicy, by nie szkodził ludziom. Pisarz Woźniak rozumie te wszystkie subtelności.

Wśród prawdziwych bohaterów jego nowej powieści odnajdziemy Adama Ciołkosza, uczestniczącego wtedy jako oficer polskiego wywiadu w akcji plebiscytowej oraz aptekarza z Wielbarka, ciężko za nią pobitego przez bojówkę niemiecką. Terror był bowiem kolejną przyczyną, z powodu której Polacy głosowanie tak strasznie przegrali.

Świętujmy rocznice zwycięstw, pamiętajmy o datach porażek, żeby wyciągnąć z nich wnioski – zdaje się mówić pisarz.  Woźniak zauważa, że stało się tak również dlatego, że wielu tych, którzy po polsku mówili, wcale po naszemu nie myślało – a wolny już kraj nie zadbał o obudzenie w nich poczucia narodowego. Bo o Polskę walczono wtedy pod Kijowem, nie pod Olsztynem.

Woźniak nie po to wyłącznie by odtworzyć koloryt lokalny analizuje roczniki starych gazet – w tym „Ortelsburger Zeitung” z zapamiętanego z „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza Szczytna, czy zeskanowane zapiski z epoki, jak pamiętnik jednego z mazurskich rolników, ofiarowany mu przez jego potomka i oprócz uwag o plebiscycie zawierający wzruszająco szczegółowy opis prac polowych. Z nowej powieści wiele dowiemy się nie tylko o historii, warto więc na nią poczekać jeszcze trochę, co staje się koniecznością, bo pandemia nie ułatwia autorowi, co oczywiste,  dostępu do pozamykanych muzeów i archiwów…

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 3

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here