czyli dlaczego o nas decydują w Kuzbasie
Jeśli na politykę w Polsce wpływają spotkania, odbywane przez prowincjonalnego gubernatora i drugorzędnego handlarza węglem w hotelowej łaźni w Zagłębiu Kuźnieckim w azjatyckiej części Rosji, a tak wynika z najnowszych ustaleń w toku dogrywki afery podsłuchowej – to stanowi to dla nas despekt podwójny. Oburza to, że nami sterują, ale również, że wszystko odbywa się na tak niskim szczeblu.
Tylko w tym roku, w znaczniej mierze pod wrażeniem dramatycznych wydarzeń na Ukrainie, ukazały się przynajmniej dwa znakomite thrillery szpiegowskie, łączące poetykę fantasy z political fiction. To “Renegaci Międzymorza” Aleksandra Diakonowa oraz “Arka” Macieja Gieleckiego. Los Polski decyduje się tam w zakulisowych zabiegach w gabinetach waszyngtońskich biurowców i pokojach rzymskiej kurii, w pekińskim Zakazanym Mieście i na Kremlu. Ostatecznie jednak do gry wejdą sami Polacy i to oni rozstrzygną o losie własnym i regionu. Tak jak uczynili to w tym samym czasie w realu, udzielając największej od zakończenia wielkich wędrówek ludów po II wojnie światowej pomocy humanitarnej wojennym uchodźcom ukraińskim.
Do podobnego optymizmu, w odróżnieniu od wspomnianych powieści political fiction ani nawet całkiem już rzeczywistego i pięknego wysiłku humanitarnego całego społeczeństwa, nie nastraja prawdziwa historia pozyskiwania przez wywiad rosyjski nagrań polityków rządzącej wtedy Platformy Obywatelskiej, utrwalonych w restauracji “Sowa”.
Z relacji jednego z najbliższych współpracowników Marka Falenty wynika, że ten handlarz węglem, któremu w jego własnej opinii ekipa PO-PSL psuła interesy, nagrania przekazał w prowincjonalnym Kemerowie w Zagłębiu Kuźnieckim. Odbiorcą był gubernator Aman Tułajew. Oczywiście nie zachował ich dla siebie. Interesu dobijano w saunie prowincjonalnego hotelu, a ściślej w przerwie odbywającej się tam imprezy z udziałem biznesmenów potocznie przezywanych “nowymi Ruskimi” oraz prostytutek i mnóstwa podejrzanych typów.
Ruska bania, czyli łaźnia w tradycji naszych sąsiadów ma utrwalone miejsce: od cywilizacji życia codziennego po wielką literaturę od Fiodora Dostojewskiego po Wiktora Pielewina. Dlaczego więc nie decydować tam o losach sąsiedniego kraju? Tyle, że to ich, kremlowski, a nie nasz punkt widzenia.
Obraźliwe dla społeczeństwa polskiego pozostają sugestie, że Polacy w 2015 r, głosowali tak a nie inaczej, bo sprowokował ich do tego rosyjski wywiad.
Nie ulega jednak wątpliwości, że tak jak rosyjskie służby specjalne wpływały na kampanie wyborcze w Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza w 2016 r. kiedy to prezydentem został Donald Trump – podobnie mieszać próbowały w polskiej polityce.
Nie oznacza to oczywiście, że w nagranych w restauracji “Sowa” rozmowach, które do Rosjan trafiły, politycy Platformy Obywatelskiej mówili rzeczy zacne i mądre. Przy okazji odświeżenia afery przez PO i związane z nią media, a ściślej, jeśli tak rzec można “update’owania” jej z dodaniem nowego “śladu kemerowskiego”, Polacy przypomnieli sobie również pijacki bełkot Bartłomieja Sienkiewicza i Radosława Sikorskiego, utrwalony na “taśmach prawdy”. Bo nagrania, chociaż stanowiące wedle standardów anglosaskich “owoc złego drzewa” sfałszowane przecież nie zostały. Co więcej – łożący na polityków podatnicy mają prawo się dowiedzieć, co ci pierwsi wygadują. Nagrania upubliczniono za sprawą rosyjskich służb i ich kontaktów w Polsce. Stanowią już jednak mniej chlubną część najnowszej historii politycznej Polski. Nie da się ich z niej wykreślić.
Za to całość ingerencji rosyjskich służb w działania polityczne w Polsce, w pracę demokratycznych instytucji, w przebieg procesu wyborczego – wymagają z oczywistych względów zbadania. Nie rwały się do tego przez siedem lat pisowskie z kolei formacje specjalne. Jeśli jednak jakąś wiedzę zdobędą – nie mogą jej zachować dla siebie. Każdy inny wariant oznacza zgodę na to, by scenariusze polityczne w Polsce układano w prowincjonalnej rosyjskiej łaźni. Nie tylko ze względów prestiżowych, ale z oczywistych powodów związanych z bezpieczeństwem wszystkich obywateli pozostaje to nie do przyjęcia.