Brak paragrafu w kodeksie karnym nie oznacza, że ujawnione w trakcie ostatnich skandali zachowania polityków i ich zdemoralizowanych partnerów ze świata mediów korporacyjnych z kapitałem zagranicznym nie okazują się naganne etycznie. Ocenią je wyborcy. Zresztą mankamenty prawa widać gołym okiem: chociaż niby surowe, nie penalizuje korupcji politycznej, co okazało się już przy okazji ogłoszenia “taśm prawdy” z rozmów Renaty Beger z zastępcą Jarosława Kaczyńskiego Adamem Lipińskim za pierwszych rządów PiS. Zaś rodzima ustawa o radiofonii i telewizji pochodzi sprzed prawie 30 lat, opiera się na uznaniowej dystrybucji koncesji na nadawanie, w dodatku została jeszcze przed sześciu laty zepsuta przez PiS poprzez wprowadzenie Rady Mediów Narodowych, w której zamiast fachowców zasiada m.in. posłanka Joanna Lichocka, znana z wystawiania w sejmowej ławie palca w obelżywym geście.
Najnowsze afery: Budki i Dworczyka-Skórzyńskiego tym różnią się od poprzednich, włącznie z najgłośniejszą kiedyś Lwa Rywina, że zamieszane w nie okazują się zarówno władza i opozycja jak dysponenci medialnych korporacji. Przy tym okazało się, że przez ponad trzy dekady klasa polityczna nie wypracowała mechanizmów, które skutecznie chroniłyby rządzonych przed matactwami polityków i sprzedajnością mediów.
Zwykły człowiek ma prawo czuć się oszukany.
Wyborca PiS – bo wbrew zapowiedziom rychłej repolonizacji mediów szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk szukał porady u gwiazdora stacji TVN z amarykańskim kapitałem, Krzysztofa Skórzyńskiego, której rządzący wypowiedzieli świętą wojnę, co okazała się ostatecznie burzą w szklance wody, a o tym podpowiadaniu wiedział i nie protestował – jak wynika z ujawnionych maili – sam premier Mateusz Morawiecki. Z kolei zwolennik PO-KO poczuje rozgoryczenie, ponieważ najpierw w deszcz i zimno wyciągano go na demonstracje w obronie tejże telewizji, z jakoby zagrożoną koncesją, po czym okazało się, że wcale nie o wolność słowa chodzi, bo rozwiązanie, jak wybrnąć z niefortunnego “lex TVN” uzgadniają wspólnie przy kielichu na “pięćdziesiątce” pisowskiego propagandysty Roberta Mazurka szef klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej Borys Budka oraz czołowy promotor tejże nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji Marek Suski z PiS.
Mazurek okazał się zakalcem
Ideał sięgnął bruku, a Mazurek okazał się z zakalcem.
– Jak wygląda sytuacja moralna w klubie KO po tym, jak wspólny z politykami PiS udział Budki w imprezie propagandysty obozu rządzącego w oczach wielu waszych wyborców zniwelował efekty powrotu Donalda Tuska? – spytałem w czwartek w Sejmie czołowych polityków Koalicji Obywatelskiej: Kamillę Gasiuk-Pihowicz, Gabrielę Lenartowicz i Arkadiusza Myrchę.
– To są wewnętrzne sprawy klubu – usłyszałem po chwili dłuższego milczenia całej trójki od posła Myrchy.
Nieprawda, bo żyją z naszych podatków i mają obowiązek sie wytłumaczyć. Im szybciej to zrobią, tym dla nich lepiej. Chociaż niewykluczone, że nic im już nie pomoże.
Kłamali rano, nocą i wieczorem
Kłamaliśmy rano, nocą i wieczorem – oznajmił węgierski premier Ferenc Gyurcsany na zamkniętym zebraniu partii socjalistycznej, z którego nagranie trafiło potem do radia, co dla wypowiadającego cytowane słowa oznaczało rychłe rozstanie z fotelem szefa rządu, a dla jego ojczyzny już jedenaście lat rządów autokraty Viktora Orbana, który wcale nie zamierza władzy oddawać.
Problem w tym, że Gyurcsany rzeczy paskudne tylko wygadywał, a politycy głównych polskich partii na słowach nie poprzestają, oni w imprezowym pozornie beztroskim świecie naprawdę kreują rzeczywistość alternatywną wobec tej, którą na co dzień sprzedają wyborcom w studiach rozmaitych telewizji, włącznie z obłudną TVN, która nawet nie zareagowała należycie na eksces swojego gwiazdora, wciąż tylko zawieszonego.
Za to samoocena węgierskiego męża stanu, pamiętne “wszystko spieprzyliśmy” pasuje też jak ulał do dorobku obu zwaśnionych partii, dysponujących w sumie 353 z 460 mandatów w polskim Sejmie i poparciem łącznie ok 60 proc indagowanych w sondażach (w badaniu Research Partner z 24-27 września br. Zjednoczona Prawica czyli wirtualna koalicja z dominujacym udziałem PiS notuje 35 proc, zaś KO – 22 proc).
Kuglowanie za plecami wyborców, których równocześnie zagrzewa się do wojny plemiennej, to wspólny dzisiaj wstyd PiS i PO-KO.
Dlatego obie główne partie czynią wszystko, aby od utrwalonego przez paparazzi niemoralnego bratania się przy kielichu uwagę odwrócić. Sekundują im w tym usłużne media, strona władzy uprawia nie kończący się marketing Polskiego Ładu, co do którego sami posłowie partii rządzącej przyznają, że zmienia się tak szybko, że sami już nie wiedzą, za czym głosują. Z kolei opozycyjne media jak na rozkaz wystrzeliły z raportem o zawłaszczaniu przez obóz rządzący spółek Skarbu Państwa, chociaż opisane w nim praktyki niewiele się zmieniły przez sześć lat obecnej władzy. Żaden to news, jednak wszystko dobre, co tylko pozwala odwrócić uwagę od wspólnego z PiS ochlaju w knajpie niedaleko ruskiej ambasady.
Uczestniczący w nim Borys Budka i Tomasz Siemoniak zaliczali się do czołowych krytyków rządowych strategii walki z pandemią. Zaś na niesławnej “pięćdziesiątce” bez żenady popijali w towarzystwie Łukasza Szumowskiego, którego jako ministra zdrowia publicznie czynili odpowiedzialnym za aferę respiratorową, interesy z handlarzem bronią i niezbyt kompetentnym w kwestii sprzętu medycznego instruktorem narciarskim.
Bliżej Nixona niż Clintona czyli Budce pod rozwagę
W dodatku Budka wypytywany, jak spędził feralny wieczór wyłgiwał się, że wraz z Siemoniakiem miał nawał pracy i przygotowywał płońską konwencję Platformy Obywatelskiej. Jeśli o wkład nieszczęsnego przewodniczącego klubu parlamentarnego w to przedsięwzięcie – zamierzone jako radosna promocja partii – chodzi, to bezkonkurencyjnie rzecz ujęły zawsze wnikliwa Justyna Dobrosz-Oracz i Iwona Szpala: Budka z Siemoniakiem zniszczyli Tuskowi strategię [1].
Podobno Budka zbiera się teraz, by publicznie przeprosić, całkiem jak Bill Clinton. Chociaż jego dorobek pozostaje nieporównywalny z osiągnięciami prezydenta Stanów Zjednoczonych, który nie tylko zagwarantował Amerykanom powszechne ubezpieczenia zdrowotne, ale wprowadził też Polskę i inne kraje regionu do NATO. Złośliwi i niepoprawni politycznie jednak mogą zauważyć, że gdy Clinton źle postępował, to chociaż miał z tego przyjemność. Zaś Budka – wyłącznie kaca.
Jeśli zaś Budka nieskromnie musi sam się porównywać do prezydentów USA lub podwładnym nieroztropnie na to zezwalać – powinien pamiętać o losie innego z nich, Richarda Nixona. Chociaż wybierany dwukrotnie musiał odejść w środku kadencji: nie dlatego, że przystał na instalowanie podsłuchów w sztabie Demokratów, tylko ponieważ okłamał naród.
Strój roboczy polityka
Melchior Wańkowicz tak pisał o politykach w książce “Przez cztery klimaty”: “Ben Gurion, premier Izraela, przyszedłszy na zabranie robotnicze we fraku prosto z rautu dyplomatycznego, przeprosił zebranych za pojawienie się “w roboczym stroju”, którego nie zdążył zmienić. Te gronostaje “na niby” przyznajemy wam jako strój roboczy. Ale bądźcie łaskawi pojawiać się między nami tak jak i my i mówić nie językiem wtajemniczonych, tylko po prostu tak, jak mówi cała reszta Polaków, ogromna rzesza ludzi dobrej woli, która nie da się segregować według oświadczeń, a tylko według świadczeń” [2]. Nic dodać nic ująć, chociaż tekst ogłoszony został pierwotnie w polonijnym “Dzienniku” z Detroit w 1955 r. to jakbyśmy w nim o 500plus czytali…
Ludzi dobrej woli jest więcej – jak przekonywał Polaków Czesław Niemen. I to oni w dniu kolejnych wyborów ocenią polityków, którzy jak się wydaje – bankietując i zmawiając się ponad podziałami i wbrew własnym gromkim rzucanym z trybuny sejmowej deklaracjom, właśnie przekroczyli kolejną granicę. Śmieszności. Ale jest to ich śmieszność, nie nasza.
[1] “Gazeta Wyborcza” z 23 września 2021
[2] Melchior Wańkowicz. Przez cztery klimaty 1912-1972. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1972, s. 400