Do Polski zawitał Donald Tusk, przewodniczący Rady Europejskiej, z zamiarem wygłoszenia wykładu w Audytorium Maximum na Uniwersytecie Warszawskim. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie występ poprzedzający wykład Donalda Tuska. Jako tzw. “support”– przypomnę, iż to słowo oznacza w potocznym pojęciu „zespoły lub solistów występujących przed występem właściwej osoby rozgrzewającej widownię, wypełniając czas pozostały do głównego występu” – wystąpił mało znany „artysta” Leszek Jażdżewski i trzeba mu przyznać, że spisał się znakomicie.

Rozgrzał widownie do czerwoności, a oklaskom nie było końca. Czym sobie zasłużył na tak gorące przyjęcie ze strony naszej elity – byłego premiera i marszałka sejmu, ministrów poprzedniego rządu, rektora jednej z największych polskich uczelni, jaką jest niewątpliwie UW. W wykładzie uczestniczyli także przedstawiciele duchowieństwa, dziennikarze, artyści, sędziowie i oczywiście studenci, nasza przyszłość, którzy szczególnie entuzjastycznie nagrodzili oklaskami, ale tu zaskoczenie, nie naszą gwiazdę – prezydenta Europy, tylko pana Leszka Jażdżewskiego, którego fundacja „Liberte” była współorganizatorem wykładu.

Nie będę przytaczał głównych tez wystąpienia tego pana, gdyż nie są tego warte. Porównanie polskiego Kościoła do “tarzającej się w błocie świni” to jedno z tych określeń, które wzbudziło szczególny aplauz zebranej elity. W pewnej chwili słuchając wykładu pana Jażdżewskiego poczułem się, jakby ktoś mi napluł w twarz, będąc jednocześnie przekonanym, że na sali znajdzie się przynajmniej jedna osoba, a na pewno ksiądz Kazimierz Sowa, która głośno zaprotestuje, gdyż poczuje się tak samo obrażona jak ja przed telewizorem.

Niezależnie bowiem od oceny polskiego Kościoła wydawało mi się, że w kraju w którym 95% obywateli przyznaje się do katolicyzmu, gdzie elementarne przywiązanie do Kościoła, jego dziedzictwa i niewątpliwych zasług jest czymś co Polaków zawsze łączyło, wystąpienie pana Jażdżewskiego spotka się z natychmiastową reakcją. Przecierając oczy ze zdumienia zobaczyłem ludzi z zachwytem bijących brawo.

Próbowałem sobie tłumaczyć, że być może zadziałał efekt zaskoczenia i za chwilę stanie się to co wydawało się oczywiste. Na scenie pojawi się on – Donald Tusk prezydent Europy, nadzieja wielu Polaków i jednoznacznie odetnie się od występu pana Jażdżewskiego. Nic z tych rzeczy. Wówczas zrozumiałem, że przecież nie jest to możliwe, aby wystąpienie poprzedzające wykład tak ważnej osoby jaką niewątpliwie pozostaje Donald Tusk nie było z nim konsultowane. Na coś takiego nie pozwoliłby sobie nawet podrzędny polityk.

Pan Jażdżewski powiedział to, czego nie wypada powiedzieć przewodniczącemu Rady Europejskiej, który jest zbyt doświadczonym politykiem, by pójść na takie ryzyko. Donald Tusk użył Jażdżewskiego dokładnie tak, jak kiedyś posługiwał się Januszem Palikotem do mówienia rzeczy, których obawiał się powiedzieć, zdając sobie sprawę, że może stracić w sondażach popularności. Wystąpienie Jażdżewskiego było w sposób przemyślany zaplanowane i to jest mój największy zarzut wobec Donalda Tuska.

Ale czy można było spodziewać się czegoś innego? Donald Tusk kolejny raz udowadnia, że nie ma cech nie tylko męża stanu, ale polityka, na którym można by polegać w trudnych czasach. Nigdy nie zrozumiem swoistego masochizmu działaczy i członków PO, których większość nadal jest zachwycona jego osobą w sytuacji, gdy przypomnę, że w 2014 r. porzucił PO rezygnując z funkcji premiera i wybierając stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej.

Tusk do ostatniej chwili ukrywał przed Polakami chęć objęcia nowego stanowiska twierdząc, że nigdzie się nie wybiera. Rezygnując z funkcji premiera w najtrudniejszym okresie dla PO, opuścił Polskę uciekając przed kolejnymi aferami. Zachował się jak ktoś, kto porzuca rodzinę, żonę, dzieci, wybierając za granicą większe pieniądze, młodszą żonę i zapominając o dzieciach. Tak postępuje mąż stanu, premier średniej wielkości państwa europejskiego?

Nie do pomyślenia jest, aby jakikolwiek poważny polityk europejski w taki sposób się zachował. Nie do zaakceptowania byłaby taka wolta w wykonaniu premiera Francji, Włoch, Hiszpanii, czy też kanclerza Niemiec. Polityk, który zachowałby się tak jak Donald Tusk skazany byłby na banicję we własnym kraju, a jego partia wyrzuciłaby go z hukiem z własny szeregów.

Jestem za tym, aby Polacy obejmowali najwyższe stanowiska w Europie i na świecie. Będąc w PE zawsze głosowałem (wprawdzie nieraz z zaciśniętymi zębami) na Polaków, którzy mieli szansę objąć ważne stanowisko w strukturach UE, ale nie do zaakceptowania przeze mnie, a mam nadzieje, że także przez wielu Polaków, jest decyzja Tuska, który w trakcie kadencji porzuca stare zabawki wybierając nowe.

I jeszcze wmawia mi się, że mam być z niego dumny, bo to przecież nasz człowiek. Nie byłem i nie będę dumny, abstrahując już od faktu, że Donald Tusk nie wykorzystał szansy, którą mu dano. Kończąc swoją misję zostawia UE w stanie dużo gorszym niż zastał. Kryzys imigracyjny, stosunki z Rosją i Ameryką, Brexit, ciągłe jątrzenie w Polsce to jego bilans zasług.

Nadchodzą trudne czasy. Polsce potrzebni są mężowie stanu, ale nawet garnitur od Zegny, czy też umiejętność czytania przemówień po angielsku, bądź też sprawne posługiwanie się cytatami mędrców tego świata, to… sorry Donald – stanowczo za mało.

Chapeau-bas, Panie Rulewski!

Wygranie najbliższych wyborów za wszelką cenę stało się dla PO ważniejsze niż wartości na które bardzo często się powołuje.

Read more

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 4 / 5. ilość głosów 4

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here