Polaków stymulują groźne lub złe wydarzenia. Ale to nie ich wina lecz polityków. Brak pozytywnego przekazu
Za najważniejsze w ostatnich dwóch tygodniach wydarzenia, jak pokazuje sondaż Ibris, uznaliśmy epidemię koronawirusa – czemu trudno się dziwić – oraz przyznanie dwóch miliardów złotych reżimowej TVP [1]. Nie skłania to do optymizmu przed wyborami.
Chyba, że w obliczu kryzysu nastąpi już przy urnach podobne przebudzenie obywatelskie jak w 1989 r. czy na mniejszą skalę w 1997 i 2007. W pierwszym wypadku Polacy odrzucili władzę komunistyczną właśnie się demokratyzującą, w dwóch kolejnych – wyłonione demokratycznie rządy o narastającej tendencji autorytarnej.
Polacy – jak zaświadczają sondaże zaufania do polityków, którym prezydent wprawdzie przewodzi, ale po raz pierwszy oponentów ma w nich więcej niż zwolenników – mają dosyć Andrzeja Dudy jako serialowego Adriana a w realu rejenta PiS, skoro nieufność sobec głowy państwa deklaruje 44 proc a zaufanie tylko 42 [2].
Ale nie zachwyca ich opozycja, czemu trudno się dziwić, bo Małgorzata Kidawa-Błońska odgrywa dla nas melodramat, a Władysław Kosiniak-Kamysz sitcom. Szymon Hołownia z Krzysztofem Bosakiem to bardziej celebryci z ekranu niż liderzy, również u Roberta Biedronia kreacja wydaje się silniejsza od charyzmy.
Jednak w 2015 r. śmialiśmy się z Dudy, że zachowuje się, jakby ubiegał się o funkcję przewodniczącego rady parafialnej a nie prezydenta kraju – co nie przeszkodziło mu wygrać z utwierdzanym przez suflerów w fatalnej pewności siebie Bronisławem Komorowskim.
Dziś to Duda stoi tam, gdzie przed 5 laty wybraniec PO. To młody jeszcze prezydent stał się impregnowanym na kłopoty zwykłych ludzi kandydatem władzy. Przydrożne zakupy w błyskach fleszy tego nie zmienią.
Dlaczego gwiżdżą na Dudę
Won kłamco – taki transparent witał Dudę w Wodzisławiu Śląskim, bo głowie państwa pamięta się fałszywe obietnice z poprzedniej kampanii dotyczące emerytur za staż pracy – teraz przejmuje je Biedroń. Akurat gdy w Wodzisławiu prezydent rozprawiał o kulturze śląskiej, jego zwolennicy szarpali pikietujących oponentów. Anemiczny Duda wzbudza tak wielkie emocje nie za sprawą własnego kontrowersyjnego charakteru – chociaż ma na swoim koncie trawestację „ojczyznę dojną racz nam zwrócić Panie”, nawet jeśli dowcipną to niegodną głowy państwa – lecz z powodu poczynań wspierającego go ugrupowania. W Pucku gwizdano na Dudę, bo na Wybrzeżu pamięta się partyjny hejt wobec prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza oraz zawłaszczanie przez pozbawione bohaterów historii PiS tradycji i muzeów Solidarności. Na stosunek do Dudy na Śląsku wpływa zamykanie siedmiu kopalń przez wspierającą go partię i zapamiętane tam dywagacje prezesa Jarosława Kaczyńskiego o „zakamuflowanej opcji niemieckiej”.
Damski bokser, autorytet „Wyborczej”
Jednak gdy Jolanta Turczynowicz-Kieryłło po objęciu kierownictwa kampanii Dudy propagowała odrzucenie hejtu – sama stała się celem ataku egzotycznej koalicji rozciągającej się od zwolenników Zbigniewa Ziobry (zazdrosnych o triumf umiarkowanej grupy Jarosława Gowina) po „Gazetę Wyborczą” która dla sponiewierania oponentki nie cofnęła się nawet przed usprawiedliwianiem przemocy wobec kobiet. Sprawcę nocnego napadu na prawniczkę przedstawiła jako wiarygodnego świadka czy wręcz społecznika ścigającego – jak niegdyś ORMO – roznosicieli ulotek, tym razem jakoby rozrzucanych w ciszy wyborczej. Zarzut wobec mecenaski, że ugryzła napastnika pokazuje, że samozwańczy obrońcy demokracji nie zamierzają brać jeńców w tej wojnie, skoro lansują wersję osobnika, który po północy w ustronnym miejscu chwyta kobietę za gardło. Żurnalista ubrał to w kostium popularnej w PRL powieści milicyjnej.
Serial trwa, ale to my trzymamy pilota
Małgorzata Kidawa-Błońska wybrała poetykę melodramatu. Podczas mityngu w przypominającym kołchozową stodołę hangarze na Żeraniu mąż kandydatki Platformy Obywatelskiej Jan Kidawa-Błoński opowiadał, jak małżonka w trudnych czasach zachęcała go do pisania scenariusza. Potem zaś, żeby mógł dokończyć film – sprzedała pamiątkowy pierścionek rodzinny. Zacne to i wzruszające, ale nie wybieramy szefowej Akcji Humanitarnej lecz prezydenta.
Władysław Kosiniak-Kamysz z pewnością ocieplił swój wizerunek za sprawą tytułującej go ciepło tygrysem małżonki. Ale wątpliwe by telewidzowie dużo więcej zapamiętali z rzeszowskiej konwencji kandydata PSL.
Gorszy problem mają Szymon Hołownia i Krzysztof Bosak. W kampanii prezydenckiej sprawiają wrażenie jakby pomylili drzwi. Zachowali styl uczestników castingu do talent show a nie wyścigu po fotel głowy państwa. Obaj pomimo doświadczeń telewizyjnych okazują się słabi. Dużo lepiej prezentuje siebie Robert Biedroń. Podczas spotkania w Warszawie ciekawie odwrócił sytuację. Zamiast odpowiadać na pytania, sam zadał wyborcom jedno: jaki powinien być prezydent. I grzecznie do nich podchodził z mikrofonem, by usłyszeć odpowiedź. Problemu Biedronia nie stanowi na pewno brak empatii czy umiejętności kontaktu z ludźmi, bardziej – szansa przekonania do siebie tradycyjnych zwolenników SLD, zwykle łączących przywiązanie do poprzedniego ustroju z konserwatyzmem obyczajowym.
Z przywołanego tu już sondażu Ibris ważniejsza od kolejności kandydatów – bo ta może się zmienić, na razie podium zajmują Duda, Kidawa-Błońska i Kosiniak-Kamysz – wydaje się wskazanie zdarzeń, uznanych przez wyborców za najważniejsze, skoro pierwszych sześć z nich to wyłącznie wydarzenia pesymistyczne lub neutralne: wirus z Wuhan, miliardy dla reżimowej TVP, konwencja wyborcza Dudy, cała kampania prezydencka, lumpenproletariacki gest Lichockiej wystawiającej środkowy palec w Sali Sejmu, sto dni rządu Mateusza Morawieckiego… Dopiero na siódmym miejscu wskazano wreszcie coś optymistycznego – podpisanie ustawy o trzynastej emeryturze.
Miękka strategia Andrzeja Dudy
Andrzej Duda wzywa teraz do zasypywania rowów, w których kopaniu sam uczestniczył i demontażu zasieków, które pomagał wznosić. Dlatego wiarygodność prezydenckiego przekazu okazuje się nikła.
Francuzi mawiają: pas de nouvelles, bonne nouvelle – brak wiadomości to dobra wiadomość… Okazuje się, że poglądy polskich wyborców kształtują głównie zdarzenia dla nich nieprzyjazne lub emocjonalnie pozbawione znaczenia. Ale to politycy tych wydarzeń dostarczają.
Skoro dwa miesiące przed wyborami żaden sztab nie umie wykrzesać z siebie optymistycznego przekazu, nie jest to wina koronowirusa, tylko erozji, która trawi polską politykę. I w odróżnieniu od zarazy pochodzącej od chińskiego łuskowca, ofiary bezwzględnych kłusowników – od dawna jest znana i opisana. Nam zaś pozostaje pocieszenie, że to my w kampanii trzymamy w ręku pilota od telewizora, zaś w dniu głosowania – kartkę wyborczą. Zróbmy więc dobry użytek tak z jednego, jak z drugiego.
[1] sondaż Ibris dla Onetu z 2 marca 2020
[2] badanie Ibris, styczeń 2020