Sejm bez płotu

0
177

…i prezydia obu izb bez PiS

Szymon Hołownia już w pierwszych godzinach swojego urzędowania w nowej roli marszałka Sejmu wypełnił swoją obietnicę zlikwidowania płotu, okalającego od siedmiu lat parlament, kiedy władzę sprawował w nim PiS.

Ściślej zaś do rozbiórki zasieków najpierw przystąpili sami obywatele, którym nikt tego nie utrudniał, dopiero potem podległe marszałkowi służby zleciły policji dokończenie dzieła.

Metalowe barierki, zarówno symbolicznie jak dosłownie oddzielające wyborców od ich przedstawicieli pojawiły się z woli PiS za rządów marszałka Marka Kuchcińskiego a nie jego następczyni w marszałkowskim fotelu Elżbiety Witek. Nie tylko dlatego utrącenie jej kandydatury na wicemarszałka przez nową demokratyczną większość krytykują obserwatorzy odlegli od sympatii dla PiS, w tym politolog prof. Antoni Dudek, który jako jedyny przewidział wynik październikowych wyborów, trafnie oceniając zawczasu, że nie wygra ich nikt. Teraz decyzję co do Witek uznaje za “psucie kultury parlamentarnej”, co poskutkuje tym, że zacznie się tam “wojna totalna” [1]. Dokładność tej prognozy potwierdził przebieg wydarzeń już w drugim dniu sejmowych obrad:

w trakcie debaty o kandydatach do Krajowej Rady Sądownictwa marszałek Szymon Hołownia musiał przekrzykiwać m.in. ministrów zdymisjonowanego już rządu Mateusza Morawieckiego: Zbigniewa Ziobro i Przemysława Czarnka. Paliwem PiS dla radykalizacji nastroju stało się demonstrowanie krzywd z dnia poprzedniego, czego właśnie prof. Dudek się obawiał. Ale w roli właściciela stacji benzynowej na której je zatankowano – i to poniekąd gratis – wystąpili nieopatrznie demokraci.   

Wystawieni na pożarcie przez Kaczyńskiego

Dobrą praktyką parlamentu pozostawało bowiem dotychczas zagwarantowanie miejsc w prezydiach Sejmu i Senatu dla najliczniejszych klubów, niezależnie od ich własnej decyzji, kogo wskażą. Witek nie została wybrana jako kandydatka największego w Sejmie klubu PiS, ponieważ – jak argumentuje demokratyczna większość – w poprzedniej kadencji jako marszałkini łamała regulamin, przeprowadzając nieuzasadnione reasumpcje głosowań, które przegrała partia rządząca. Wedle zasad, powtórka jest możliwa tylko wówczas, gdy zdarzy się pomyłka.

Nie został jednak z kolei wicemarszałkiem Senatu Marek Pęk, chociaż tę samą funkcję pełnił w poprzedniej kadencji i demokraci – w izbie refleksji już wtedy mający większość – nie zgłaszali zastrzeżeń do sposobu, w jaki ją sprawował. Za pretekst do tego, by Pęka teraz nie wybrać, posłużyły jego wypowiedzi na Twitterze, porównujące Donalda Tuska do Janusza Radziwiłła, w “Potopie” Henryka Sienkiewicza nazwanego przez Onufrego Zagłobę “po trzykroć zdrajcą”.

Wieloletni senator PO-Koalicji Obywatelskiej, zastrzegający sobie anonimowość uznaje, że PiS wystawił Pęka.. na pożarcie. – Powinien pamiętać, kto sfotografował jego ojca Bogdana, kiedy leżał na korytarzu hotelu poselskiego – przypomina, nie przebierając w słowach mój rozmówca.

Nie zmienia to faktu, że w oczach części opinii publicznej kandydaci PiS, nie wybrani do prezydiów obu izb wyjdą na męczenników. A nowo uformowana większość – na powtarzającą praktyki poprzedniej. Co wobec zapowiedzi, że teraz będzie inaczej i lepiej, stanowi wizerunkowy problem. 

Wrogów wolności… tną równo z trawą

Dochodzi do tego aspekt pragmatyczny. Prezydencki minister Marcin Mastalerek już straszy kolejnymi wyborami, przed terminem. Wiemy, że jego chlebodawca Andrzej Duda w niczym zadania nowej większości nie zamierza ułatwiać. Obecne jej zachowania wzmóc muszą obawy, jak tworzący ją politycy i partie zostaną potraktowani, gdy przewagę stracą. Dla posłów nie jest to filozoficzny problem “ile wolności dla wrogów wolności”. Lecz być albo nie być. Wpłynie to na dalszą polaryzację polskiej polityki.       

Uzasadnieniem dla “opcji zerowej” czy  – jeśli bardziej po ludzku  rzecz ująć – “cięcia równo z trawą” kandydatów PiS do prezydiów obu   izb parlamentu może być złamanie wspomnianej zasady, że reprezentowane są w nich największe kluby, po raz pierwszy właśnie przez partię Jarosława Kaczyńskiego, kiedy to w 2005 r. uzyskała większość i nie dopuściła do objęcia funkcji wicemarszałka Senatu przez Stefana Niesiołowskiego z Platformy, poprzedniczki obecnej Koalicji Obywatelskiej. Tyle, że najmłodsi głosujący dziś wyborcy wtedy… dopiero przyszli na świat. Dla nich to prehistoria. Nie przekonuje tych, co liczyli po 15 października i masowym udziale obywateli w głosowaniu na zmianę jakościową.  Chociaż obietnice nie tylko Szymona Hołowni wciąż w tym kierunku zmierzają. Nie ma podstaw, by je podważać, chociaż z faktu utrącenia kandydatury Witek nowy marszałek wybrnął pewnie w najgorszy z możliwych sposobów:

– Musimy przyznać posłom autonomię w kwestii dokonywanych wyborów – uzasadniał tę decyzję.

Nieoficjalnie wiadomo, że działo się inaczej, to liderzy Koalicji Obywatelskiej zaangażowali się w to, żeby Witek – po przegranej rywalizacji z Hołownią o główny w Sejmie fotel – nawet wicemarszałkiem nie została. A zwycięzca najważniejszego głosowania nie stawiał się, bo przecież wygrał. Nietrudno też zrozumieć postawy Konfederacji, jeśli pamięta się liczne kary finansowe, jakie Witek rządząc ponad cztery lata w Sejmie nakładała na jej posłów. A także gdy weźmie się dodatkowy, wcześniej nie przewidziany, fotel wicemarszałka właśnie dla konfederackiego lidera Krzysztofa Bosaka. Nie trzeba być zwolennikiem PiS, wielbicielem Witek ani wyklinanym przez “Gazetę Wyborczą” “symetrystą” (tak określa ona zwolenników poglądu, że demokracji szkodzą zarówno partia Kaczyńskiego jak i PO-KO Tuska), żeby dostrzec, że w tym akurat wypadku politycy postąpili odwrotnie do propagowanej niegdyś przez Leszka Moczulskiego zasady, który młodych posłów KPN uczył, że w życie publiczne angażujemy się “dla zasad, nie dla posad”. Tym razem “anty-PiS” konsumując świeżo wzbogaconą większość w Sejmie zachował się niczym lustrzane odbicie partii Jarosława Kaczyńskiego. Chociaż Hołownia również dzień później deklarował, że zamierza okazać się stróżem fair play w gmachu przy Wiejskiej. Już przeszedł do historii jako marszałek, za sprawą którego zasieki wokół budynku parlamentu zniknęły. Podobnie jak Markowi Kuchcińskiemu zapamięta się, że je postawił.

Jak na tureckim stadionie

Nie tylko to zresztą. To w trakcie pełnienia przez Kuchcińskiego obowiązków marszałka budżet przyjmowano w Sali Kolumnowej, zamiast plenarnej, bez wiarygodnego policzenia głosów. A posłów opozycji, którzy chcieli tam wejść, zwyczajnie nie dopuszczono.

Nieprawości PiS nie zwalniają jednak następców z przestrzegania nie tylko parlamentarnych procedur ale dobrych obyczajów w tym gmachu. Okaże się to tym trudniejsze, że przez tych, co czują, że stopniowo władzę tracą – będą świadomie prowokowani.

Próbką tego okazała się wtorkowa popołudniowa debata nad kandydaturami do Krajowej Rady Sądownictwa, której odpolitycznienie deklarują teraz demokraci. Na miejsce w jej składzie z  pewnością nie zasłużyli przedstawiciele PiS. A to niedawni – przez osiem lat – gospodarze gmachu na Wiejskiej pokrzykiwali i pohukiwali w jej trakcie ile wlezie.

Każdemu naruszeniu dotychczasowego stanu posiadania pisowskiej ekipy nawet w   imię pluralizmu i bez wątpliwości, jakie dotyczyły losów Witek i Pęka – towarzyszyć będzie teraz klimat, jaki znamy z tureckich stadionów piłkarskich, gdzie fani robią wszystko, by utrudnić grę przybyszom. Kocia muzyka akompaniować będzie zmianom zapowiadanym przez nową większość. Wyłomu jednak już udało się dokonać.

Jarosław Kaczyński może człapać z interwencją w stronę fotela marszałka Hołowni, to jego poselskie prawo. Ale nie wdrapie się już – jak w poprzednich kadencjach – “bez żadnego trybu” na mównicę, by z niej wyzywać oponentów.

Chce się wierzyć, że będzie to nie tylko, jak już Hołownia  obiecuje, Sejm różnych Polaków, ale i Polaków równych.

Sejm przestaje być twierdzą, ufortyfikowaną przeciwko tym, którzy jego skład powołują i utrzymują ze swoich podatków. Ale powinien być też ostoją demokracji. Nawet w krajach, w których masowo wprowadzono już głosowanie internetowe, jak w Estonii, nie zmalała przez to rola parlamentu.        

[1] Porażka PiS w Sejmie. “Będą twierdzili, że są prześladowani”. Wirtualna Polska wp.pl z 14 listopada 2023

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 7

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here