Brakuje rzetelnych danych o strukturze własności ziemi w Polsce, udziale podmiotów zagranicznych w wytwarzaniu, skupie, przetwórstwie i handlu produktami pochodzenia rolniczego. Fakt ten daje do myślenia i uznać należy za naganny. Tym niemniej trzeba zauważyć, że od momentu wstąpienia Polski do UE w roku 2004 eksport naszych produktów pochodzenia rolniczego gwałtownie wzrósł i osiągnął w 2019 roku poziom 31,8 mld euro. Rolnictwo stało się eksporterem netto. Dla przykładu – Polska jest trzecim co do wielkości eksporterem wołowiny w UE, największym eksporterem pieczarek, znaczącym eksporterem drobiu, przetworów mlecznych, owoców, tytoniu.
Radykalna przemiana, modernizacja a często budowa od podstaw dokonała się w przechowalnictwie, przetwórstwie i dystrybucji surowców i produktów pochodzenia rolniczego. Można śmiało powiedzieć, że branża rolno-spożywcza a także transport samochodowy to dwie dziedziny, które dobrze wykorzystały szansę wynikającą z otwarcia rynku unijnego oraz dostępu do funduszy unijnych. Trzeba jednak pamiętać, że w handlu a zatem tam, gdzie zarabia się najwięcej kapitał zagraniczny (niemiecki, holenderski, włoski, nawet ukraiński i inne) dominuje zagarniając marżę ze szkodą dla polskich rolników i przetwórców rolnych.
Wzrost udziału polskich producentów żywności w podaży na rynek unijny wywołał nerwowe reakcje ze strony konkurentów. Znalazło to wyraz w kwestionowaniu jakości polskich owoców i warzyw (przykładem Szwecja, Czechy), mięsa drobiowego i innych. Szczególnym zjawiskiem stały się kampanie medialne dyskredytujące jakość polskich produktów rolnych.
Jednocześnie podjęte zostały działania mające na celu wyeliminowanie polskiej konkurencji na międzynarodowym rynku produktów rolnych za sprawą… polskich środowisk – nazwijmy ich po imieniu „terrorystów ekologicznych”. Pierwszym tego przykładem była ustawa o zakazie tuczu gęsi procedowana w polskim parlamencie z inicjatywy pani poseł Katarzyny Piekarskiej (1999 rok). Drugim – obowiązujący do dziś zakaz eksportu polskiej żywności do Rosji. Równocześnie firmy z Europy Zachodniej, głównie holenderskie i niemieckie, nie tylko zajęły nasze miejsca w eksporcie do Rosji, ale co więcej, zbudowały, wyposażyły oraz przeszkoliły personel w nowopowstałych ogromnych przedsiębiorstwach rolno-spożywczych w Rosji. Dziś Rosja i Ukraina są już znaczącymi eksporterami produktów rolnych sprzedawanych po bezkonkurencyjnie niskich cenach.
Obecnie procedowana ustawa to pod pretekstem ochrony zwierząt perfekcyjnie realizowana strategia eliminowania polskich rolników i przetwórców rolnych z tych rynków, na których stali się groźni dla zachodnich producentów.
Użyto ideologii wykorzystującej „troskę o zwierzęta” angażując w kampanię środowiska pseudoekologów, celebrytów, media i co najgorsze, nieświadomych wagi sprawy obywateli. Pomocna okazała się także naiwność, niewiedza ale też „usłużność” polskich polityków i urzędników państwowych.
Tymczasem warto pamiętać, że likwidacja lub ograniczenie skali działalności jednej branży w rolnictwie pociąga za sobą spadek produkcji w innych. Przykładowo – do ferm drobiarskich potrzebne są ziarno i inne surowce rolne. Pozostałości po przetwórstwie drobiu, by uniknąć kosztownej utylizacji są skarmiane na fermach zwierząt futerkowych. W rolnictwie obowiązuje zasada „naczyń połączonych” i trzeba mieć świadomość, że konsekwencją ograniczeń narzuconych ustawą w stosunku do jednej branży rolnej będzie spadek produkcji i dochodów w kilku innych włączając przetwórstwo i handel.
Osobnym problemem jest tu perspektywa znalezienia zatrudnienia dla ludzi, którzy stracą pracę w likwidowanej branży rolnej. Rodzą się też pytania, co z ziemią, co ze spłatą zaciągniętych zobowiązań. Należy też wskazać na przykład przedsiębiorstwa Ursus, które jako jedyny polski producent traktorów i maszyn rolniczych zamiast być wspierany w swej działalności jest konsekwentnie niszczony przez polskie urzędy, instytucje i banki.
Współczesne rolnictwo by było efektywne, czyli wytwarzało tanio i dobrej jakości produkty, wymaga odpowiednich rozmiarów rynków zbytu. Polski rynek wewnętrzny jest dla wielu produktów zbyt wąski – przykładem wołowina. Zatem ograniczenie eksportu danego produktu skutkować będzie nie tylko spadkiem produkcji, ale także wzrostem kosztów wytwarzania, wzrostem ceny na rynku rodzimym, a w konsekwencji może prowadzić do zastąpienia polskiego surowca tańszym z importu. W sumie oznaczać to będzie postępującą likwidację branży, a w dalszej perspektywie, po osiągnięciu na rynku pozycji dominującej, wzrost ceny dla polskiego konsumenta. Tak oto konsumpcja żywności na rodzimym rynku miast tanieć, zacznie drożeć.
Przedstawione tu stanowisko jednoznacznie przemawia za odrzuceniem ustawy. Przedsiębiorcy i producenci rolni powinni połączyć siły w obronie wspólnych interesów. Niech powstanie realny sojusz wszystkich polskich podmiotów gospodarczych: z przemysłu, handlu, usług, rolnictwa na rzecz zwycięstwa w walce z globalną konkurencją.
Sumując:
Polskim rolnikom i hodowcom grozi:
– wykup polskiej ziemi przez zagraniczny kapitał
– bankructwa gospodarstw rodzinnych z powodu spadku dochodów i zadłużenia
– likwidacja branż: futerkowej, trzody chlewnej, bydła i innych z powodu „wdzięczenia się” władz do środowisk pseudoekologicznych, braku skutecznego nadzoru weterynaryjnego a także niekontrolowanego pod względem jakościowym i sanitarnym importu żywności
– upadek nowoczesnych, towarowych gospodarstw z powodu nieuczciwej konkurencji, braku dostępu do rynku krajowego za sprawą zagranicznych sieci handlowych oraz blokowanie eksportu przez zagraniczne koncerny
– przymus zaopatrywania się w bardzo drogie maszyny i środki produkcji dla rolnictwa w zagranicznych firmach i koncernach z powodu likwidacji polskich przedsiębiorstw wystawionych dziś na nieuczciwą konkurencję i politykę rządu faworyzującą zagraniczne firmy
– przymus sprzedaży swych produktów po zaniżonych cenach, w skrajnie niekorzystnych warunkach zagranicznym sieciom handlowym z powodu likwidacji, bankructw polskich sklepów i przedsiębiorstw handlowych niszczonych dziś błędną polityką rządu preferującą zagraniczne koncerny
– pogorszenie opłacalności i ograniczenie eksportu na skutek kampanii szkalujących jakość polskiej żywności i brak właściwej reakcji ze strony polskiego Ministerstwa Rolnictwa
Polskiemu konsumentowi – Tobie, mnie, naszym dzieciom i rodzinom zagraża:
– import dotowanej żywności zawierającej ogromne ilości konserwantów, stabilizatorów, utrwalaczy i innych preparatów chemicznych
– utrudniony dostęp do polskich produktów żywnościowych eliminowanych z wielkich sieci handlowych
– fałszowanie danych o producencie, „podszywanie się” pod polskie marki i polską flagę
– wzrost cen produktów żywnościowych po wyeliminowaniu z rynku bądź znacznym ograniczeniu sprzedaży polskich produktów rolnych
Polski rolnik nie ma przyszłości bez zamożnego polskiego konsumenta. Polski konsument jest i będzie jego najlepszym klientem.
Polski producent i handlowiec współpracujący z rolnictwem nie ma przyszłości bez zamożnego polskiego rolnika. Polski rolnik chce kupować środki produkcji i handlować z polskimi producentami i handlowcami.
Należy
Wprowadzić pod obrady Sejmu projekt ustawy powołującej do życia Państwową Inspekcję Jakości i Kontroli Żywności, przede wszystkim tej z importu.
Oddłużyć polskie rolnictwo i wstrzymać egzekucję gospodarstw rolnych.
Podnieść wydatki z budżetu państwa na polskie rolnictwo do poziomu 1,2% PKB.
Wspierać organizacje, spółki, klastry, stowarzyszenia rolnicze wprowadzające na rynek zdrową, tanią, smaczną polską żywność.
Zinwentaryzować i podać do publicznej wiadomości obszar polskiej ziemi wykupionej przez podmioty zagraniczne, w tym spółki z przewagą kapitału zagranicznego.
Naprawić funkcjonowanie Inspekcji Weterynaryjnej, ARiMR-u i KRUS-u.
Wprowadzić politykę wsparcia finansowego, promocyjnego i innych polskiego przemysłu i handlu współpracującego z rolnictwem oraz długookresowej strategii promowania polskiego eksportu żywności.
O co chodzi skoro nie o dobro zwierząt
Forsowany przez rządzących zakaz hodowli zwierząt futerkowych zaszkodzi nie tylko pracownikom farm, ale również hodowcom drobiu w Polsce: podroży koszty, zmniejszy opłacalność i zlikwiduje konkurencyjność wobec zachodnich producentów. Zapewne nie wszyscy o tym wiedzą, ale toczy się prawdziwa wojna na górze, bo w grę wchodzą mocne wpływy i wielkie pieniądze.
W latach 70-tych Polska produkowała PIĘĆDZIESIĄT MILIONÓW TON ziemniaków; Dzisiaj produkuje OSIEM milionow ton.!!!!! Dlaczego w PRL-u , 8-10 ha ziemi wystarczyło rolnikowi na utrzymanie rodziny,wysłanie dzieci na studia ,zakup polskiego ciągnika i polskiego FIATA 125-P.A członkowie Rolniczej Spni Produkcyjnej co roku kupowali nowy samochód za tzw.TRZYNASTKE. Dzisiaj drobna naprawa ciągnika zachodniego ( cena 500.000 zł i więcej),do kabiny którego trzeba wchodzić po drabinie ,kosztuje 50.000 zł. Tyle co w PRL kosztował ciągnik URSUS. W PRL 100 gospodarstw rolnych trzymało po 100 kur i było 10.000 kur w każdej wiosce. Wioska to było świeże powietrze,zdrowe i świeże jaja.. Dzisiaj każda wioska ŚMIERDZI kiszonkami , bydłem,trzoda chlewną lub pieczarkami.Wiecie jaki jest smród gdy produkujący podłoże pieczarek wwietrzy hale. Jakby 5 wozów z padliną przejechało przez wieś. A jak się mieszka w pobliżu,do 20 km od fermy norek ???!!! Kawałek dzielnicy ,willowej,Poznania zasmrodzony jest fermą trzody chlewnej.Z tą POLSKA ZDROWĄ ŻYWNOŚCIĄ ,też byłbym ostrożny. Produkujący jajka kurze dzielą swoja fermę np. 6.000 kur po 2.000 kur na zonę,męża i córkę i już mają JAJA EKOLOGICZNE .Nawet działkowicze sypią nawozami,jeden przed drugim. Sumując w 90% z artykułem się zgadzam.pozdrawiam