Wejście do gry Rafała Trzaskowskiego partyjnego kandydata PO paradoksalnie może pomóc Andrzejowi Dudzie wygrać w pierwszej turze. Jeśli włodarz Warszawy utrzyma drugie miejsce w sondażach, zrazi niechętnych Platformie Obywatelskiej obywateli do udziału w wyborach.  

Partyjną kandydatkę Platformy Małgorzatę Kidawę-Błońską zastąpił równie silnie z partią identyfikowany Rafał Trzaskowski. PO kieruje się bowiem logiką, że co jest dobre dla niej, to i dla kraju. Niekoniecznie. PO – jak mawia vox populi – sobie nagrabiła. Ani Władysław Kosiniak-Kamysz ani Szymon Hołownia nie budzą w elektoracie podobnie negatywnych emocji. Rozpychający się Trzaskowski może sobie nie pomóc, a im zaszkodzić.  

Metafora trójkąta bermudzkiego wydać się może wyświechtana, ale pamiętamy, że wedle jednej z hipotez przyczyną niekonwencjonalnych wydarzeń w tym rejonie pozostaje silne pole magnetyczne. Jeśli o magnetyzm chodzi, to wśród opozycyjnych kandydatów na prezydenta – nazwijmy ich demokratycznymi w kontraście do łamiącego Konstytucję prawnika z doktoratem Andrzeja Dudy – wykazał się nim niewątpliwie w kampanii Władysław Kosiniak – Kamysz, w miarę trafnie odgrywający dwie role: zatroskanego lekarza w sam raz na czas pandemii – w zgodzie z własnym życiorysem – oraz dobrego gospodarza, jak każe partia. Z kolei Szymon Hołownia wyróżnił się empatią dawnego wolontariusza i swadą celebryty, ale jednego z tych, co przed kamerą dyskutują o sensie życia, nie o gotowaniu, nawet jeśli szczegółów debaty nie pamięta się już w kwadrans po użyciu pilota od telewizora.

O hipnotyzerskich zdolnościach Rafała Trzaskowskiego wiadomo niewiele. Pozostaje kandydatem, który platformerskim specjalistom od wizerunku wyszedł z równania, opisującego złoty środek na zachowanie wpływów. Pojawia się domniemanie, że jeśli nie wygra ani nawet nie wejdzie do drugiej tury – to w planie minimum Trzaskowski ma przynajmniej zablokować innych. Jeśli ma charyzmę, to na tyle dyskretną, że jej nie objawia. Wybory w Warszawie wygrał dwa lata temu jako kandydat rozsądku, kontrastującego z nadpobudliwością pretendenta obozu władzy Patryka Jakiego. Przez dwa lata jego rządów w stolicy nie wydarzyło się nic, co mogłoby nas pozytywnie zaskoczyć, chociaż wielkich błędów jej pierwszy urzędnik również nie popełnił.    

Historia nauczycielką życia, nawet ta sprzed 20 lat

Platforma powstała na gruzach Akcji Wyborczej Solidarność i Unii Wolności, partii w latach 1997-2000 tworzących koalicję rządową i przeprowadzających cztery wielkie reformy Jerzego Buzka (samorządową, emerytalną, zdrowia oraz ubezpieczeń), z których to po działaniach następców ostała się tylko pierwsza, zaś obaj koalicjanci  – co stanowi jedyne takie wydarzenie w nowoczesnych dziejach Europy – nie weszli do kolejnego Sejmu.  Wydatnie przyczynił się do tego przebieg kampanii prezydenckiej z 2000 r.

Wiadomo było, że prezydenturę obroni Aleksander Kwaśniewski. Przewodniczący AWS Marian Krzaklewski za podszeptami cynicznych doradców liczących jak Wiesław Walendziak na nowe rozdanie – postanowił wystartować i sromotnie przegrał nie tylko z Kwaśniewskim ale również z przedstawiającym się jako kandydat obywatelski Andrzejem Olechowskim, któremu nie wystawiająca swojego pretendenta Unia gotowa była udzielić poparcia, ale ten oznajmił, że go wcale nie potrzebuje.

Politycy PO doskonale znają meandry upadku obu partii reform, z którego te już się nigdy nie podniosły. Zrobią wszystko, żeby nie powtórzyć ich błędów. Stąd ryzykowna operacja podmiany kandydatki Kidawy-Błońskiej z jej kulturą, elegancją i doświadczeniem marszałkini Sejmu na sprawdzonego na razie wyłącznie w realiach warszawskich układnego urzędnika Trzaskowskiego.

Dobropolski? Nie znam takiego kandydata…

Niech przegra, ale nie będzie nam tu szalał bezpartyjny Hołownia albo dawny koalicjant Kosiniak-Kamysz – uznają politycy PO. Wiedzą, że walczą o życie. Jeśli bowiem kandydat Trzaskowski da się wyprzedzić nie tylko Dudzie – co będzie mu wybaczone – ale któremukolwiek z demokratycznych rywali, to wokół tego, kto go zawstydził zacznie się natychmiast organizować opozycyjna scena polityczna. W 2000 r. ośrodkiem jej reintegracji stał się drugi w wyborach Olechowski. Już w roku następnym wespół z Donaldem Tuskiem i Maciejem Płażynskim powołał Platformę Obywatelską, która po kilku miesiącach z drugim po SLD wynikiem w wyborach stała się najmocniejszą siłą opozycji, chociaż na dojście do władzy musiała czekać całe sześć lat.              

W klasycznym westernie „Dyliżans” w reżyserii Johna Forda jeden z pasażerów, bankier, powtarza: – Co jest dobre dla banku, jest dobre dla kraju.

Podobny sposób myślenia oddaje wzięta z życia anegdota o parokrotnie już tu przywoływanym Kwaśniewskim.

– A dobro Polski?

– Dobropolski? Nie znam takiego kandydata – odpowiedział Kwaśniewski.

Niewybieralny udaremni niespodziankę

Z logiki badań opinii publicznej wynika paradoks, że to, co dobre dla kandydata PO Trzaskowskiego, może okazać się fatalne dla kraju. Obecność silniejszego niż Kidawa-Błońska ale raczej niewybieralnego pretendenta PO w stawce aspirującej do prezydentury może udaremnić efekt niespodzianki, jaki rysował się wyraźnie za sprawą rosnących notowań Kosiniak-Kamysza i Hołowni, co korespondowało ze znużeniem obywateli nieudolnością PiS w walce z pandemią oraz permanentnymi awanturami, wywoływanymi przez rządzących (pomysł wyborów pocztowych i kuglowanie z ich terminem).     

Wspomniana niespodzianka stałaby się nią również w sensie, jaki nadaje temu pojęciu w swojej prozie Andrzej Sapkowski. Obojętne, czy beneficjentem zostałby Hołownia czy Kosiniak-Kamysz. Pewne jest jedno: Trzaskowski, wzorowy urzędnik i celebryta, na Wiedźmina się nie nadaje.

Drugie miejsce, co się z urzędu należy

Według sondażu IBRIS [1] gdyby wybory odbyły się teraz, Duda nie wygrałby ich w pierwszej turze. Stracił od poprzedniego pomiaru 6 punktów proc, oczywiście przewodzi stawce, ale ma 43 proc poparcia, co go nie satysfakcjonuje. Na drugi stopień podium wdrapał się już Trzaskowski z 16 proc. Szymon Hołownia i Władysław Kosinak-Kamysz mają po 10 proc. Robert Biedroń i Krzysztof Bosak – po 7 proc.

Trzaskowski próbuje kampanii dynamicznej, pamiętając co zgubiło Kidawę, ale na razie nie spiera się z kontrkandydatami o lepszy pomysł na Polskę, zabezpieczenie jej przed eskalacją pandemii i odbudowę gospodarki po kryzysie. Zajął się reżimową telewizją, radzi jej propagandystom by szybko zadawali pytania, bo wkrótce powstanie telewizja naprawdę publiczna. Zmieszała go już za to z błotem Wirtualna Polska – być może znowu tak jak wcześniej zadziałało lukratywne zamówienie reklamowe z resortu Zbigniewa Ziobry – obficie cytując żurnalistów o nieznanych szerzej nazwiskach w obronie popularnej szczujni. Sam Trzaskowski jednak z czasem będzie musiał sobie przypomnieć, że kandyduje na prezydenta nie do Rady Mediów Narodowych.   

Jeśli za cel wyborów prezydenckich, poza wskazaniem kandydata godnego i kompetentnego, uznać również pozbawienie PiS istotnego przyczółku władzy – to okupowanie drugiej pozycji w rankingu szans akurat przez Trzaskowskiego nieuchronnie nas od realizacji tego zadania oddala. Ani Hołownia ani Kosiniak-Kamysz nie budzą podobnie negatywnych emocji. Wprost przeciwnie, opluwanie tego pierwszego przez Piotra Semkę w jednym z „przekaziorów” propisowskich jeszcze sympatię do niego zwiększyło. Zresztą co da się Hołowni zarzucić? Związki z Kulczykami czy z TVN? Przecież wszyscy o nich wiedzą. Z kolei Kosiniak – Kamysz wobec pisowskich ataków zachowuje pełną impregnację, bo zbudował sobie wizerunek polityka umiarkowanego i kompromisowego, o którym wcześniejsi prezesi PSL nie mogli nawet marzyć, chociaż partia współrządziła niepełne dwie kadencje z SLD i pełne już dwie z PO. Zaś zapowiedź skasowania ludowców jako partii i przejęcia ich elektoratu przez PiS jeszcze tylko tradycyjnych wyborców PSL utwierdziła w wierze i zmobilizowała.

Platforma nie ma równie wiernych zwolenników, sama sobie winna, bo wiele razy wystawiała do wiatru głosujące na nią grupy społeczne – wiedzą o tym najlepiej przedstawiciele klasy kreatywnej (niekorzystny uzysk podatkowy i próba cenzury internetu – ACTA) i ludzie telewizji, stąd też wybór przez Trzaskowskiego pola konfrontacji wydaje się niefortunny. Prezydent Warszawy walczący o przeprowadzkę dwie ulice dalej będzie ostro atakowany za to, że stolicę gotów jest pozostawić pisowskiemu komisarzowi, za awarię oczyszczalni i zatrucie wody w Wiśle. Ale niezależnie od tego spora grupa wyborców pragnących, aby Duda przestał się kokosić w Pałacu Prezydenckim nigdy nie zagłosuje na kandydata PO – a zwłaszcza tak typowego dla tej partii jak Trzaskowski. W ich przekonaniu Platforma nie zasłużyła na poparcie za sprawą podwyższenia wieku emerytalnego, sposobu traktowania twórców w TVP za prezesa Juliusza Brauna (wybitnym fachowcom nawiedzone szarlatanki z miasta kazały w ramach ćwiczeń sprzedawać na niby stożki z papieru – na tej podstawie oceniano pracowników), wciągania byłych komunistów do europarlamentu z własnych list czy wreszcie arogancji Radosława Sikorskiego.

Platformy oda do młodości

To powinna być dobra wiadomość dla warszawiaków: włodarz ich miasta walczy o prezydenturę kraju. Ale nie jest. Jeśli wygra, PiS wprowadzi w stolicy komisarza co oznacza zimną wojnę domową. Jednak nie takie jest dziś główne zmartwienie kandydata i jego promotorów: najpierw musi nadrobić stracony przez partię czas i dystans do opozycyjnych rywali: Władysława Kosiniak – Kamysza i Szymona Hołowni. Dopiero jak się uda, kandydat z Warszawy powalczy z prezydentem z Krakowa.

Read more

Wobec zaplecza Hołowni czy PSL jako partii Kosiniak-Kamysza podobnych uprzedzeń ci wyborcy nie mają.

Jeśli kolejność w sondażu IBRIS trwale wyznaczy porządek dziobania w kampanii wyborczej, to Duda – chociaż sporo poparcia stracił – zupełnie nie ma się czym martwić. Słabość rywala daje politykowi największe poczucie bezpieczeństwa.                    

[1] badanie IBRIS dla Onetu z 16 maja 2020

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 5

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here