Prawa dwa jak kucharek sześć

0
288

Na wywołaną przez PiS awanturę o sądy warto spojrzeć z perspektywy zwykłego obywatela: pozwanego, powoda czy świadka. Nie z punktu widzenia wyrosłych w PRL hunwejbinów skłonnych uchwalać ustawy szybciej niż sami zmieniają poglądy, byle tylko sądy przejąć. Ani ambicji korporacyjnych, którym nie przeszkadzają nawet arogancja sędziów ani absurdalne wyroki.

Efektem wojny, jaką PiS toczy z sędziami staje się pogłębienie wrażenia obcości własnego państwa, jaką odczuwa polski obywatel. Zapewne przyszli historycy prędzej wybaczą Dudzie i Kaczyńskiemu łamanie Konstytucji niż wznoszenie tej bariery.

– Jest gorzej niż myślałem – oznajmił na sejmowym korytarzu jeden z liderów opozycji w pół godziny po wyjściu ze spotkania u Andrzeja Dudy. – Prezydent nie tylko ustawę podpisze. Ale uwierzył, że to dobre dla ludzi.

W istocie zwykły Polak będzie się musiał odnaleźć w dwóch odmiennych rzeczywistościach prawnych, z których jedną tworzą instytucje już zwasalizowane przez PiS (Trybunał Konstytucyjny z prezes Julią Przyłębską, Krajowa Rada Sądownictwa oraz nowo powołana operetkowa Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego), z drugiej – opozycyjne wobec niego (Sąd Najwyższy z pierwszą prezes Małgorzatą Gersdorf). Granica przebiegnie nawet pośrodku gmachu parlamentu, przecinając najdłuższy jego korytarz: Sejm bowiem należy do pierwszego z tych porządków, Senat do drugiego. Instytucje zjednoczonej Europy wspierają pierwszy z tych światów, brytyjscy zwolennicy Brexitu i Węgry Orbana – drugi. Nie tylko zagranicy nietrudno przyjdzie podważać wyroki polskich sądów – co ułatwi zadanie niemieckim Jugendamtom oraz ich norweskiemu odpowiednikowi, od lat nękającym polskie rodziny – ale stanie się to również możliwe w kraju, jeśli tylko w składach orzekających znajdą się sędziowie wyłonieni przez „reżimową” KRS. Konfuzja i chaos dotkną zwykłych Polaków a nie twórców całego zamieszania. Takiej kolizji nie było nawet przed 30 laty w chwili zmiany ustrojowej.

Zapewne to zagrożenie – bo przecież nie popularność sądów, które zwykły Polak ocenia krytycznie, za rządów PiS jeszcze bardziej niż przedtem, bo pracują coraz wolniej – przyczynia się do faktu, że Duda jeszcze niedawno w sondażach ocierający się o zwycięstwo w pierwszej turze wyborów prezydenckich w badaniu Maison & Partners notuje zaledwie 38 proc poparcia [1] a kilkunastoprocentowa przewaga PiS nad PO z wyborów parlamentarnych stopniała w sondażu Kantaru do 5 proc: 35 do 30 [2]. Przy czym z tego samego badania wynika, że co drugi Polak uważa, że prezydent nie powinien podpisywać ustawy kagańcowej, ograniczającej po raz kolejny wolność sądów i przewidującej sankcje nawet za… kwestionowanie przez jednych sędziów uprawnień innych sędziów do orzekania, co przypomina dawne sankcje za obrazę majestatu i pokazuje, że właśnie PiS oferuje status uprzywilejowanej kasty sędziom, tyle, że… wyłącznie swoim. Zaś krytycyzm opinii publicznej wobec tej grupy nie ma związku z poparciem dla PiS i łączy się z licznymi gorszącymi wyrokami, jak niedawne uwolnienie celebryty Piotra Najsztuba od kary za to, że bez prawa jazdy i badań technicznych potrącił samochodem kobietę.

Jedno jest wszakże jasne – przekonywał wybitny amerykański uczony Lon L. Fuller w książce „Moralność prawa”. „Poszanowania dla panującej władzy nie należy mieszać z wiernością prawu” [3]. Według Fullera prawo powinno być stabilne i nie zmieniać się zbyt często a pisowskie nowelizacje tego standardu nie spełniają. Prawodawca powinien też stanowić prawo w sposób rozważny, a trudno ten walor przypisać możliwości karania sędziów za stosowanie prawa europejskiego. Ale to nie klasyczne czy anglosaskie wzory ani teoria moralności prawa przyświecają obecnym zmianom.

Wszyscy mistrzowie prezesa

Jarosław Kaczyński wywodzi się ze szkoły prawa PRL. Innej nie zna. Dlatego zapewne obdarza tak ogromnym zaufaniem – i stanowiskami – zhańbionych nadgorliwą służbą represyjnemu komunizmowi prokuratora Stanisława Piotrowicza co oskarżał opozycjonistów (m.in. Antoniego Pikula) oraz wcześniej sędziego Andrzeja Kryże, który skazywał uczestników patriotycznej demonstracji przed Grobem Nieznanego Żołnierza a został wiceministrem w rządzie PiS.

Prawnik Jarosław Kaczyński zajęcia prowadził, ale na cieszącej się fatalną opinią filii białostockiej Uniwersytetu Warszawskiego. Uzupełniali tam chętnie wykształcenie tajniacy, którzy woleli mieć w życiorysie (CV jeszcze wtedy nie było) UW nawet w postaci filii niż jawnie resortowe Szczytno czy Legionowo. Sam Kaczyński potem też na UW pracował, tyle, że… w bibliotece, na miarę swoich zdolności i możliwości.

Wolne sądy i wolne żarty

To historia godna piór i wyobraźni Nikołaja Gogola, Michaiła Bułhakowa czy naszego Sławomira Mrożka. Wyprawa sędziego Pawła Juszczyszyna do Warszawy po podpisy pod listami poparcia dla nowej, „reżimowej” Krajowej Rady Sądownictwa, podróż której efekt udaremniło odręczne pismo prezesa olsztyńskiego sądu Macieja Nawackiego, który specjalnie żeby je wysmażyć przerwał urlop, sporządzone w chwili gdy podwładny jechał […]

Read more

Kompleksy Kaczyńskiego jako życiowego nieudacznika nakładają się na jego umiarkowaną wiedzę prawniczą, kształtowaną przez specyficznych mistrzów.

Demonicznym mentorem Kaczyńskiego był prof. Stanisław Ehrlich, promotor zarówno pracy magisterskiej jak doktoratu przyszłego prezesa. Wolę poltyczną uznawał za nadrzędną wobec prawa. Wydał też za Gomułki książkę „Grupy nacisku”. Ale nie wtedy zaczął się jego życiorys. Chociaż dziadek Stanisława Ehrlicha był właścicielem domu bankowego w Przemyślu, wnuk w latach 1940-41 był docentem Państwowego Uniwersytetu Lwowskiego im. Iwana Franki w tym samym czasie, kiedy z miasta masowo wywożono Polaków do stalinowskich obozów i miejsc zesłania. Do kraju wrócił ze szlifami majora jako oficer polityczny w 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. W 1950 r. był sekretarzem Komitetu Uczelnianego PZPR na Uniwersytecie Warszawskim. Kierował nawet osobną… Katedrą Prawa Radzieckiego, bo taka też istniała.

Na poglądy zarówno Kaczyńskiego jak jego doradców mocny wpływ wywarł dorobek Carla Schmitta. Podobnie jak Ehrlich był on oportunistą, skoro w czasach Republiki Weimarskiej pracował dla ministra obrony nad projektem delegalizacji NSDAP, a w 1933 r.… zapisał się do tejże partii, pozostając w niej aż do 1945, kiedy to na rok internowali go Amerykanie jako prominentnego teoretyka prawa III Rzeszy. I tak miał szczęście, że nie wsadzili go do klatki bo taki los spotkał poetę Ezrę Pounda, wygłaszającego radiowe pochwały faszyzmu przeznaczone dla żołnierzy alianckich.

Carl Schmitt stawiał dylemat: władza czy anarchia. Kluczowe pozostawało dla niego pojęcie suwerena, zapewniającego jedność i bezpieczeństwo. Za najważniejsze dla uprawiania polityki uznawał określenie wroga. Kaczyński każdą kampanię od tego zaczyna. Dziś są nim sędziowie i ich obrońcy [4].

Ani kasta ani dykatura. Jak wypracować złoty środek w sporze o sądy

Przejmowanie sądów przez PiS niesie za sobą fatalne skutki dla obywatela, ale niebezpieczne wydaje się też upowszechnianie przekonania, że lepiej nic nie zmieniać.

Read more

W narysowanym w latach 70 dla małych Brytyjczyków patriotycznym komiksie o III wojnie światowej rządy nad okupowanym przez wojska radzieckie Albionem obejmuje półobłakany kierowca ciężarówki Travis. W realu inaczej niż w komiksie – ćwierćinteligenci zwykle okazują się gorsi bo bardziej zajadli od liderów z awansu. Prawnikami, tyle, że kiepskimi są wszyscy twórcy tego, co obóz rządzący nazywa reformą wymiaru sprawiedliwości: Jarosław Kaczyński, Andrzej Duda i Zbigniew Ziobro. Cała trójka od dawna czuje się niesprawiedliwie odrzucona przez polską inteligencję, której typowymi przedstawicielami – czy się to komu podoba czy nie – pozostają także sędziowie.

Polityka dla polityków, sądy dla sędziów?

Tyle, że wcale nie ci ostatni zapłacą za dualizm prawny, jaki może stać się konsekwencją chaosu, wywołanego zarówno przez to, co PiS nazywa reformą wymiaru sprawiedliwości – jak i opór środowiska przeciw temu dyktatowi. Politycy, eksperci i komentatorzy postrzegają spór o sądy jako grę o sumie zerowej z udziałem autorytarnej władzy i jej środków przekazu (sławetny program „Kasta” w TVP) z jednej, a korporacji sędziowskiej i opozycji z drugiej strony. Wcale tak nie jest.

Najpierw uchwalą, potem poprawią czyli sądy po nowemu

Pod koniec stycznia ma odbyć się spotkanie na szczycie ws. sądów, w formie debaty z udziałem najważniejszych osób w państwie: prezydenta, premiera, marszałków Sejmu i Senatu, przewodniczącej Trybunału Konstytucyjnego i prezes Sądu Najwyższego, Rzecznika Praw Obywatelskich oraz prawników i ekspertów. Gospodarzem będzie Polska Akademia Nauk, miejscem Pałac Staszica – dowiedzieliśmy się nieoficjalnie.

Read more

Głównym poszkodowanym stanie się zwykły obywatel, i tak już udający się do sądu z głęboką rezerwą i niepewnością. Do przeciągających się terminów – a pod tym względem za rządów PiS sytuacja się pogorszyła – dołączy trudność dodatkowa w postaci niepewności co do tego, czy wyrok okaże się ważny. Państwo Polaków – teoretycznie wciąż wolne, niepodległe i obecne w strukturach europejskich i atlantyckich – oddali się tym samym jeszcze bardziej od zwykłego obywatela. Tego ostatniego nikt nie broni. Ani partie ani nawet społeczne autorytety. Skoro tak, to stanowi to znakomity temat kampanii dla obywatelskiego kandydata w wyborach prezydenckich. Czekamy, kto go podejmie.

Trudniej się spodziewać od działających już partii i zgłoszonych pretendentów uznania dość oczywistej reguły, że sądy nie istnieją tylko dla sędziów podobnie jak polityka dla polityków, lecz celem powinno być w obu wypadkach dobro wspólne. Również szukanie porozumienia nie może stać się tylko – jak w popularnej w międzywojniu dziecinnej wyliczance – budowaniem mostów dla pana starosty.                

[1] Maison & Partners dla Onetu, 24-28 stycznia 2020
[2] Kantar dla TVN, 29-30 stycznia 2020
[3] Lon L. Fuller. Moralność prawa. tł. Stefan Amsterdamski. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1978, s. 77
[4] por. Adam Woźniak. Ulubiony filozof prezesa Kaczyńskiego. Holistic News z 1 maja 2019      

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 30

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here