Z perspektywy ponad czterech dekad kolejna rocznica stanu wojennego pokazuje, że przy użyciu przemocy nawet w ramach perfekcyjnej logistycznie operacji wojskowo-milicyjnej nie da się cofnąć zegara historii. Narzucenie Polsce nadzwyczajnych regulacji poza licznymi ofiarami oznaczało siedem lat redukcji naszych szans rozwoju. Nie ocaliło jednak dyktatury ani nie zakonserwowało opartego na sile ładu międzynarodowego. Dziś to przykład wciąż istotny dla Ukrainy i wszystkich, którzy wspierają ją przeciw rosyjskiej agresji.
Grudzień 1981 r. stanowi dowód, że historię tworzą ludzie, a jej biegu nie da się cofnąć przemocą. Ruch masowy, nawet z pozoru stłumiony, powraca jak fala. I to zwycięska.
Przez długie lata każda rocznicowa noc z 12 na 13 grudnia dla środowisk niepodległościowych oznaczała pikietę wystawiana pod willami generałów – autorów stanu wojennego: Wojciecha Jaruzelskiego oraz Czesława Kiszczaka. Stosunkowo nieliczne ale zdeterminowane grono demonstrantów, doskonale za to zorganizowane i z widocznymi transparentami, protestowało przeciw bezkarności tych, którzy swoją decyzją odebrali Polsce siedem lat szans rozwoju. Odejście obu głównych sprawców do wieczności nie zmienia ocen historycznych wydarzeń z 1981 roku. Bezpośrednią odpowiedzialność przed sądem ponieśli tylko nieliczni. Po zmianie ustrojowej na wiele lat więzienia skazany został kapitan służby bezpieczeństwa Andrzej Augustyn, który w trakcie zajść w Nowej Hucie w październiku 1982 r. gdy protestowano przeciw delegalizacji Solidarności zastrzelił dwudziestoletniego robotnika Bogdana Włosika. Wiele lat minęło, zanim skazano bezpośrednich zabójców górników podczas szturmu na kopalnię Wujek w Katowicach w pierwszych dniach stanu wojennego 16 grudnia 1981 r. Mordercy zza biurka kary nie ponieśli.
Dziś to zamknięty rozdział. Ofiarom stanu wojennego, których liczbę szacuje się na 100-200 osób wciąż należy się godne upamiętnienie, nie na miarę obecnych skromnych tablic, bo ich los wpisuje się w polskie dążenie do wolności, które zmieniło kształt świata, znosząc z czasem żelazną kurtynę. Wprawdzie symbolem tego procesu stało się zburzenie muru berlińskiego w listopadzie 1989 roku, jednak nie stałoby się ono możliwe bez uprzedniego wyniku polskich wyborów z 4 czerwca 1989 r. stanowiącego z kolei ukoronowanie wieloletniej pokojowej walki Solidarności.
Fenomen wielomilionowego ruchu społecznego Solidarności w Polsce, programowo wyrzekającego się przemocy, chociaż przez lata jej poddanego, da się zestawić z pokojową walką przeciwko dyktaturze na Filipinach czy w Chile albo z obaleniem apartheidu w Republice Południowej Afryki. Dla Polaków stanowi jednak niepowtarzalne i wyjątkowe doświadczenie, wyrastające z naszej historii. Kontynuację wcześniejszych przełomów, symbolizowanych przez protesty robotnicze w Czerwcu i Październiku 1956 r, studenckie w Marcu 1968 r, ponownie robotnicze w Grudniu 1970 r. na Wybrzeżu oraz w 1976 r. w Radomiu i Ursusie a wreszcie w Sierpniu 1980 r. kiedy zastrajkowała literalnie cała Polska, a robotnicy, nauczeni doświadczeniem wcześniejszych buntów, pozostali w zakładach pracy. Jednak gdy w grudniu 1981 r. tę samą decyzję podjęli górnicy z Wujka, nie uchroniło ich to od tragicznego losu. Fala protestu, powstrzymana na siedem lat, rozlała się za to ponownie już w 1988 r, zmuszając władzę – tę samą, która stan wojenny wprowadzała – do ustępstw, które w konsekwencji, wbrew jej intencjom, doprowadziły do odzyskania niepodległości i demokracji. Cele nieosiągalne w 1981 r, już w osiem lat później okazały się realną zdobyczą.
Gdy geopolityka przestała być fatum
Przesłanie Solidarności do ludzi pracy Europy Środkowo-Wschodniej, efekt zjazdu Związku z jesieni 1981 r, wtedy krytykowane przez zwolenników “finlandyzacji” i umiarkowania jako przykład nierozumnego radykalizmu i braku liczenia się z realiami – w dobie jesieni ludów okazało się instrukcją dla setek tysięcy ludzi, którzy wylegli na ulice czeskich i wschodnioniemieckich miast. Niedawny dysydent i dramaturg Vaclav Havel został w Pradze prezydentem już w chwili, gdy w Polsce ten sam urząd wciąż sprawował na mocy kontraktu okrągłostołowego Wojciech Jaruzelski. Zaś w Budapeszcie autor pracy magisterskiej o polskiej Solidarności Viktor Orban w trakcie mityngu zażądał wycofania ze swojej ojczyzny wojsk radzieckich. Nie wszędzie przemiany przebiegały bezkrwawo: w grudniu 1989 r. dramatyczne wydarzenia w Rumunii przybrały postać powstania zbrojnego, które obaliło neostalinowską dyktaturę Nicolae Ceausescu. Jeszcze w styczniu 1991 r. w obronie wieży telewizyjnej w Wilnie zginęło kilkanaście w większości bardzo młodych osób. Również ich ofiara, podobnie jak górników z katowickiego Wujka, nie okazała się daremna. Litwa obroniła swoją niepodległość, zaś rozpad Związku Radzieckiego ogłoszono jeszcze pod koniec tego samego roku.
Bez przemocy i skutecznie czyli daremny trud generałów
Polska – zgodnie z dawnymi marzeniami twórców epoki romantyzmu od Adama Mickiewicza po Maurycego Mochnackiego – stała się natchnieniem narodów. Zarazem doświadczenie II wojny światowej i poniesionych wtedy strat, zwłaszcza Powstania Warszawskiego, przesądziło o wyborze przez wielomilionowy ruch społeczny formatu “samoograniczającej się rewolucji” jak określiła to socjolog Jadwiga Staniszkis. Wyrzekającej się przemocy i zarazem skutecznej. Im dalej więc od decyzji generałów z grudnia 1981 r, tym bardziej wydaje się ona tylko epizodem.
Zaś drastyczne przekazy zza wschodniej granicy z ostatnich miesięcy, a także rakiety po raz pierwszy od II wojny światowej spadające na Polskę, nawet jeśli stanowi to, jak nas przekonują decydenci, efekt zbiegu okoliczności – pokazują, że żadna z wartości skutecznie przez nas wywalczonych nie stanowi oczywistej i wiecznej zdobyczy, lecz dobro, które wciąż trzeba potwierdzać w działaniu. Polska pomoc humanitarna dla ukraińskich uchodźców, największa społeczna akcja nowoczesnej Europy stanowi wyrazisty sygnał, że nie zapomnieliśmy o traumatycznych doświadczeniach najnowszej historii. I potrafimy z nich wyciągać wnioski. Wciąż niekorzystne dla dyktatorów i zwolenników siłowych rozwiązań.