Fakt, że wysocy funkcjonariusze resortu finansów zostali aresztowani w związku z podejrzeniem udziału w wyłudzaniu VAT-u, jest nie tylko katastrofą wizerunkową tego ministerstwa, lecz również przypomina stawiane nie raz publiczne pytanie: kto naprawdę rządzi pod tym adresem? Od 40 lat zajmuję się zawodowo podatkami, obserwuję z bliska sposób funkcjonowania tego resortu i dobrze wiem, że działy się tam różne dziwne rzeczy, o których opinia publiczna z reguły się nie dowiedziała. Ale czegoś takiego jeszcze nie było.

Bywało różnie. Pod koniec lat 90., gdy do resortu wrócił twórca „radykalnej transformacji”, po korytarzach tego ministerstwa zaczęli biegać dziwni „eksperci” (o których nikt wcześniej nie słyszał) z tzw. międzynarodowego biznesu zajmującego się ucieczką od opodatkowania, co dla wielu obecnych tam jeszcze „starych urzędników” było czymś szokującym. Wówczas podjęto pierwszą i – jak się później okazało – nieudaną próbę ustawowego połączenia tego resortu z tym biznesem przez powołanie korpusu tzw. biegłych doradców podatkowych, którzy mimo że zajmowali się ucieczką od opodatkowania, mogli być jednocześnie zatrudnieni w resorcie finansów. Wśród tych „ekspertów”, będących prawdopodobnie również autorami tej koncepcji (ustawa została skierowana do Sejmu prze ówczesny rząd), były osoby zatrudnione w firmie doradczo-audytorskiej, która zyskała wtedy światowy rozgłos w związku z udziałem w oszustwach księgowych na nieznaną w historii skalę „kreatywna księgowość”) na rynku amerykańskim (afera Enronu).

Ciekawe, jakich to porad udzielali eksperci tej firmy ówczesnemu szefowi resortu i jego zastępcom? Mimo, że wyborcy w 2001 r. skutecznie podziękowali raz na zawsze tamtemu szefowi resortu i jego partii, otworzono drzwi ministerstwa dla tego rodzaju ludzi – powstał precedens, który do dziś kontynuują następcy.

Szczególną okazją ku temu było dostosowanie przepisów podatkowych do rozwiązań europejskich, począwszy od roku 2002. Okazało się, że resort bez jakiejkolwiek żenady współpracował wówczas na co dzień przy owej harmonizacji z biznesem zajmującym się ucieczką od opodatkowania i powtarzał te bzdury, np. o „przyjaznym dla podatników” (nawet wiadomo dla których) oraz „szczelnym dla budżetu” charakterze przepisów wspólnotowych. Ani urzędnicy, ani owi eksperci nie zająknęli się, że wspólnotowa wersja VAT-u jest stworzona również po to, aby można było bezkarnie wyłudzać zwroty tego podatku, uchylać się od opodatkowania i zarabiać rocznie setki miliardów euro dzięki głupim przepisom. Czy ktoś jeszcze pamięta, jak przez wiele miesięcy w jednej z opiniotwórczych gazet ukazywał się wówczas „tasiemiec”, w którym głoszono peany na temat wspólnotowego VAT-u, a o masowych już wtedy oszustwach nie padło ani jedno zdanie? Przypadek? Nie sądzę.

Na skutki tych działań nie trzeba było długo czekać. Już w 2004 r. spadły nominalnie dochody z podatku od towarów i usług, a przez następne lata dynamicznie rosły wyłącznie jego zwroty, które w 2014 r. osiągnęły kwotę 100 mld zł rocznie. Wcześniej, bo w 2008 r. w resorcie pojawili się nowi „doradcy społeczni” z tego biznesu, a najsławniejszą z nich (dzięki komisji śledczej) ówczesny minister finansów w zeznaniach przed tą komisją nazwał „ikoną doradztwa podatkowego” (ciekawe czyją?). W latach 2006-2008, czyli w czasie krótkiej przerwy w liberalnych rządach na Świętokrzyskiej, niewiele zmieniło się na lepsze, ówcześni urzędnicy mają swoje za uszami. Przypomnę, że wtedy zadano nokautujący cios efektywności fiskalnej podatków dochodowych, bo zlikwidowano miesięczne deklaracje podatników i płatników. Od tego czasu płacą oni zaliczki na te podatki w kwotach całkowicie dowolnych, czyli tyle, ile chcą, i jest to proceder w zasadzie bezkarny. Kto podsunął politykom ten pomysł? Przecież dzięki tej luce można bezpiecznie „optymalizować” obciążenia podatkowe w tych podatkach, a budżet wszak „żywi się” zaliczkami, a nie rozliczeniem rocznym, do którego z reguły dokłada. Gdy ta formacja wróciła do władzy w 2015 r., proponowano przywrócenie obowiązku składania deklaracji, ale ktoś w resorcie finansów (kto?) wyrzucił te projekty do kosza wbrew programowi wyborczemu.

Ktoś również postanowił zlikwidować deklaracje dotyczące VAT-u. Przypomnę, że od kwietnia 2020 r. (przepisy są już uchwalone), ku uciesze wszystkich „mafii vatowskich”, definitywnie likwiduje się deklaracje w tym podatku. Ciekawe, kto jest autorem tego pomysłu? W czasie konferencji, która odbyła się w Krajowej Szkole Skarbowości, usłyszałem (nie tylko ja), że to właśnie KAS jest orędownikiem i promotorem tego pomysłu. A kto konkretnie? Nasuwa się pytanie: czy może są to funkcjonariusze, którym zarzuca się udział w wyłudzeniach VAT-? Po zlikwidowaniu deklaracji może nawet nastąpić załamanie dochodów budżetowych z tego podatku (o planowanych 200 mld zł na 2020 r. nie ma wtedy co marzyć). Może wtedy dowiemy się, jak nazywają się eksperci, którzy podsunęli ten pomysł.

Wszystkim obecnym i przyszłym szefom resortu finansów, którzy może nie znają się na podatkach (nie muszą), przypomnę trzy elementarne zasady, których przestrzegania jest niezbędnym (choć niewystarczającym) warunkiem zapewniającym efektywność fiskalną VAT-u, akcyzy i podatków dochodowych od działalności gospodarczej:

  1. podatnicy albo płatnicy muszą pod rygorem odpowiedzialności karnej formalnie deklarować wszelkie kwoty zobowiązań podatkowych i zwrotów podatków; nikt ich w tej roli nie jest w stanie zastąpić, zwłaszcza organy podatkowe;
  2. likwidacja deklaracji podatkowych w podatku od towarów i usług oraz akcyzie jest sprzeczna z prawem wspólnotowym i jest z istoty działaniem bezprawnym;
  3. bez deklaracji podatkowych nie da się wyegzekwować przymusowo jakichkolwiek zaległości podatkowych; rola decyzji wymiarowych, wydanych przez organy skarbowe, jest marginalna (nikt nie wyda w ciągu roku ponad 20 mln decyzji).

Oczywiście wiem, że rządzący od lat podatkami politolodzy, inżynierowie, historycy, nauczyciele i ekonometrycy (i ktoś tam jeszcze) nie muszą tego wiedzieć, ale przecież resort finansów wydaje grubą forsę na doradztwo świadczone przez międzynarodowy biznes podatkowy, czyli ktoś mógłby (przecież nie za darmo) im to powiedzieć. Ale taki wniosek można zrodzić wyłącznie przy założeniu, że rządzą ludzie niekompetentni, lecz działający w dobrej wierze. Tak przynajmniej wydawało mi się w przeszłości. Gdy aresztuje się funkcjonariuszy odpowiedzialnych za uszczelnienie VAT-u pod zarzutem wyłudzenia tego podatku, a ktoś w resorcie finansów podrzuca – korzystając z zamieszania przedwyborczego i ograniczonej wiedzy szefów (wciąż chcę wierzyć, że – podobnie jak ich liberalni poprzednicy – tylko nie znają się na podatkach) – przepisy rozszerzające możliwość ucieczki od opodatkowania, należy zadać pytanie: co się tam dzieje?

Akcyza w czasach “liberalnej demokracji”

Dochody budżetu państwa zmniejszyły się w latach 2007-2015 o równowartość około 1 procenta rocznego PKB (obecnie jest to już ponad 20 mld zł). Bezpowrotne straty w akcyzie były proporcjonalnie większe niż w podatku VAT.

Read more

Może zanim służby aresztują kolejnych szkodników, lepiej jednorazowo – raz, ale skutecznie – przeciąć wszelkie związki tego resortu z biznesem zajmującym się ucieczką od opodatkowania? Postuluję to od lat, ale moje gadanie nie ma obiektywnie jakiegokolwiek znaczenia (bo nie ma). Podatki w liberalnej demokracji – podobnie jak tworzenie prawa – to wielki biznes o najwyższej efektywności ekonomicznej. Chcę wierzyć, że z liberalną demokracją pożegnaliśmy się 4 lata temu, a teraz zakończy swój żywot również pod tym adresem.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 4.8 / 5. ilość głosów 4

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here