Spór z Duńczykami, kolejna porażka polskiej dyplomacji

0
578

Przyglądając się polskiej polityce energetycznej, prowadzonej pod hasłami dywersyfikacji, wypada zapytać: ile jeszcze przyjdzie nam za nią zapłacić? Kolejny bowiem rachunek, i to bardzo słony, przysłano niedawno z Królestwa Danii. Dywersyfikacja bowiem to nie tylko koszty drogiego gazu, nie tylko koszty niepotrzebnej infrastruktury, ale także ustępstwa poważniejsze, na przykład oddanie fragmentu polskiego obszaru morskiego.

Otóż Duńczycy wykorzystali naszą nieprzepartą, jak widać, chęć budowy Baltic Pipe, by rozwiązać na swoją korzyść zadawniony spór o fragment terenów morskich, których status był nieuregulowany od końca wojny. To 3,6 tysiąca kilometrów kwadratowych, czyli 7-krotnie więcej niż zajmuje Warszawa. Z tego obszaru między polskim brzegiem a duńskim Bornholmem, oddaliśmy Duńczykom aż 80 procent obszaru morskiego na ich wyłączną strefę ekonomiczną. Polska zaspokoiła się niewielką resztką spornego obszaru morskiego. I to obszaru, do którego rościliśmy sobie prawa według ustaw z 1977 r. jako do polskiej wyłącznej strefy ekonomicznej.

Skalę „sukcesu”, który ogłosił rząd, pokazuje w sposób oczywisty mapa opracowana na podstawie materiałów Ministerstwa Spraw Zagranicznych:

I co ciekawe, sami wpakowaliśmy się w sytuację, gdy wszystkie atuty leżały po stronie duńskiej. Przygotowana trasa rurociągu Baltic Pipe przebiega bowiem przez te tereny sporne, i to z powodu ominięcia wód niemieckich i wydłużenia przez to trasy rurociągu. Nie zachowaliśmy sobie żadnej alternatywy w postaci innej trasy rurociągu, nawet dla celów negocjacyjnych. Czyli najpierw sami planujemy dłuższy rurociąg, zwiększamy koszty, by tracić atuty w negocjacjach z Duńczykami. I po to, by nie być “zależnym” w kładzeniu rury od Niemców – płacimy frycowe Duńczykom. Logika i konsekwencja brnięcia w koszty godna podziwu.

Oczywiście każdą porażkę, niepotrzebne koszty, wysokie ceny można uzasadniać na wiele sposobów. Przy kosztownej dywersyfikacji dostaw gazu, zawsze pada sakramentalne „bezpieczeństwo musi kosztować”. Przy wyznaczaniu granic obowiązują tak skomplikowane reguły międzynarodowe, bez najmniejszego kłopotu można wykazać, że tak musi być, że „więcej się nam nie należy”. I dokładnie tak zrobiły w Sejmie nasze tuzy dyplomacji. Słowem nie wspominając, że rezultat negocjacji zależy od posiadanych atutów. A 20:80 to marny wynik negocjacji, podobnie jak kiedyś 1:27.

Nie lepiej zachował się też Sejm, w którym tak podsumowano dyskusję na ten temat. Jeden z posłów (litościwie pomińmy dane osobowe, mamy przecież RODO) dowcipkował sobie, a Sejm mu basował:

Rzeczywiście, przedstawienie godne sejmów z XVIII wieku. Kurtyna.

Jak uważasz?

[democracy id=”63″]

Czytaj teksty Andrzej Szczęśniaka:

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 4.9 / 5. ilość głosów 7

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here