Z opóźnionym zapłonem

0
79

Przyszły konflikt wydaje się wpisany w nowy rząd Mateusza Morawieckiego po szumnie zapowiadanej rekonstrukcji. Prezes Jarosław Kaczyński uwielbia asymetrię i wbrew nazwie własnej partii – niesprawiedliwość. Dlatego na wicepremiera awansował Jarosław Gowin, co się buntował, a nie Mariusz Błaszczak, zawsze lojalny.

Lider Porozumienia Gowin wreszcie dostał też porządny resort, nie naukę i szkolnictwo wyższe, tylko rozwój i pracę z zakresem władzy na miarę Waldemara Pawlaka i Janusza Piechocińskiego w chwili gdy pozostawali koalicjantami Donalda Tuska. Za to Zbigniew Ziobro, szefujący Solidarnej Polsce, też powtórnie obłaskawiony “koalicjant wewnętrzny” pozostaje szeregowym ministrem, chociaż do funkcji wicepremiera jeszcze przed kryzysem aspirował.

Ale jest też w tym swoista diabelska logika Kaczyńskiego: Ziobro zagłosował przeciw “piątce” noszącej imię samego prezesa partii, Gowin tylko się wstrzymał, więc wywyższenie mu się nie należy. Poza tym w aparacie tzw. Zjednoczonej Prawicy mówi się tyleż dowcipnie co niegramatycznie, że “na Gowina nic ni ma”, podczas gdy małżonką Ziobry i jego doradczynią medialną w jednej osobie jest ceniona przed laty dziennikarka, piękna i ambitna Patrycja Kotecka, o której związkach z mafią datujących się sprzed lat napisał najpoważniejszy polski dziennikarz śledczy Wojciech Czuchnowski. Haki miał też uruchamiać jednak sam Ziobro, świadczy o tym przywoływanie w dniu, kiedy ważyły się jego losy afery GetBacku i roli jego prezesa Konrada K. Ten starający się o rolę świadka koronnego upadły finansowo i moralnie kapitalista polityczny sponsorował gale “Gazety Polskiej”, więc Ziobro musiał mieć niezły ubaw, gdy jego sytuację w koalicji i rządzie komentowała dla mediów wywodząca się z tego właśnie środowiska Anita Czerwińska, chociaż to posłanka i nominalnie rzeczniczka PiS, chociaż kiedy trzeba oświadczyć coś poważniejszego, partia sięga po jej nominalnego zastępcę i posła z Radomia Radosława Fogiela. Jednak gdy Ziobro publicznie przywołał GetBack – na celowniku rysował się już sam premier Morawiecki, a nie jakieś płotki. Jeśli zaś nie szef rządu osobiście, to przynajmniej jego prawa ręka i główny doradca gospodarczy Paweł Borys, którego rzeczywistej roli zupełnie nie oddaje skromna niby funkcja szefa Polskiego Funduszu Rozwoju, dysponującego za to sporymi funduszami. Ludzie Ziobry sugerowali w kuluarach, że Borys planował czy nawet zaczynał jakieś przedsięwzięcia z pechowcem z GetBacku. Półoficjalnie podawano, że do niego i Zbigniewa Jagiełły, prezesa PKO BP i kolegi Morawieckiego z podziemnej Solidarności Walczącej GetBack “próbował dotrzeć” – optymalna formuła, prawda? A pamiętajmy, że Borys to guru Morawieckiego.
Trudno się więc Kaczyńskiemu dziwić, że potwierdzając następstwo tronu tego ostatniego (żeby było jeszcze śmieszniej, kiedyś rolę delfina grał Ziobro, zanim prezes wyrzucił go z partii a potem przyjął, ale… już tylko do koalicji) wolał wywyższyć Gowina niż ministra sprawiedliwości. Ten i tak się cieszy, że został.

 Zwykle ograniczający się do roli klakiera szef zwasalizowanego przez PiS NSZZ “Solidarność” Piotr Duda oburza się na nominację Gowina, że to naplucie w twarz związkowcom. Jakby nie było w Polsce innych problemów pracowniczych. Do niedawna mówiło się o walce buldogów pod dywanem, a tu jak się okazuje, spod kocyka wypełzł ratlerek, tak szarżę przewodniczącego Dudy można podsumować.

Z czasem ujawnią się też jednak poważniejsze rozdźwięki i konflikty interesów już wbudowane w z lekka zmienioną strukturę gabinetu. Oddany Ziobrze Michał Wójcik, przedtem jego zastępca w resorcie, został ministrem w Kancelarii Premiera. Kto tu kogo będzie pilnował, można by spytać. Na razie Wójcik zarzeka się, że nie będzie broń Boże “ministrem od światopoglądu” i można mu wierzyć: interesuje go realna władza, a o LGBT można rozprawiać, gdy się do funkcji dopiero aspiruje, a nie wtedy, jak się już ją pełni. Nie wiadomo, czy Wójcik okaże się najzdolniejszym, ale z pewnością już jest najtrafniej ulokowanym z “młodych wilczków”, rówieśników Zbigniewa Ziobry. Nie ufają nikomu, kto skończył pięćdziesiątkę, prezesowi i od niedawna wicepremierowi również. Ilu ich jest i jak są poukładani. przekonaliśmy się, gdy występowali na konferencjach prasowych, wspierając zagrożonego dymisją szefa. Niestrudzenie hiperaktywny był zwłaszcza pochodzący z Opolszczyzny 42-letni Janusz Kowalski, nomen omen wiceminister… aktywów państwowych, przed kilkunastu laty zaczynający karierę jako szef stowarzyszenia “Stop korupcji” próbującego wtedy trzymać równy dystans do PO i PiS, zresztą lider należał w różnych okresach do obu tych partii. Warto przyglądać się, co wyrośnie ze sprawnego nie tylko medialnie urzędnika Jacka Ozdoby, który przed 29. urodzinami zdążył zostać wiceministrem klimatu, a był już zarówno u Gowina jak u Ziobry. Ludzie tego formatu skupili się przy Ziobrze nie dla ideologii, ale z powodu, że narysował im ścieżkę kariery, podczas gdy Kaczyński… takimi rzeczami się nie zajmuje.   
Inni zaś wybili się sami na niepodległość. Nominacja byłego wojewody lubelskiego Przemysława Czarnka do resortu edukacji i nauki elektryzuje liberalne media, z powodu dawniejszych wypowiedzi ministra na temat LGBT i spraw pokrewnych, ale dla aparatu PiS stanowi sygnał, że awansuje polityk, który głośno mówił o niedopuszczalności nepotyzmu i korupcji we własnym obozie, w czasach gdy inni politycy partii rządzącej chętnie piętnowali te zjawiska, ale… w Platformie Obywatelskiej. Również dołączenie do kompetencji wicepremiera i ministra kultury Piotra Glińskiego także sportu bulwersuje tylko słabiej zorientowanych, bo profesor jest zasłużonym akademickim dżudoką, do dziś czynnie uczestniczącym w spotkaniach tego środowiska. Gdyby podobne kwalifikacje na stanowisko mieli choćby członkowie Rady Mediów Narodowych, państwowe telewizja i radio nie byłby dziś pośmiewiskiem Europy.

Gabinet Morawieckiego po faceliftingu ma charakter wielopiętrowej konstrukcji, która jedne podziały instytucjonalizuje, drugie maskuje, wiadomo tylko, gdzie jest środek ciężkości, odkąd wszedł do rządu prezes wszystkich prezesów. Kaczyński zawsze miał kompleksy wobec Unii Wolności, podziwiał to środowisko, cierpiał, że go nie chciało, być może więc wzorując się na tej partii, która gdy nie radziła już sobie z walkami frakcyjnymi po prostu je zalegalizowała, zdecydował się na coś podobnego, ale pokrętnie i nie do końca. O interesach “koalicjantów wewnętrznych” mówi się już głośno (wiadomo, że dostaną pieniądze z subwencji partyjnej PiS, co legalizuje umowa koalicyjna, dlatego też jest tajna: Porozumienie i Solidarna Polska równo po 2 mln zł), sukcesja po Kaczyńskim to wciąż temat tabu, chociaż jej wymogi wydają się główną racją budowy takiej a nie innej struktury gabinetu. Lojalni Mariusz Błaszczak i Mariusz Kamiński może właśnie dlatego nie awansowali, że mają jej dopilnować, pomoże w razie czego Marek Suski. Ale nawet oni nie mogą do końca zagwarantować, że gdy prezes poczuje się gorzej, partia się nie rozpadnie, ani że delfina Morawieckiego nie zadziobią zawistni konkurenci.

To jednak PiS, więc gdy słyszymy jak tyka bomba zegarowa, wcale nie oznacza to, że musi wybuchnąć. To zawsze może być niewypał, podobnie jak wiele flagowych przedsięwzięć tej ekipy. Albo też inaczej: tykanie się rozlega, ale tarczy zegara nie widzimy, nie wiemy na którą jest nastawiony. To nie James Bond ani nawet “Ekstradycja”, wciąż bardziej “Ucho prezesa” niż rasowy polityczny thriller.   
Nie będzie to z pewnością rząd na spokojne czasy. Główny jego konstruktor Kaczyński – bo Morawieckiego zadowala obsadzenie funkcji gospodarczych – nie kierował się zupełnie względami public relations. Dlatego też zabrakło w rządzie społecznych autorytetów spoza kręgu PiS (choć w pierwszym okresie sprawowania władzy przez tę partię ministrami byli prof. Zbigniew Religa oraz historyk rewolucji francuskiej Stefan Meller) czy postaci skaptowanych od konkurencji politycznej (niczym kiedyś Zyta Gilowska, wcześniej przyszywana siostra Donalda Tuska). Po odejściu wicepremier Jadwigi Emilewicz, która musiała ustąpić miejsca Gowinowi oraz wraz z likwidacją urzędu minister sportu Dmowskiej, kobieta została raptem jedna – słabiutka minister rodziny Marlena Maląg, której zresztą w ramach rekonstrukcyjnych zmian pozostawiono domenę świadczeń, ale odebrano zagadnienia związane z problematyką pracy. To kara za to, że dała się Ziobrze sprowokować i zapowiedziała wypowiedzenie antyprzemocowej konwencji stambulskiej, podczas gdy o takich sprawach decyduje sam Kaczyński i nikt inny. Prezes bardzo się wtedy rozzłościł. 

Ale też ta drużyna nie ma nikogo zachwycać, ani ujmować, tylko dawać się rozgrywać Kaczyńskiemu, nominalnie wicepremierowi. Stwarzając relację między sobą a Morawieckim, w której jeden jest formalnie szefem drugiego w rządzie, a za chwilę odwrotnie będzie w partii – Kaczyński świadomie chyba nawiązał do relacji między Władimirem Putinem a Dmitrijem Miedwiediewem, zwłaszcza z okresu gdy przed zmianami konstytucyjnymi w Rosji wobec ograniczenia liczby prezydenckich kadencji młodszy z obu polityków objął urząd prezydenta, w tamtym kraju najważniejszy, a Putin był u niego premierem, jak kiedyś u Borysa Jelcyna. Wiadomo też, że poważni analitycy studiów wschodniej spekulowali na temat liberalizmu Miedwiediewa, jego prorynkowych i demokratycznych przekonań, podczas gdy w istocie obaj z Putinem doskonale się uzupełniali, nigdy nie było też złudzeń, kto dowodzi w tym duecie. Warto też pamiętać, że mistrzem i patronem oraz promotorem doktoratu Jarosława Kaczyńskiego był prof. Stanisław Ehrlich, jeszcze dawniej szef Katedry Prawa Radzieckiego, istniejącej w najgorszych czasach na Uniwersytecie Warszawskim.   

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 6

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here