Solidarność 10 milionów czy aparatu PiS

0
274

Lech Wałęsa zabronił prezydentowi powoływania się na tradycję Solidarności. Wcześniej liderzy obecnego NSZZ „S” w trakcie imprezy o nazwie karczma piwna Regionu Śląsko-Dąbrowskiego wdzięczyli się do Andrzeja Dudy i premiera Mateusza Morawieckiego, a ten pierwszy zaprosił ich, żeby posiedzenie Komisji Krajowej związku odbyli… w Pałacu Prezydenckim.

Niestety. To nie ponura groteska o „solidaruchach”, autorstwa  jak zawsze złośliwego Jerzego Urbana – tylko świeża zawartość serwisów informacyjnych.

Świat docenia i podziwia tradycję dziesięciomilionowej Solidarności, a sami Polacy wciąż jej uszanować nie potrafią. W sporze o prawo do dziedzictwa wielkiego ruchu społecznego nietrudno przyznać rację Wałęsie, choćby ze względu na odrażający cynizm jego oponentów, którzy wtedy albo spali do południa jak Jarosław Kaczyński albo stali po drugiej stronie jak obecny szef NSZZ „S” Piotr Duda, który w szeregach sił powietrzno-desantowych LWP chronił przed związkową ekstremą gmach telewizji.

Jednak to właśnie Wałęsa – chociaż zgodnie z prawdą wykazuje, że pierwsza Solidarność z lat 1980-81 optowała za wolnymi sądami – sam odpowiada za to, że druga Solidarność stała się tylko cieniem tej wielkiej, dziesięciomilionowej. Roztoczyła parasol ochronny nad ambicjami polityków i porzuciła własne zaplecze, przystając na likwidację wielkich zakładów, kiedyś dumnych fortec Związku. Utorowało to drogę takim liderom jak obecny szef NSZZ „S”, przez samych związkowców szydliwie przezywany „Dudą mniejszym” przez kontrast do prezydenta, któremu we wszystkim ulega.           

Obrzydzenie wzbudzić może samo goszczenie przez związkowców władz państwowych – jakie by one nie były – akurat w formie piwnej biesiady. W trakcie słynnego sierpniowego strajku na Wybrzeżu, z którego zrodziła się wielka Solidarność, ogłoszono prohibicję. Wódki ani piwa nie wolno było do Stoczni Gdańskiej wnosić. W dobie pierwszej Solidarności, liczącej w latach 1980-81 dziesięć milionów członków mityngom związkowym towarzyszyły często publicznie odczytywane słowa Jana Pawła II. Na pomniku poległych stoczniowców wyryto fragment wiersza innego wielkiego rodaka Czesława Miłosza. Z czasem ks. Józef Tischner napisał słynną „Etykę Solidarności”, łączącą ideały nowoczesnego patriotyzmu i narodowego solidaryzmu z inspiracją chrześcijańskiej nauki społecznej w tym pochwałą wstrzemięźliwości. Wobec plagi pijaństwa w PRL działacze solidarnościowi – jak Antoni Zambrowski z Mariuszem Kamińskim  na warszawskiej Starówce – organizowali pikiety sklepów monopolowych, za co zatrzymywały ich siły porządku. Piwo stanowiło w tamtych czasach ulubiony napój marginesu społecznego, z którego rekrutowano ZOMO, okrążające strajkujące fabryki w grudniu 1981 oraz później, w maju i sierpniu 1988 r. Dziwne, że liderom związku trzeba przypominać elementarne prawdy z historii ich własnego ruchu, znane każdemu uczniowi, który w szkole nie wagarował podczas lekcji WOS.

Przywoływanie przez polityków i związkowców w realiach piwnej biesiady właśnie tradycji najwspanialszego ruchu społecznego nowoczesnej Europy skwitować wypada słowami znakomitego wiersza Ryszarda Krynickiego, pokoleniowego rówieśnika założycieli wielkiej Solidarności: Różni ludzie / powołują się dziś / na Norwida / Norwidowi / to już / nie zaszkodzi.  Zapewne Andrzej Duda ani Piotr Duda nie są w stanie zaszkodzić legendzie pierwszej Solidarności. Bo to po prostu nie ich historia.

Gdy Piotr Duda w szeregach czerwonych beretów pilnował telewizji – żeby nie wdarła się tam Solidarność – czekając na wyfasowanie ciepłej i smacznej przydziałowej grochówki, sprzeciwiający się stanowi wojennemu robotnicy marzli w zablokowanych fabrykach i pozbawieni aprowizacji czekali na atak ZOMO.

Andrzej Duda, rocznik 1972, choć w chwili zmiany ustroju nie był już dzieckiem, a jego rówieśnicy odnajdowali się z pożytkiem dla siebie i innych w Federacji Młodzieży Walczącej czy młodzieżówkach KPN lub PPS – w biogramie wykazać się może wyłącznie przynależnością w tamtych czasach do… Związku Harcerstwa Polskiego. Ci komunistyczni skauci wzbudzali wówczas niechęć opozycyjnie nastawionych nastolatków, przezywaliśmy ich drużyną Timura (od tytułowych bohaterów świetnej zresztą literacko powieści rosyjskiego autora Arkadego Gajdara, którego wnuk Jegor już za Borysa Jelcyna wprowadzał w Rosji liberalne reformy gospodarcze, inspirowane przykładem Leszka Balcerowicza). Rychło zresztą jako alternatywa dla ZHP powstał najpierw w podziemiu, potem już legalnie Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej. Z czym do gości, panie prezydencie, chciałoby się więc powiedzieć.             

Gościć zaś zamierza Andrzej Duda w Pałacu Prezydenckim całą Komisję Krajową obecnego NSZZ „S”. Związkowcy nie przyjdą tam na twarde negocjacje, nie zamierzają domagać się rekompensat za narastającą drożyznę, obciążającą rząd PiS. Odbędą rytualne posiedzenie ku czci 40 rocznicy związku. Tyle, że nie przypada ona w styczniu – jak termin wyznaczono – lecz w sierpniu (jeśli liczyć datę porozumień gdańskich) lub w październiku (termin rejestracji związku przez warszawski sąd). Jednym słowem, nic się kupy nie trzyma.

Władza, z którą wspólnie fetują związkowcy – zamyka kopalnie, ignoruje protest nauczycieli, oddala postulaty lekarzy-rezydentów.

Inaczej traktowała relacje z władzą i społeczeństwem  Solidarność z lat 1980-81, której wysiłek  socjolog prof. Ireneusz Krzemiński charakteryzuje następująco: „Model ładu organizacyjnego oraz ideał ustrojowy, jaki się wówczas praktycznie kształtował, bardzo przypominały stan, który teoretycy nazywają często modelem demokracji partycypacyjnej, uczestniczącej. W modelu tym sprawą priorytetową jest zapewnienie uczestnictwa w decyzjach jak największej liczbie członków wspólnoty oraz takie ustrukturalizowanie działań społecznych, by zapewniało możliwość rozwijania spontanicznych inicjatyw” [1].    

Rządzący chcą dziś takiego związku, o jakim marzyli w stanie wojennym generałowie, badający możliwość reaktywacji Solidarności jako nowego CRZZ od rozdzielania kartofli i wczasów, oczyszczonego z niebanalnie myślących działaczy o demokratycznych przekonaniach. Opór społeczny zniweczył wówczas ten zamysł Jaruzelskiego i Kiszczaka. Solidarność musieli rozwiązać. Pomimo wysiłków gorliwych Piotrowiczów, wtedy w PZPR, dziś hołubionych z kolei przez PiS – legenda Solidarności przetrwała. Związek odrodził się po 7 latach, ale jako cień dawnej potęgi. Ceną wbudowania go w nowy ustrój okazało się porzucenie dotychczasowego zaplecza. Likwidacja wielkich zakładów pracy, dawnych twierdz Solidarności, wzbudziła strach przed bezrobociem. Nauka społeczna Ojca Św. (ze słynną napisaną na zjazd pierwszej Solidarności encykliką Laborem exercens), Etyka Tischnerowska i hasło ks. Jerzego Zło dobrem zwyciężaj zastąpione zostały porzekadłami, że fabryka warta jest tyle, za ile można ją sprzedać, a pierwszy milion trzeba ukraść.

Sporą część odpowiedzialności za to ponosi Lech Wałęsa, pomimo swoich zasług do których zaliczyć trzeba bezkrwawą zmianę ustroju i wyprowadzenie wojsk rosyjskich. Odrodzony Związek roztoczył parasol ochronny nad kolejnymi rządami i ich liberalnymi eksperymentami. Plan Leszka Balcerowicza wypełnił półki sklepowe, ale uczynił wiele stojących na nich towarów niedostępnymi dla zwykłego Polaka. Ustabilizował polską walutę, ale przyniósł też siegające z czasem trzech milionów bezrobocie. Przed negatywnymi skutkami takiej transformacji przestrzegał ekonomista Dariusz Grabowski, polemizujący podczas mityngu na Politechnice z ideologią bieda-zupek dla ubogich autorstwa Jacka Kuronia. Wielu liberalnym eksperymentom sprzeciwiał się nieżyjący już dziś szef Regionu Mazowsze Solidarności Maciej Jankowski, zabiegający o uratowanie przynajmniej pojedynczych zakładów pracy (Huta Warszawa/ Lucchini), skoro nie dało się ocalić całych branż. Zaś Jan Olszewski jako lider Ruchu Odbudowy Polski proponował rozdanie rolnikom ziemi po dawnych PGR-ach – gdyby wówczas jego postulat zrealizowano, nie przeżywalibyśmy całej odysei konfliktów społecznych, związanych z późniejszą działalnością Samoobrony – ruchu społecznego, który nazwać można solidarnością rozpaczy, pokierowaną przez cwaniaków.

Rzucanie słów na wiatr i monopol na patriotyzm

Żyjemy w czasach anemokracji. Greckie słowo anemos (wiatr) przydaje się dla wyjaśnienia istoty dzisiejszych zachowań politycznych. Rzucanie słów na wiatr, pustosłowie, czcza gadanina i fałszywe obietnice wyborcze – wszystko to pokazuje, na jakim poziomie toczy się dyskurs polityczny. Slogany i frazesy zastępują realne programy polityczne.

Read more

Radykalny liberalizm, w czasach pochodzącego z 1989 r, consensusu waszyngtońskiego spisanego przez Johna Williamsona reklamowany jako jedyna naukowa ekonomia i podawany państwom wyzwolonym z komunizmu jako najlepsze rozwiązanie – rychło wyszedł z mody na Zachodzie. Polska okazała się jednym z nielicznych krajów świata, gdzie nawet po światowym kryzysie, zapoczątkowanym upadkiem Lehmann Brothers (2008 r.) przetrwali bankowcy z trzema milionami pensji rocznej, jak w swoim poprzednim wcieleniu Mateusz Morawiecki. Fabryka nadal warta jest u nas tyle, za ile da się ją sprzedać, zaś o pierwszy milion… zapytajcie Państwo Internauci amerykańskiego historyka, beneficjenta (wraz z rodziną) Polskiej Fundacji Narodowej za rządów PiS. To z Waszych podatków przecież…

Ekonomista Jeffrey Sachs, wcześniej doradca rządu Boliwii, u nas w czasach przełomu ustrojowego stał się guru samego Balcerowicza. Jak zaręcza Gabriel Janowski, ten młody gniewny ekspert z Ameryki obrazowo tłumaczył na forum wyłonionego z Solidarności Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego sens terapii szokowej: psu odcina się ogon za jednym zamachem, a nie po kawałku… [2]  Po latach jednak ten samozwańczy weterynarz przykładnie zajął się zwalczaniem zapóżnienia cywilizacyjnego w Trzecim Świecie, współdziałając  twórczo z kultowym muzykiem Bono. Wydał też książkę, w której tłumaczył, że walka z nędzą jest naszym moralnym obowiązkiem.  Wskazywał, że: „Mahatma Gandhi i Martin Luther King jr. nie czekali, aż przyjdą im z pomocą bogaci i potężni. (..) Państwa G-8 nigdy nie opowiedzą się za likwidacją ubóstwa, jeśli sami ubodzy będą milczeć” [3]. Zestawmy to z zapamiętanym przez Gabriela Janowskiego cytatem…  

Zagubieni zwycięzcy

Pokolenie, które obaliło komunizm – uczestnicy wydarzeń z lat 1988 r. młodzi robotnicy i studenci – to generacja, która nie zyskała własnego przedstawicielstwa w życiu publicznym. Polską polityką rządzą dziś ludzie bez życiorysów, jak Jarosław Kaczyński czy Andrzej Duda.

Read more

Od rodzimych polityków i związkowców nie wymagam równie spektakularnego nawrócenia. Wystarczy, jeśli zrozumieją, że Solidarność – jej tradycja, znak, historia i narracja – pozostają dorobkiem i dziedzictwem tych dziesięciu milionów, którzy wspólnie tworzyli ją w latach 1980-81. Również miliona czytelników podziemnych gazetek w czasach po stanie wojennym. Także młodych robotników i studentów, którzy dzięki strajkom w 1988 r, doprowadzili w następnym roku do ponownej legalizacji Solidarności, nawet jeśli nie spełniła już ona społecznych oczekiwań. Co nie było już ich winą, lecz polityków, co wspięli się do władzy po plecach robotników likwidowanych wkrótce fabryk.  

Politycy przeprowadzili wiele chybionych prywatyzacji, ale zawłaszczenie tej legendy im się nie uda. Zwykli ludzie mają zbyt dobrą pamięć. 

[1] Ireneusz Krzemiński. Solidarność. Projekt polskiej demokracji. Oficyna Naukowa, Warszawa 1997
[2] Relacja Gabriela Janowskiego, tekst w posiadaniu autora
[3] Jeffrey Sachs. Koniec z nędzą. Zadanie dla naszego pokolenia. Przedmowa Bono, przeł. Zofia Wiankowska-Ładyka. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006, s. 364                  

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 18

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here