Donald Tusk chce zostać marszałkiem Senatu. Dlatego domaga się, żeby Tomasz Grodzki zrzekł się albo tej funkcji albo immunitetu. Ale to ryzykowna gra, która może sprawić, że zamiast lidera Platformy Obywatelskiej następcą Grodzkiego będzie… Marek Pęk z PiS.
Plan wygląda w ten sposób, że Barbara Borys-Damięcka, warszawska senator Koalicji Obywatelskiej, która od dawna ma poważne kłopoty zdrowotne – zrzeknie się mandatu. W zarządzonych w tej sytuacji przedterminowych wyborach w stolicy wystartuje sam Tusk. Wygra tu bez trudu z każdym kandydatem. Następnie z kolei Grodzki odda funkcję marszałka, a demokratyczna większość, która dwa lata temu mu stanowisko w izbie refleksji powierzyła, zagłosuje z kolei za Donaldem Tuskiem.
Problem w tym, że na większość demokratyczną tworzą nie tylko senatorowie Koalicji Obywatelskiej czyli głównie Platformy. Składają się na nią również przedstawiciele Lewicy, PSL i Polski 2050 Szymona Hołowni oraz niezależni. Jeden z nich powiedział mi dzisiaj, że nigdy nie podniesie ręki za Tuskiem jako marszałkiem Senatu. A liczyć się będzie każdy głos.
Oznacza to, że plan nie jest perfekcyjny, lecz obarczony sporą dozą ryzyka. Jeśli się nie uda – funkcję marszałka Senatu tak jak w poprzedniej kadencji obejmie ponownie przedstawiciel PiS. Wystarczy, że partia rządząca po paru nieudanych próbach wyłonienia nowego marszałka przez koalicyjną większość (oprócz Tuska w grę wchodzą jeszcze Bogdan Klich oraz Wadim Tyszkiewicz) skaptuje paru senatorów spośród grona Lewicy, PSL czy niezależnych. W razie takiej awarii – PiS jak w latach 2015-19 znów będzie mieć w obu izbach parlamentu zarówno swoich marszałków jak większość.
Zamiast jak najszybciej wskazać następcę Borysa Budki, skompromitowanego biesiadowaniem z Łukaszem Szumowskim i Markiem Suskim z PiS przewodniczącego klubu Koalicji Obywatelskiej – Donald Tusk zaczął zimną wojnę z marszałkiem Senatu Tomaszem Grodzkim. Jak się wydaje powracający z zagranicy wieloletni premier przestał PO-KO pomagać, a zaczął szkodzić. Grodzki symbolizuje przecież demokratyczną większość w Senacie, a jej zbudowanie to jedyne co się udało opozycji przez siedem lat, kiedy Tusk przebywał poza krajem.
Walka z Tomaszem Grodzkim, najwyższym dziś dygnitarzem nie związanym z PiS (formalnie jest on trzecią osobą w państwie) to dla Donalda Tuska podcinanie gałęzi, na której siedzi. Chyba, że zdecydował się już na budowanie na gruzach PO-KO nowej formacji.
Sytuacja w klubie wskazuje, że Tuskowi… przestało zależeć na poprawie wizerunku skrótowca o nazwie PO-KO. Formalnie wciąż jest to Koalicja Obywatelska, ale wszyscy i tak mówią po staremu: Platforma. Jeśli ująć rzecz w postaci eufemizmu, nowa nazwa się nie zleksykalizowała, jak mawiają językoznawcy. Bo też pozostaje absurdalna: Platforma Obywatelska zawarła wszak koalicję… sama ze sobą.
Czołowego polityka Koalicji Obywatelskiej pytam, kto teraz rządzi klubem parlamentarnym. Pada zaskakująca odpowiedź:
– Borys Budka.
– Jak to, przecież na żądanie Tuska ogłosił, że się zawiesza? – oponuję chyba rzeczowo.
– Nie ma czegoś takiego, jak zawieszenie szefa klubu.
– Więc po co Budka taką deklarację ogłaszał?
– Zapewne miał na myśli stanowisko wiceprzewodniczącego partii.
Rozmówca klaruje, że Budka pozostaje przewodniczącym, zaś jeśli obrady klubu prowadził niedawno Rafał Grupiński to dlatego, że został… przez Budkę upoważniony. O następcy bohatera niedawnej afery bankietowej też nie ma mowy.
Wydaje się to drwiną z opinii publicznej, skoro wiadomo było, że pamiętne oświadczenie Budka złożył pod presją samego Tuska. Na razie w klubie parlamentarnym Koalicji Obywatelskiej nikt nie rządzi. Kota nie ma myszy harcują. Bóg wysoko, szef daleko, bo wciąż jeszcze poza parlamentem, chociaż Tusk zaczyna właśnie ryzykowną operację, żeby się w nim znaleźć. Liczy na to, że jeśli marszałkiem Senatu zostanie – zwiększy swoje szanse w wyborach prezydenckich w 2025 r, kiedy to jego rywalem będzie zapewne Mateusz Morawiecki, bo Andrzejowi Dudzie Konstytucja zabrania kandydowania na trzecią kadencję.
Najmniejsze zacięcie w planie Tuska oznacza jednak, że w Senacie za chwilę możemy mieć podobny bałagan jak w klubie Koalicji Obywatelskiej. Tyle, że nie będzie to wewnętrzną sprawą obecnej opozycji. Bo marszałkiem izby refleksji – jak była już o tym mowa – zostać może po tych zawirowaniach kandydat PiS, zapewne Marek Pęk.
Donald Tusk wiele razy wypowiadał się jednoznacznie o zarzutach, stawianych liberalnym politykom za rządów PiS. Wie, że oskarżenia wysuwane wobec Grodzkiego, dotyczące domniemanego łapownictwa oparte są na wątłych podstawach. Senator Stanisław Gawłowski miał większe kłopoty z wymiarem sprawiedliwości, a stanowi element obecnej koalicyjnej większości, czego Tusk nie podważa.
Siedmioletnie sprawowanie przez Donalda Tuska urzędu premiera zaczęło się od skutecznego poprowadzenia Platformy Obywatelskiej do zwycięstwa nad PiS w przedeterminowych wyborach z 2007 r, co stanowi niewątpliwie jego zasługę dla polskiej demokracji, zważywszy na stosunek partii Jarosława Kaczyńskiego do praworządności w ostatnim okresie, gdy sprawowała władzę za pierwszym razem. Teraz jednak Tusk, podejmując ryzykowną grę w imię własnej ambicji i kosztem tego, co opozycji udało się już osiągnąć w trakcie jego nieobecności w kraju – może przyczynić się do wywołania efektu dokładnie odwrotnego niż ten, który przed laty zapewnił mu miejsce w historii. Jak się nie uda, PiS znowu weźmie całą pulę.