Joe Biden wygłosił w Warszawie wystąpienie godne przywódcy najpotężniejszego mocarstwa, uniknął jednak poważnych obietnic dotyczących finansowania pobytu ponad 2,3 mln uchodźców ukraińskich. Zapowiedź przyjęcia przez Amerykę 100 tys z nich trudno serio potraktować, skoro jeszcze niedawno tylu… jednego dnia przekraczało naszą granicę. Prezydent USA za to jasno wskazał, z kim w przyszłości chce rozmawiać w Polsce: świadczy o tym jego spotkanie z Rafałem Trzaskowskim.
Prezydent wygłosił na Zamku Królewskim wystąpienie godne lidera wolnego świata. O tym jednak, czy zasłuży ono na miano historycznego czy epokowego – zdecyduje fakt, czy pójdą za nim konkretne działania. Polska czeka na pomoc w goszczeniu 2,3 mln uchodźców wojennych, a na razie mowa o miliardzie dolarów, który nie wiadomo jeszcze jak ma być podzielony między kraje ich przyjmujące. Wcześniej sekretarz stanu Anthony Blinken wymieniał wyższą kwotę: 2,7 mld dol, ale też nie sprecyzował jej podziału. Kluczowe wydaje się więc trzymanie Amerykanów za słowo i nakłanianie do decyzji.
Gdy przemawiał na Zamku, na Lwów spadały rakiety
Dawno już żaden amerykański przywódca nie mówił o Polsce w podobnych superlatywach – tym bardziej, że Joe Biden przywołał zarówno słowa Jana Pawła II “nie lękajcie się” jak i efekt papieskiego przesłania: zmianę oblicza świata pomimo żelaznej kurtyny i imperium radzieckiego, które wydawało się trwałe. Podobnie to credo okaże się mocniejsze – zapewniał prezydent – niż okrucieństwo i brutalność tej niesprawiedliwej wojny. – Czeka nas długa walka – powtarzał. Wskazał, że Rosja przemocy chciała od samego początku. – Demokracja i wolność zwyciężą – zapewnił Joe Biden.
W sferze symbolicznej przywołał prezydent USA słowa “za wolność waszą i naszą”, w konkretnej zaś – artykuł 5 Traktatu Waszyngtońskiego, zobowiązujący państwa członkowskie do wspólnej obrony w chwili ataku na któreś z nich. Nie pozostawił wątpliwości, że obowiązuje i będzie stosowany.
To zwyczajni Polacy – a nie prezydent Andrzej Duda ani rząd Mateusza Morawieckiego – stali się przedmiotem pochwał Joego Bidena. Za ich umiłowanie wolności i gościnność okazaną teraz sąsiadom uchodzącym przed okropnościami wojny. Prezydent USA nie relatywizował odpowiedzialności za wybuch konfliktu na Wschodzie. Na Stadionie Narodowym nazwał Władimira Putina rzeźnikiem. – Ta wojna jest już teraz strategiczną porażką Rosji – zapewnił. Stwierdził zarazem, że “tej bitwy nie wygramy w ciągu dni ani miesięcy”. Rosja podeptała demokrację u siebie. Teraz niszczy ją u innych. Jednak gospodarka rosyjska się rozpadnie – zapewnia Joe Biden.
Jednak gdy prezydent Stanów Zjednoczonych wygłaszał na Zamku swoje credo przywódcy wolnego świata – nie ulega wątpliwości, że na razie przynajmniej w słowach potwierdził tę rolę – na Lwów spadały właśnie rosyjskie rakiety. Wiadomo, że termin tego ataku starannie skalkulowano.
Agenda Bidena czyli z kim USA chce rozmawiać w Polsce
Równie precyzyjny, co terminarz działań rosyjskich – jeśli w ogóle przystoi tego porównania użyć – okazał się kalendarz spotkań Joego Bidena w Polsce. A także ich przesłanie, bardziej konkretne niż przemówień.
Z urzędu niejako konferował z prezydentem Andrzejem Dudą oraz premierem Mateuszem Morawieckim – jednak odrzucił oba flagowe pomysły pisowskiej ekipy, dotyczące wojny na Wschodzie: użyczenia Ukraińcom natowskich MIG-ów oraz wysłania tam misji. Nie wydaje się, by wizyta amerykańskiego lidera poprawiła choć trochę oceny, wystawiane w świecie obecnym władzom: w tym sensie demokratyczny prezydent osiągnął zaplanowany efekt. Charakterystyczne, że dokładnie w dniu wystąpienia na Zamku, Florian Hassel zauważał na łamach sobotniego “Suddeutsche Zeitung”, że w Polsce “likwidacja państwa prawa jest niezmiennie kontynuowana”. Jednak przy okazji wizyty Biden przekazał jednoznaczny sygnał, że ręki do tego przykładać nie zamierza.
Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek amerykański przywódca znalazł czas dla prezydenta miasta. A Biden spotkał się z Rafałem Trzaskowskim. To gospodarzowi stolicy przekazał życzenie, żeby Polska stała się wzorem demokracji. Trudno o jaśniejsze wskazanie, kogo Ameryka chce mieć za przyszłego partnera w Polsce. Tym bardziej, że Biden nie spotkał się z Donaldem Tuskiem ani Szymonem Hołownią.
Problemem nie podział pomocy lecz jej brak
Równocześnie prezydent USA usłyszał od swojego warszawskiego odpowiednika jego z kolei życzenie: żeby środki na pomoc uchodźcom trafiały nie tylko do władzy centralnej ale również do samorządu.
Na razie jednak głównym problemem pozostaje nie podział tej pomocy, ale jej brak.
Wizyta Bidena tego stanu rzeczy nie zmieniła. Prezydent USA wyjechał z Polski, uchodźcy u nas pozostają, gościmy ich już ponad 2,3 mln, głównie dzięki ofiarności i współczuciu zwykłych Polaków, oferujących wszelką pomoc i w miarę możliwości kąt we własnych mieszkaniach oraz odpowiedzialności i rzutkości samorządów, zastępujących skutecznie bezwolną władzę centralną.
Ten stan rzeczy nie może jednak trwać w nieskończoność bez pomocy międzynarodowej, skoro próg wytrzymałości Polski eksperci szacują na 3-4 miliony uchodźców. Stopniowo więc – acz nieuchronnie – się do niego zbliżamy. To próg katastrofy humanitarnej, której szczegóły trudno przewidzieć. Rzeczą przywódców wolnego świata pozostaje temu zapobiec, nawet najpiękniejsze słowa nie wystarczą. A tym bardziej jeden miliard, co jeszcze wcale do potrzebujących ani ich gospodarzy nie trafił.