czyli wspólna nieprawda PiS i PO o wojnie plemiennej
Andrzej Duda przegrał zarówno w macierzystym Krakowie jak w komisji przy ul. Mackiewicza, do której przypisany jest jako wyborca – chociaż w kraju odsadził rywala o kilkanaście punktów procentowych. W komisji na Mokotowie, w której w Warszawie głosuje premier Morawiecki a także na rodzinnym Żoliborzu Jarosława Kaczyńskiego również zwyciężył Rafał Trzaskowski.
Kandydat PO wygrał jednak ze wspieranym przez PiS urzędującym prezydentem tylko w trzech spośród szesnastu polskich województw. Lepszy od Dudy Trzaskowski okazał się na Pomorzu, Ziemi Lubuskiej i woj. zachodniopomorskim. Wygrał nie tylko w Krakowie, ale przede wszystkim w Warszawie, Gdańsku i Poznaniu.
Nie to jednak liczy się najbardziej. Duda może ponosić prestiżowo dotkliwe porażki ale z 44 proc głosów nazbieranych w całej Polsce pozostaje wyraźnym faworytem drugiej tury. Trzaskowski uzyskał 30 proc. O obu głównych rywalach – pozornych beneficjentach wyborczej niedzieli – da się powiedzieć jedno i to samo: liczyli na więcej. Duda na wygraną w pierwszej rundzie zaś kandydat PO na wynik prawie równy z urzędującym prezydentem. Szybko jednak okazało się, że ani Duda nie jest drugim Aleksandrem Kwaśniewskim ani Trzaskowski… nowym Donaldem Tuskiem, choć to jego mentor. Zresztą w Sopocie kandydat PO odnotował jeden z najlepszych wyników.
W tej sytuacji miano głównych zwycięzców należy się kolejnym dwóm politykom, którzy wprawdzie do drugiej tury nie awansowali, ale chociaż zwalczani przez media i pozbawieni wielkiego zaplecza, uzyskali nadspodziewanie znakomite rezultaty.
Szymon Hołownia odnotował 14 proc poparcia, Krzysztof Bosak – 7 proc. To nic nowego, jeśli o wybory prezydenckie chodzi, że kreują one nowych liderów… już w pierwszej turze. W 1995 r. o prezydenturę walczyli wprawdzie Kwaśniewski i Lech Wałęsa, ale dopiero czwarty, bo wyprzedzony jeszcze przez Jacka Kuronia były premier Jan Olszewski nie tylko powrócił do gry, ale rychło zbudował Ruch Odbudowy Polski aż do powstania Akcji Wyborczej Solidarność stanowiący główną siłę opozycji. Jeszcze skuteczniej wykorzystał drugie miejsce w 2000 r. za Kwaśniewskim, wygrywającym wtedy w pierwszej turze, były minister finansów w rządzie Olszewskiego Andrzej Olechowski. Jego komitety wyborcze wraz z secesjonistami z Unii Wolności i AWS stały się zaczynem nowej partii. Nazwała się ona Platformą Obywatelską. Ale za sprawą Tuska – właśnie Olechowskiego choć ojca założyciela formacji wkrótce w niej zabrakło. Równie szybko zmarnował własny sukces Paweł Kukiz, trzeci w 2015 r za Dudą i Bronisławem Komorowskim. W wyborach prezydenckich poparty jeszcze przez 20 proc rodaków do parlamentarnych dowiózł ledwie 9 proc poparcia. Zaś w obecnej kadencji pozostaje już tylko mniejszościowym partnerem PSL.
Wywodzące się jeszcze z poprzedniego ustroju SLD (pod marką Lewicy) i właśnie PSL odnotowały w wyborach prezydenckich największe klęski w swojej historii. Zarówno Robert Biedroń jak Władysław Kosiniak-Kamysz przekonali do siebie po 2 proc wyborców każdy. Pasuje tu jedno słowo: kompromitacja. Obaj przegrali z demografią. Opinia o wymierającym elektoracie choć okrutna wcale nie okazała się przesadna…
Za to Duda, wygrywając w innych grupach wiekowych, w tej najmłodszej do 29 lat uległ nie tylko Trzaskowskiemu ale również Hołowni i Bosakowi.
Za to gdyby prezydenta wskazywali wyłącznie wyborcy z wykształceniem podstawowym i zasadniczym zawodowym – właśnie Duda wygrałby w pierwszej turze. Trzaskowski natomiast triumfował wśród najlepiej wykształconego elektoratu.
Duda wygrałby już w pierwszej turze, gdyby cała Polska głosowała tak jak Podkarpacie, Lubelszczyzna, Świętokrzyskie i Podlasie. Za to przewaga Trzaskowskiego w “jego” województwach nie była już tak wyraźna.
Dwóch prezydentów, dwóch zwycięzców i dwóch wielkich przegranych
Potwierdziły się obawy, że obecność Rafała Trzaskowskiego jako wyrazistego kandydata partyjnego z PO… poprawi wynik Andrzeja Dudy. Jednak to nie prezydent kraju ani prezydent stolicy mogą cieszyć się z wyników pierwszej tury. W dłuższej perspektywie zwycięzcami okażą się Szymon Hołownia i Krzysztof Bosak, których kampanie jako jedyne oparły się niszczycielskiej siłe partyjnych machin. Za to klęskę poniosły SLD i PSL, to może być ich koniec.
Czas zweryfikować obiegowe sądy, bo nie wszystkie są prawdziwe. Nieprawda, że Trzaskowski okazał się kandydatem bogatych, a mniej zamożny elektorat wsparł Dudę w podzięce za 500plus. Pretendent z PO wygrał w strasznie dotkniętym przez społeczne następstwa transformacji ustrojowej Elblągu, gdzie jego rywal zapłacił za wydumany i rujnujący środowisko oraz turystykę regionu koncept przekopu Mierzei Wiślanej. Trzaskowski zwyciężył również w skromnej Jeleniej Górze i Słupsku. W Warszawie wygrał na tradycyjnie robotniczej Woli, jak również na Pradze Południe, gdzie oprócz elitarnej już przed wojną Saskiej Kępy znajdują się kwartały starych kamienic Grochowa i Kamionka, gdzie kanalizację i wodociągi montowano czasem dopiero po transformacji ustrojowej w ramach rewitalizacyjnych projektów Unii Europejskiej.
Statystyki często okazują się mądrzejsze od ekspertów, zwłaszcza samozwańczych. I bardziej optymistyczne niż kreowana w kampanii rzeczywistość. Polsce nie grozi bowiem – wbrew histerii podsycanej przez sztaby i rozgorączkowanych komentatorów – żadna nawet zimna wojna secesyjna. Nie da się wyznaczyć linii demarkacyjnej pomiędzy krajem Dudy a ojczyzną Trzaskowskiego. Rzut oka na mapy poparcia pokazuje, ile tu enklaw. Zaś w poprzednich wyborach zdarzało się, że sympatie polityczne w województwach odwracały się przez dwa tygodnie, dzielące pierwszą turę od drugiej. Nie wiemy, czy i tym razem tak będzie. Pewne stereotypy się potwierdzają, bo Duda wygrał na wsi i w bardziej konserwatywnej Polsce na wschód od Wisły, a Trzaskowski w wielkich miastach i na terenach zachodnich, określanych na mapach języka polskiego jako te, gdzie dominują “nowe dialekty mieszane”.
Rozmawiamy jednak wciąż w tym samym języku, skoro o nim mowa, pozostajemy jednym narodem i społeczeństwem. Co najważniejsze – jak dowodzi sięgająca dwóch trzecich uprawnionych do głosowania frekwencja – takim, któremu sprawy publiczne nie stały się obojętne. Z tego warto się cieszyć, chociaż nie wiemy jeszcze, kto wygra. Wiele wskazuje jednak na to, że aby zwyciężyć, trzeba będzie raczej przełamywać uprzedzenia niż na nich bazować.