To nie poligon

0
148

Kampania wyborcza jeszcze przed pierwszą turą nabiera charakteru meczu dwóch głównych pretendentów. Chociaż dla Polaków głównym problemem pozostaje wciąż troska o ich własne zdrowie, bo pandemia trwa, a niektórzy epidemiolodzy wróżą nawet jej drugą falę – Andrzej Duda i Rafał Trzaskowski spierają się o LGBT.

Sztaby obu kandydatów, na co dzień zaciekle się zwalczające, niespodziewanie całkiem zgodnie znalazły temat dyżurny. Do tej pory wcale się przesadnie w tę kwestię nie angażowały: głównym oponentem postulatów grup LGBT pozostawał przecież Krzysztof Bosak z Konfederacji a najwierniejszym ich rzecznikiem Robert Biedroń z Lewicy.

Jak nie cepem to “elgiebem”

Gwałtowności sporu o prawa osób kochających inaczej wcale nie tłumaczy sytuacja społeczna ani prawna w Polsce. Chociaż mniejszości seksualne nie cieszą się u nas swobodami równie rozległymi jak w większości zachodnich krajów “starej Unii” – trudno mówić o jakiejkolwiek ich dyskryminacji, a tym bardziej prześladowaniu. Mają swoje kluby, jeśli zamknięte, to z powodu pandemii – jak wszystkie inne – a nie kampanii wyborczej. Nie blokuje się osobom odmiennej orientacji dostępu do stanowisk państwowych ani miejsc pracy. Niejeden polityk i sporo celebrytów otwarcie deklaruje czy afirmuje swoje seksualne preferencje jak to ujmował znany z delikatności mec. Jan Olszewski – odmienne od dominujących.

Z drugiej strony mniejszości seksualne też wolą spokojnie żyć po swojemu niż organizować krzykliwe parady. Zadeklarowani aktywiści ruchów równościowych stanowią nikły procent całej populacji LGBT w Polsce. Oswajaniu się Polaków z odmiennością i budowaniu tolerancji nie służą mocne słowa ani gwałtowne gesty.

Nawet na boisku szkolnym, gdy toczy się bójka, dobry nauczyciel pyta zwykle, kto zaczął. Nie ulega wątpliwości, że przed rokiem to PiS skorzystał na poruszeniu kwestii praw LGBT w wyjątkowo gwałtownej formie przed eurowyborami. Ponieważ wraz z PO z jednej listy Koalicji Europejskiej startowali wtedy kandydaci SLD i PSL, planiści partii rządzącej uznali, że wprowadzenie do agendy kampanijnej kwestii obrony tradycyjnego modelu rodziny wprawi w zakłopotanie wyborców PSL, zwykle konserwatywnych obyczajowo. W znacznej mierze tak się stało, PiS tamte wybory wygrał. Nie wchodzi się jednak dwa razy do tej samej rzeki, a głosowanie na prezydenta rządzi się odmiennymi prawami.

Rywale z tej samej planety

Rafał Trzaskowski ma tradycyjną rodzinę, reprezentacyjną i bystrą żonę – zupełnie jak Andrzej Duda. Zresztą ten ostatni należał przed laty do Unii Wolności, która sprawy równościowe stawiała nieco inaczej niż dziś prezydent w swoim przekazie. Obaj kandydaci mają też udane dzieci, którymi mogą się pochwalić. Nie są z róźnych planet. Ani nawet z wrogich plemion. Biogramy mają przecież trochę takie jak bohater słynnego filmu Krzysztofa Kieślowskiego “Przypadek”. Każdy, komu nieobca pozostaje wyobraźnia, jest w stanie pofantazjować, w jakich okolicznościach zamieniliby się rolami. Zwłaszcza, że PO nominowała Trzaskowskiego również dlatego, że…. jest mocno do Dudy podobny. I w nadziei, że powtórzy jego zaskakujący marsz po sukces sprzed pięciu lat. Dla twardych elektoratów to herezja. Dla trzeźwych obserwatorów – raczej oczywistość.     

Ale napięcie nietrudno podsycić. Ruszają więc do walki harcownicy, nazwisko posła Przemysława Czarnka znali do niedawna raczej koneserzy parlamentarnej polityki, teraz stało się symbolem twardego i jednoznacznego przekazu antygejowskiego, widzącego w kochających inaczej dzieci gorszego Boga, od czego odchodzi – co znamienne – w czasach pontyfikatu Franciszka sam Kościół katolicki.

Radykalizmy uruchomiły się również po drugiej stronie. Nawet głosy przeciwne możliwości adopcji dzieci przez pary tej samej płci nie mówiąc już o prawie do zawierania małżeństw interpretowane są jako homofobiczne. Tymczasem stara Europa, do której dołączyliśmy przed ponad piętnastu laty instytucjonalnie, pozostaje w tej kwestii podzielona. Respektuje też rozwiązania przyjmowane w poszczególnych krajach i zgodne z ich tradycją. Założyciele zjednoczonej Europy Robert Schuman ani Alcido de Gaspari nie budowali po wojnie wspólnoty ideologicznej. Dlatego raczej się to nie zmieni.

Z marszu na rzecz demokracji w ubiegłym roku zapamiętałem znaczącą scenę. Tuż za ówczesnymi liderami Platformy Obywatelskiej ruszyła zwartą grupą i z własnymi transparentami ekipa działaczy LGBT, z jaskrawo kolorowymi włosami, kolczykami gdzie się tylko da je wpiąć  i w ostentacyjnie zuniformizowanych strojach. Umiarkowani działacze próbowali ich   poprosić, by nie pchali się do pierwszego szeregu.

– Zawsze szliśmy ostatni, to dzisiaj pójdziemy pierwsi – usłyszeli w odpowiedzi.

Sam tego chciałeś, Grzegorzu Schetyno – pomyślałem wówczas. Nie muszę dodawać, że TVP Info poświęciła przebierańcom tyle uwagi, jakby ich co najmniej tysiąc wraz z Platformą maszerował.

Kto sieje wiatr, zbiera burzę

Dziś obaj kandydaci, a już na pewno ich zaplecza, ulegają iluzji, że  ostra polaryzacja im posłuży a przynajmniej pomoże wykosić konkurentów.

Tyle, że w Polsce nie toczy się wojna religijna. Licytowanie się z Bosakiem, kto będzie lepszym obrońcą rodziny i Kościoła przyniesie Dudzie parę procent głosów, ale dużo więcej ich straci wsród umiarkowanych, nie lubiących ideologicznych sporów wyborców środka. Jako samozwańczy obrońca praw LGBT Trzaskowski pozyska trochę zwolenników Biedronia, ale odda poparcie tych, którym już zdążyło się spodobać, gdy zadeklarował się jako chrześcijanin.

Zero osobowości czyli ubóstwo kampanii 2020

Mizerię widać gołym okiem. Święta wojna PiS z PO o charakterze starcia plemiennego zdominowała przekaz, chociaż wciąż pozostajemy jednym narodem i społeczeństwem we wspólnym państwie, które cierpi na te wymianie ciosów. Walka zastępuje konkurs osobowości i projektów.

Read more

To nie poligon, gdzie generałowie co tydzień wymyślać muszą symulację nowej wojny, żeby żołnierz się nie nudził. Żyjemy w czasach pokoju – ale i realnego zagrożenia.

Polacy mają dziś jednego, niewidzialnego wroga. Pozostaje nim pandemia koronawirusa, najstraszniejsze ze zbiorowych doświadczeń od zakończenia drugiej wojny światowej. Pewnie wyborcy woleliby się dowiedzieć, czy główni kandydaci przygotowali program prewencji zdrowotnej na wypadek drugiej fali COVID-19 albo promocji powszechnej higieny, żeby tragedia się nie powtórzyła. Zamiast tego politycy proponują obywatelom wojny, w których sens sami nie do końca wierzą. Pozostaje więc rada; nie dajmy się zwariować. I niezapomniane “róbmy swoje” Wojciecha Młynarskiego. A także anegdota o gajowym, który tak rozzłościł się, gdy partyzanci i Niemcy walczyli o leśniczówkę, aż przegonił ich wszystkich z lasu. W jego roli w tym wypadku wystąpić mogą wyborcy.         

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 5

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here