W polityce wobec reszty Europy Wschodniej od zawsze żywiliśmy rozmaite złudzenia, dotyczy to również najwybitniejszych praktyków polskiej demokracji. Nawet po zamordowaniu przez nacjonalistę ukraińskiego studenta filozofii Myrosława Siczyńskiego w 1908 r. austro-węgierskiego namiestnika Galicji Andrzeja K. Potockiego, Ignacy Daszyński - co relacjonuje w przedmowie do pierwszego po wojnie wyboru jego pism marksistowski ale rzetelny historyk Jerzy Myśliński - "wykorzystał (..) trybunę parlamentu do walki o demokratyczne reformy prawa wyborczego w Galicji oraz równouprawnienie narodu ukraińskiego ("samorząd dla Polaków i Rusinów w Galicji"). Dał wyraz swojej internacjonalistycznej i klasowej postawie, gdy mówił: "Rusinów popieraliśmy dziesiątki lat przeciw szlachcie... Będziemy to czynili nadal..", choć zdawał sobie sprawę, że we wschodniej Galicji, a zwłaszcza na niektórych jej obszarach, mieszkał też znaczny odsetek Polaków i spolonizowanych Żydów. Charakterystyczne, że uzasadniał postulaty narodowościowe socjalistów tym, iż zarówno rząd, jak i Polacy zyskają w Ukraińcach "sprzymierzeńca przeciw Rosji"" [1]. Ludzie odchodzą, rekomendacje pozostają, chciało by się zauważyć...