Wybory dla ludzi

0
124

Wybory lepsze dla obywateli, ich zdrowia i bezpieczeństwa, kosztem części ambicji polityków – to oczywisty postęp, zważywszy, że całkiem niedawno miało być dokładnie odwrotnie, aż wreszcie głosowanie w wyborczą niedzielę w ogóle się nie odbyło. Politycy nie zmienili się z dnia na dzień na lepsze, po prostu uważnie czytają wyniki badań, a z nich płynie jednoznaczny przekaz: kandydaci głównych formacji stracili na kuglowaniu z wyborami, wygrana Dudy w pierwszej turze wydaje się dziś tylko mirażem a Kidawa-Błońska nie liczy się już w stawce. Nie ma się co nad nimi użalać. Lepiej się cieszyć, że zwyciężyła mądrość zbiorowa a obywatelski nacisk przydał się w czasie, kiedy z powodu pandemii nie można nawet organizować demonstracji.

Obywatele zyskali możliwość wyboru nie tylko kandydata ale sposobu głosowania: w komisji czy drogą pocztową. To zgodne z duchem i literą demokracji, ale przede wszystkim bezpieczne dla zdrowia.  

Demokracja jeśli pominąć niezbędne wyjątki – jak podatki czy obowiązkowe ubezpieczenia (u nas i tak mniej powszechne niż w państwach dobrobytu) – przyjmuje zasadę, że obywatel sam wie, co dla niego najlepsze. Obecne rozstrzygnięcia to prawo honorują. Kto obawia się, że wizyta w komisji wyborczej zaszkodzi jego zdrowiu – zachowuje możliwość głosowania korespondencyjnego. Jeśli jest odwrotnie – ma do dyspozycji to tradycyjne, z komisją i urną. Przedtem politycy popisywali się arogancją, której rekord pobił Andrzej Duda w trakcie sporu o termin głosowania oznajmiając, że skoro można iść do sklepu to na wybory też. Jednak koperty śmierci w ustach opozycji też nie były konceptem wobec obywateli dużo elegantszym. Minister zdrowia Łukasz Szumowski, być może spokorniały po ujawnieniu przez Wojciecha Czuchnowskiego afery w jego resorcie z zakupem ponad 100 tys całkiem bezwartościowych masek od firmy przyjaciela rodziny – zgłasza dziś tylko drobne poprawki i nie utrzymuje już, że wybory w komisjach da się bez uszczerbku dla zdrowia przeprowadzić nie wcześniej niż za dwa lata.  

Objawił się duch kompromisu. Tylko jednego dnia, w środę 13 maja w Sejmie odbył się okrągły stół na temat prawa wyborczego, na który zaprosiła Lewica, ale uczestniczyły w nim wszystkie kluby i koła, zaś w Pałacu Prezydenckim gościł marszałek Senatu Tomasz Grodzki, który z kolei po wyjściu ze spotkania zaprosił do siebie na kolejne Jarosława Kaczyńskiego – nie wiemy, czy skutecznie.

Wiele w tym pozy, ale na rodzących się zmianach korzystają obywatele. Cieszyć się za głośno nie wypada, ponieważ głównym mankamentem zdroworozsądkowych zmian pozostaje groźba… cofnięcia ich w dowolnym momencie przez pisowską większość. Przecież tyle razy zmieniała ona prawo wyborcze, aż ta droga na skróty doprowadziła do spektakularnej porażki w dniu forsowanego terminu wyborczego. W niedzielę 10 maja nie zagłosował nikt.

Mitygują polityków nie liczba ofiar pandemii – dzięwieciokrotnie już przewyższająca tragedię smoleńską – nie perspektywa zagrożenia zdrowia i dobrostanu Polaków ani reperkusje epidemii dla gospodarki, tylko fiasko ich własnych zamierzeń, wiążące się grą z prowadzoną wobec terminu i formy głosowania.          

Obie główne siły polityczne odległe są od wprowadzenia w życie celów tej kampanii. Duda miał wygrać w pierwszej turze. W niedawnych sondażach – choćby IBRIS-u – notuje poparcie 45 proc, co oznacza, że cel się oddala, bo nie ma skąd pozyskiwać dodatkowych zwolenników, więc w razie drugiej tury faworytem stanie się każdy jego rywal. Małgorzata Kidawa-Błońska po samobójczym wezwaniu do bojkotu zeszła w sondażach z niedawnych ponad 20 proc do mniej niż 5 proc, co oznacza ruinę jej kampanii i potrzebę poszukiwania przez Platformę rozwiązań rezerwowych: na przykład umiejętnego dołączenia do triumfu Szymona Hołowni, co jednak wiąże się z ryzykiem, że kandydat niczym Andrzej Olechowski przed 20 laty potraktuje Koalicję Obywatelską podobnie jak ówczesny czarny koń Unię Wolności: publicznie oznajmi, że od partyjnych polityków wsparcia nie oczekuje, nie potrzebuje i nie przyjmie.   

Prawda, płynąca z badań opinii, że Polacy najbardziej troszczą się o zdrowie własne i rodziny, zaś zdanie o politykach i ich grach zachowują krytyczne – powoli przebijała się do swiadomosci tych ostatnich. Dziś pozostaje im nadrobić stracony czas.   

Warto pamiętać, że przełomowe wybory czerwcowe z 1989 r. nie odbywały się w warunkach komfortowych. W kraju nie szalała wprawdzie epidemia, ale trwał chroniczny kryzys gospodarczy, zwykłych ludzi trapiła niedostępność podstawowych produktów, utrzymywano wprowadzony niemal dekadę wcześniej system kartkowy, co pozostawało bez precedensu w pół wieku po wojnie. Tak jak teraz, emigracja zarobkowa wysysała siły żywotne społeczeństwa. Do prawa wyborczego również mieliśmy zastrzeżenia, oparte było przecież na kontrakcie politycznym, rezerwującym większość miejsc dla obozu nazwanego przy okrągłym stole stroną koalicyjno-rządową. Determinacja i zdrowy rozsądek Polaków pozwoliły przełamać tamte ograniczenia.

Dziś za wcześnie na ogłaszanie zwycięstwa czy nawet powrotu do normalności. Pewne pozostaje za to, że nacisk społeczny udaremnił rządzącym przeforsowanie czarnego scenariusza, w którym wybory odbywają się tylko za pośrednictwem poczty i wzniecają nową fale zachorowań, a ich zwycięzca wobec nikłej frekwencji uzyskuje zerową legitymację do sprawowania urzędu.  Taka mogła być cena pisowskiej walki o wygraną w najkorzystniejszym dla kandydata władzy terminie. Opór – objawiający się w sondażach i zwielokrotniony w komentarzach internetowych – na czas temu zapobiegł. To dowód na niesłuszność poglądu, że nic od nas nie zależy. Polacy właśnie pokazali rządzącym – i przy okazji sobie – że jest inaczej.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 5

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here