Jarosław Kaczyński wykazał się jak na niego swoistym umiarkowaniem, skoro nazwał Romana Giertycha - swojego byłego zastępcę w rządzie - sadystą tylko. Mianem mordercy określiła tegoż mecenasa posłanka PiS Iwona Arent, która swojego czasu usprawiedliwiała własnego syna, gdy pobił swoją dziewczynę. Nie mieli więc racji rozgorączkowani w kuluarach żurnaliści, gdy przypisali tę morderczą stygmatyzację dawnego zastępcy samemu prezesowi PiS, co z kolei nie stanowi też dowodu, że jeśli media mają coś Kaczyńskiemu za złe, to zawsze się mylą. Nawet jeśli w tym wypadku rzeczywiście się tak zdarzyło.