Styka, nie styka? Jednak styka

0
34

O najnowszej monografii Porozumienia Centrum autorstwa Adama Chmieleckiego

Politolog Adam Chmielecki porwał się na monografię pierwszej partii stworzonej przez Jarosława Kaczyńskiego [1]. Oddał historię i strukturę Porozumienia Centrum, co współczesnego odbiorcę mniej interesuje: pasjonujące okaże się za to prześledzenie, jak po kolejnych porażkach w demokratycznych wyborach działacze tej nieudanej partii władzy posłużyli za budulec kolejnej formacji, która rzeczywiście ją zdobyła: Prawa i Sprawiedliwości. Nazwano ich, najwierniejszych z wiernych, “zakonem PC”. 

Chmielecki swoje przedsięwzięcie kreśli z rozmachem, podpiera tabelami i zestawieniami. Problem tkwi nie w jego warsztacie, niewątpliwie nienagannym.

Wybierając jako temat portret środowiska politycznego a nie biografię prezesa, unika pewnej pułapki. Liczne bowiem książki o Kaczyńskim i wywiady z nim lądowały w przecenach księgarnianych z powodu nieznośnego wazeliniarstwa, jak produkcje Karnowskich i Zaremby, Semki i Kurskiego czy Teresy Bochwic albo też stawały bardziej pamfletami, jak ma się rzecz z pracami Tomasza Piątka czy nawet zręczną reportersko choć nieznośną kompozycyjnie publikacją “Jarosław. Tajemnice Kaczyńskiego” pióra Michała Krzymowskiego. W obu wypadkach “czucie i wiara” niewiele pozostawiały miejsca dla “szkiełka i oka” a Polacy po doświadczeniach historii politgramoty nie lubią. Porozumienie Centrum, Unia Demokratyczna czy Kongres Liberalno-Demokratyczny budziły skrajne emocje. W trzy dekady później to szyldy stopniowo zapominane. Z ówczesnych marek politycznych przetrwało niezniszczalne Polskie Stronnictwo Ludowe czemu sprzyjała obecność w każdym kolejnym Sejmie. Ale już marka Konfederacji kojarzyć się może pierwszy raz głosującym ze Sławomirem Mentzenem a nie Polską Niepodległą i Leszkiem Moczulskim. Nawet skrótowiec SLD, chociaż dwa razy w wyborach bezapelacyjnie zwycięski (1993 i 2001 r.) Włodzimierz Czarzasty pozostawił oponentom (skłonnym go rozwijać jako Stowarzyszenie – a nie jak w oryginale Sojusz Lewicy Demokratycznej) więc widać uznał, że niewiele on wart.

W tym, że pierwsza pojawia się monografia Porozumienia Centrum zawiera się jakaś sprawiedliwość dziejowa. Nie żeby PC było partią sympatyczną, bo nigdy się taką nie stało. Utrwalił się raczej wizerunek “mężczyzn spoconych w pogoni za władzą”, jak to środowisko określił przed laty Andrzej Celiński. Jednak właśnie powołanie Porozumienia Centrum 12 maja 1990 r. zapoczątkowało rozwój systemu partyjnego w Polsce. Unia Demokratyczna powstała dopiero rok później. Oczywiście od 1979 r, działała Konfederacja Polski Niepodległej, była to jednak partia pokojowej walki o zmianę systemu i odzyskanie suwerenności, a jej celu nie stanowiło zdobycie władzy, której nigdy nie posiadła.

Intencja założycieli PC była zacna – przełamanie monopolu środowisk, zmierzających do płynnego przekształcenia zwycięskiej w wyborach z 4 czerwca 1989 r. Solidarności w partię polityczną o socjaldemokratycznym profilu. Służyły temu przygotowujące planowaną przez Bronisława Geremka operację konferencje dotyczące “Etosu Solidarności”. Założyciel PC Jarosław Kaczyński odpowiedział na nie konferencjami antykorupcyjnymi. Po tym jak odbyła się jedna, musiał pomysł zarzucić, bo rychło jego własnemu środowisku wyciągnięto aferę “Telegrafu”. Miało powstać pismo o tym tytule. Nie ukazał się nawet jeden numer. Ale pieniądze rozpłynęły się bez śladu.

W takim klimacie dzieliła się i pączkowała polska scena polityczna. 

Rząd przełomu i jego fałszywi przyjaciele z PC

O przykładnym i pluralistycznym zamyśle, jaki legł u podstaw PC była już mowa. Jednak celem każdej partii pozostaje zdobycie władzy, chyba, że jest to – o czym była już mowa – KPN w czasach PRL. Żeby cen ten zrealizować formacja Jarosława Kaczyńskiego nie przebierała w środkach. Gdy po wyborach z 1991 r. Porozumienie Centrum chociaż uzyskało zaledwie marne 8,7 proc poparcia wskazać mogło na premiera Jana Olszewskiego, który dostał się do Sejmu z jego listy (ściślej nosiła ona nazwę: Porozumienie Obywatelskie Centrum) – Kaczyński małodusznie odmówił oddania mu również prezesury partii, chociaż byłby to krok logiczny i politycznie zasadny. 

Rząd Jana Olszewskiego uzyskał pierwszy po zmianie ustrojowej wzrost gospodarczy. Ogłoszono to w kwietniu 1992 r. Dla wielu Polaków, nękanych przez trudności życia codziennego, dodatnia dynamika produktu krajowego brutto stanowiła dowód, że warto było od komunizmu odejść. Osiągnięcie to stało się udziałem premiera, który sam twierdził, że na gospodarce się nie zna. Trafnie dobrał sobie jednak sterników rządowej ekonomii, wywodzących się z różnych szkół i barw. Ministrem finansów został Andrzej Olechowski, pracy Jerzy Kropiwnicki zaś szefem doradców gospodarczych Dariusz Grabowski. Właśnie w gospodarce gabinet Mecenasa okazał się prawdziwym rządem przełomu.   Co więcej, gotowość do jego poparcia deklarowały KPN, Polskie Stronnictwo Ludowe i Kongres Liberalno-Demokratyczny.

Nie zaspokoiło to jednak osobistych ambicji Jarosława Kaczyńskiego, który fantazjował już o kolejnej koalicji z Unią Demokratyczną, która – oświecona i proeuropejska – miała go wprowadzić na warszawskie salony. Nie przyłożył się więc do rozmów o rozszerzeniu poparcia dla aktualnego “rządu przełomu”. Za Olszewskim ujęli się młodzi posłowie z Porozumienia Centrum w tym Andrzej Anusz i Piotr Wójcik. Zaowocowało to rozłamem. Przy nieszczerym poparciu macierzystego PC, los gabinetu okazał się przesądzony na długo przed “nocą teczek”. Ujawnienie przez Antoniego Macierewicza “listy zasobów archiwalnych MSW” stało się tylko katalizatorem i pretekstem. Kaczyńskiego i tak nie chciała Unia Demokratyczna w następnej koalicji, preferując zamiast PC bardziej obliczalne Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe. Zaś kunktatorstwo prezesa ocenili wyborcy, w głosowaniu powszechnym jesienią 1993 r. nie wpuszczając Porozumienia Centrum do kolejnego Sejmu.

Prezes utwardza szeregi

Jarosław Kaczyński wyciągnął z tego wnioski ale bynajmniej nie takie, że politykę warto uprawiać w bardziej moralny sposób i kierując się – za przykładem mec. Olszewskiego – pojęciem racji stanu. 

O ile Porozumienie Centrum tworzył pospiesznie, licząc, że stanie się skuteczną partią spóźnionej antykomunistycznej rewolucji, co nie przeszkodziło posłom PC głosować przeciwko zgłoszonemu przez KPN projektowi ustawy o restytucji niepodległości, zrywającemu kategorycznie ze spuścizną PRL – to następna partia Kaczyńskiego, Prawo i Sprawiedliwość, powstała po latach wyczekiwania na sprzyjający moment historyczny. Nadszedł u kresu rządów Akcji Wyborczej Solidarność w koalicji z następczynią UD, Unią Wolności – i za sprawą popularności, jaką w roli ministra w rządzie Jerzego Buzka zyskał Lech Kaczyński. Nauczony doświadczeniem, do budowania struktur PiS jego brat Jarosław dopuścił wyłącznie najwierniejszych z wiernych. Adam Chmielecki nadmienia, że w pewnym momencie świętokrzyska organizacja partyjna miała wyłącznie jednego członka, nie pochodzącego nawet z regionu, za to bezgranicznie prezesowi oddanego Przemysława Gosiewskiego.

Dzieje PC w całości interesują historyków, dla nas pozostają ważne o tyle, o ile rzutują na obecny układ rządzący. Wciąż dzieje się tak w znacznym stopniu. “Zakon PC” nieodmiennie obsadza kluczowe stanowiska od Narodowego Banku Polskiego (Adam Glapiński i Adam Lipiński) po Kancelarię Premiera (Marek Kuchciński) i resorty siłowe (Mariusz Błaszczak, który w PC zdążył działać jako student). Nawet żurnaliści dawnego partyjnego “Nowego Państwa” obsiadają dziś zarówno zastrachane niemieckie media głównego nurtu (Robert Mazurek prowadzi rozmowy w RMF) jak instytucje niby z propagandą mniej mające wspólnego jak od czasu pamiętnej afery obyczajowej Paweł Siennicki  w roli wiceprezesa zarządu Polskich Portów Lotniczych.        

Rzut oka na tę skromną wyliczankę pozwala ocenić, że kryteria stosowane w polityce kadrowej nie sprzyjają jakości nominatów. 

Jak sobie z tym wszystkim radzi autor monografii, z jednej strony żarliwy zwolennik pisowskiej “dobrej zmiany” a przedtem nawet… pracownik komisji weryfikacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych, z drugiej jednak – przyznajmy to, facet, który uczciwie zapracował na swój doktorat i warsztatem naukowca dysponuje kompletnym?

Dylemat opisuje trafnie anegdota o malarzu młodopolskim Janie Styce. Podczas pracy objawił mu się sam Pan Bóg.

I poradził:

– Styka, ty mnie nie maluj na kolanach. Ty mnie maluj dobrze.

Jak się wydaje, Adam Chmielecki znalazł złoty środek. Nie konfabuluje. Nie fałszuje danych. Sympatie swoje objawia w rozkładzie proporcji. Heathcliff Janusz Pineiro Iwanowski pojawia się w indeksie raz tylko, ale to i tak wystarczy, żeby wnerwić Jarosława Kaczyńskiego. Żeby objaśnić dlaczego, przypomnijmy, co pisał przed laty sam Pineiro, obecnie szanowany producent filmowy.

A ściślej, opowiadał wtedy ghost-writerowi Jakubowi Kopciowi: “Kiedyś Glapiński pojechał razem z Krawczykiem do Paryża jako minister budownictwa, na parę dni z oficjalną wizytą. I też nie miał gotówki, to ja mu wtedy też dałem dziesięć tysięcy dolarów. Były to jego dodatkowe pieniądze, bo on brał jeszcze pieniądze, które zapisywał w tym zeszycie i na początku pokazywał mi te zapiski, mówił, że on nie ma dostępu do tych pieniędzy, bo te pieniądze przekazuje komuś w partii i ten ktoś nimi rozporządza. Potem zresztą tak robiłem, że dawałem dla niego i dla Kaczyńskiego po dziesięć tysięcy dolarów, była to jakby dodatkowa pensja na miesięczne wydatki. Glapiński przychodził do mnie i mówił, że Jarek ma na karku jakieś pilne spłaty i potrzebuje pilnie stu milionów złotych. No to ja wtedy dawałem ze swoich pieniędzy, to znaczy z tych sum, które Żemek doniósł mi w torbie po cukrze” [2]. Grzegorza Żemka pamiętamy jak wiadomo z afery Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego.          

Doradzam więc czytanie monografii Chmieleckiego w podobny sposób w jaki odbieraliśmy w latach 70. i 80. “Politykę”, drukującą wprawdzie pod winietą “Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się” ale redagowaną przez ludzi rozumnych i w sposób profesjonalny. Ale wtedy – znudzeni czytaniem między wierszami i mający dosyć aluzji Daniela Passenta – wieczorem zasiadaliśmy i tak do radioodbiorników, żeby przebijać się przez zagłuszarki i dozowaną dawkę wiedzy uzupełnić przekazem Wolnej Europy.

Dla dziełka Chmieleckiego znakomitym suplementem okaże się choćby “Osobista historia Porozumienia Centrum” pióra Andrzeja Anusza, napisana z niepowtarzalnej perspektywy “widza i uczestnika” po raz pierwszy zdefiniowanej przed czterdziestu laty przez francuskiego filozofa polityki Raymonda Arona. A także glossy do niej publikowane w “Opinii”, których autorem jest Piotr Wójcik, inny współtwórca opisywanych wydarzeń.

Gdy zaś ktoś spyta, po co mamy sobie podobny trud zadawać, odpowiem wbrew bon tonowi pytaniem na pytanie: czy mamy za dużo ważkich książek o historii najnowszej? Po benedyktyńsku zgromadzona faktografia stanowiąca zawartość treściową książki wynagrodzi nam podjęty wysiłek.  

Styka, nie styka… Jednak styka, chciałoby się powiedzieć. Chociaż ta monografia wymaga rozlicznych suplementów, ale przecież z encyklopediami też nie dzieje się inaczej. Chmielecki wybrnął z honorem z trudnego dylematu. Zaś członkowie Klubów Gazety Polskiej dla których czterystustronicowa objętość jego książki stanowi barierę nie do pokonania z pewnością pozostaną z przeświadczeniem, że ich człowiek napisał hagiografię partii ideowej i rozumnej.  

[1] Adam Chmielecki. Porozumienie Centrum. Studium działalności partii i środowiska politycznego. NERITON, Warszawa 2023 

[2] Heathcliff Janusz Iwanowski Pineiro i Jakub Kopeć. Po drugiej stronie lustracji. JKK, Warszawa 2000, s. 177

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 3

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here