W amerykańskim stylu

0
54

Przedłużające się liczenie głosów w Stanach Zjednoczonych i już zapowiedziane podważanie jego wyników przez urzędującego prezydenta pokazują, że kłopoty nie omijają również najstarszej działającej nieprzerwanie demokracji świata. Napięcie związane z pandemią wszędzie zradykalizowało nastroje, USA również to dotyczy.

Żaden system nie działa bezawaryjnie, metoda wyłaniania prezydenta poprzez głosy elektorskie, sprawiająca, że może nim zostać kandydat, który w skali całej Ameryki zyska mniejsze poparcie (jak George Bush junior w 2000 i sam Trump przed czterema laty) do najłatwiejszych nie należy. W każdej poważnej biografii Harry’ego Trumana znajduje się zdjęcie pierwszej strony poważnej chicagowskiej gazety z czołówkowym tytułem: Dewey prezydentem. Kontrkandydatem Trumana był w 1948 r. republikanin Thomas Dewey, a żurnaliści z “Chicago Tribune” pospieszyli się z ogłoszeniem zwycięzcy. Wygraną Busha juniora z demokratą Alem Gorem, przedtem wiceprezydentem u Billa Clintona, poprzedziły sądowe dysputy i wyroki oraz ponowne przeliczenia głosów na decydującej wtedy Florydzie.

W tym roku niewątpliwie jednak mamy do czynienia ze swojego rodzaju eskalacją. Donald Trump zaczął mówić o fałszerstwach zanim jeszcze poznaliśmy wyniki. Twitterowy sposób uprawiania polityki przez urzędującego prezydenta nałożył się na społeczną nerwowość spowodowaną pandemią COVID-19.  Warto pamiętać, że w rankingu międzynarodowej organizacji pozarządowej EndCoronavirus dwie najsprawniejsze i mające największe tradycje demokracje świata: USA i Francja zaliczone zostały do tej samej grupy, co Polska – państw, które nie radzą sobie z walką z wirusem z Wuhan. Zważywszy jak wielki procent laureatów nagrody Nobla z fizjologii i medycyny stanowią Amerykanie (wśród dwudziestki najnowszych jest ich jedenastu) wydaje się to niepojęte, ale też nie da się ukryć, że bogata i inwestująca w nowoczesne badania i technologie Ameryka nie potrafiła – pomimo próby za rządów Billa Clintona – nawet rozciągnąć na wszystkich obywateli skutecznej opieki medycznej.

Bezradność mocarstwa rzutuje na społeczne nastroje. Żaden z tak licznych w okresie mody na szkołę chicagowską i liberalny consensus waszyngtoński zwolenników państwa-minimum nie wyjmował wszak z jego obowiązkowych kompetencji walki z klęskami żywiołowymi w tym epidemiami. W USA podobnie jak w Polsce obywatele czują się porzuceni przez władzę w godzinie próby. Stąd akcje uliczne pomimo wirusowego zagrożenia.

Przed centrum wyborczym w Phoenix w Arizonie zebrał się tłum zwolenników Trumpa. Część była uzbrojona w pistolety a nawet strzelby. Wystarczyła pogłoska, że karty do głosowania wypełnione flamastrem są unieważniane – chociaż członkowie komisji wyborczej zaręczali, że wszystkie oddane głosy biorą pod uwagę. A przedtem zwycięstwo Joe Bidena w Arizonie uznała nawet prawicowa telewizja Fox News.  

Zaś Trump pozwał do sądu inny stan Nevada, gdzie jego zdaniem głosy liczono po terminie, miały też je oddawać osoby nieuprawnione. Zastrzeżenia republikańskich sztabowców dotyczą głównie głosowania korespondencyjnego. W przekazach trudno się jednak doszukać dominującej logiki, pomimo stabilnych tradycji demokracji amerykańskiej zarzuty przypominają trochę zgłaszane u nas w 2014 r. przez PiS po wyborach samorządowych, kiedy to sugestie o fałszowaniu wyników podpierano sporą liczbą głosów nieważnych oraz wynikiem PSL lepszym niż we wcześniejszych sondażach. Sądy nie uznały pisowskich protestów, ponieważ przyczyna okazała się bardziej prozaiczna. Wiele osób myliło się przy urnach, bo wybory lokalne należą do trudniejszych dla zwykłego obywatela (głosuje się do różnych szczebli samorządu), stąd wielka liczba kart nieważnych, zaś PSL miało listę z korzystnym numerem jeden, a w badaniach opinii publicznej zwykle pozostaje niedoszacowane, co potwierdzają socjologowie. 

Za wcześnie przewidywać, czym skończy się amerykańska opera mydlana z nie kończącym się liczeniem głosów i podważaniem wyników. To dowód, że nie ma demokracji nieomylnych. Nawet, jeśli cieszą się dobrą marką. 
Wkrótce po powstaniu PiS obecny eurodeputowany tej partii Adam Bielan, uważający się za jej głównego spin doctora, zwykł na każdą kolejną konwencję zapraszać tymi samymi słowami: będzie w amerykańskim stylu.

Jak się wydaje pandemia ten właśnie amerykański styl polityki z imprezami masowymi i flagami, zdyscyplinowanym skandowaniem i balonikami w brutalny sposób zweryfikowała, ograniczając zakres i liczbę oficjalnych zgromadzeń. Spod sztafażu inscenizacji wychyliła się druga, brzydsza twarz polityki. Zaś ci, którzy czują się pokrzywdzeni: w USA zwolennicy urzędującego prezydenta, w Polsce przeciwnicy władzy – wylegają na ulice i place, nie przejmując się zakazami.

Nie przystoi się cieszyć, że problemy z demokracją mają również bogatsi i silniejsi od nas, warto za to monitorować, jak sobie z nimi radzą, żeby nie powtórzyć ich błędów.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 6

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here