Należę już chyba do weteranów Ruchu JOW oraz cenię teksty Łukasza Perzyny za merytoryczność i zaangażowanie pozbawione pustosłowia i tromtadracji, ale mam coraz więcej wątpliwości w kwestii zmian w ordynacji wyborczej rozszerzających możliwości indywidualnego kandydowania w wyborach do Sejmu, czy wręcz wprowadzania obecnie wyborów jednomandatowych. Obawiam się, że zamiast rozwiązać szereg problemów w Polsce tylko by nawarstwiły nowe.
Obywatel nie ma prawa samodzielnie ubiegać się o wybór do Sejmu – określiła jasno Państwowa Komisja Wyborcza w odpowiedzi na pismo posła Janusza Sanockiego.
W sytuacji głębokich społecznych podziałów, labilności przekonań, słabej wiedzy o życiu społecznym i politycznym, minimalnego lub żadnego zainteresowania swoimi reprezentantami na wszystkich szczeblach, a ogólnopolskim w szczególności, połączonych z podatnością na każdą manipulację i gotowością popierania najbardziej oszołomskich pomysłów (ruchy antyszczepionkowe, parady miłości i tęczowa aktywność wychodząca z każdej szafy, karanie obywateli na całym świecie za niepochlebne wyrażanie się o Polsce, uliczne ewangelizacje posłów, teorie spiskowe etc.) umożliwienie startu każdemu lokalnemu demagogowi nie wygląda na rozsądną opcję. W efekcie moglibyśmy otrzymać Sejm, w którym rozdrobnienie byłoby najmniejszym z licznych problemów i za p. Łukaszem czule wspominalibyśmy odpowiedzialność (wtedy wydawała się niewielka) wielobarwnego Sejmu z 1991 roku.
Jestem wielkim (i czynnym) fanem JOW-ów od 20 lat. Jednak do wprowadzenia jednomandatowej ordynacji wyborczej należałoby nas wszystkich najpierw przygotować tłumacząc, po co ją wprowadzamy, a potem jak z niej korzystać. Co najmniej 3 lata byłyby konieczne na przeprowadzenie pierwszej kampanii wyborczej w JOW.
Ludzie powinni mieć czas, by zobaczyć swoich kandydatów w okręgach wyborczych, przyzwyczaić się do dyskusji o wymaganiach wobec nich, usłyszeć propozycje, poznać ich postaci i poglądy w szczegółach, a przede wszystkim mieć czas na sprawdzenie, zweryfikowanie słów i czynów. Powinni też zacząć na powrót dostrzegać wspólnotę – i tę małą lokalną związaną z okręgiem wyborczym i tę dużą obywatelską, wspólnotę wspólnot. A kandydatów na posłów jako reprezentantów wspólnot, a nie jakichkolwiek interesów. Tak by nie kierować się tylko wyemitowanymi, czy wydrukowanymi w ostatnim miesiącu przed wyborami wywiadami z nimi, sondażami, czy rekomendacjami szefów ulubionego ugrupowania politycznego i by przygotować się do głęboko świadomego oddania głosu na swojego faworyta. Nauczyć się prawdziwego zaangażowania w swoje sprawy publiczne.
W krajach z JOW taka praktyka funkcjonuje od lat i dlatego bardzo rzadko zdarzają się tam pomyłki, a jeśli to na niezbyt dużą skalę. My jej nie mamy i w efekcie mogłoby to się skończyć poważną katastrofą.
I w tej sytuacji z dwojga złego lepsze wydają się w tym momencie wybory proporcjonalne. Dlaczego? Bo skoro nie jesteśmy w stanie mieć nad tym procesem kontroli jako społeczeństwo, to już lepiej niech ją ma kilku prezesów. To oczywiście nieporównywalnie mniej demokratyczne, ale jest znacznie większa szansa, że w imię swoich planów i ambicji będą oni dobierali ludzi, którzy w swej masie będą mniej szkodzić i mimo wszystko działać na korzyść przynajmniej jakiejś istotnej części interesu wspólnego przy merytorycznym wsparciu – partyjnych, bo partyjnych, ale jednak – zawodowców.
Zdaję sobie sprawę, że część czytających te słowa prawie się na mnie obrazi, bo przecież jak tak można traktować mądrych i świadomych swej obywatelskiej odpowiedzialności Polaków. Świadomych swej obywatelskiej odpowiedzialności?
Hmm … O czym my mówimy?
Gdyby tak w istocie było i bylibyśmy dojrzałymi obywatelami, to w niczym by nam nie przeszkodziły wybory proporcjonalne nawet z d’Hondtem. Cóż to bowiem w istocie za problem, by założyć komitet wyborczy i – potem, a nawet przedtem – znaleźć 900 mądrych i uczciwych ludzi w całym kraju – w tym 50 takich, którzy są szczególnie szanowani i popularni w swoich regionach – jako kandydatów do Sejmu. Przecież wymagało by to całkiem niewiele. Tylko:
- umiejętności słuchania i chęci do szukania porozumień
- wyrzeczenia się własnych interesów i podporządkowania się wspólnie przyjętym celom i sposobowi działania, a nawet uznania swojego światopoglądu za sprawę w tym momencie drugorzędną
- pokory i wzajemnego wsparcia
- poczucia, że robią to dla wspólnego dobra… i wreszcie
- wspólnego znalezienia 10 najistotniejszych dla wszystkich – bez względu na wyznanie, poglądy polityczne i status społeczny – mieszkańców naszego kraju problemów, wspólnego przygotowania projektu ich rozwiązywania i wspólnego solidarnego reprezentowania go w wyborach bez oglądania się na miejsce na liście (wręcz z hasłem głosowania na listę, a nie na wybranych kandydatów, gdyż każdy kandydat jest równie dobry).
Prawda, że niedużo?
Gdyby tak było i potrafilibyśmy wykazać się obywatelską odpowiedzialnością, czyli założyć taki komitet wyborczy, namówić do współpracy w nim tych rzeczywiście znakomitych obywateli, znaleźć równie zaangażowanych i zmotywowanych wolontariuszy oraz kierować się we wszystkich działaniach tymi pięcioma prostymi zasadami efekt byłby murowany. W pierwszym starcie Sejm powinien być ich.
Wspólna praca nad wspólnymi problemami i projektami budowałaby porozumienie, zaufanie i współpracę. Merytoryczne dyskusje pozbawione gry wyborczej w każdym słowie, wycieczek osobistych i chronienia partykularnych interesów uspokoiłyby nastroje i emocje. Budowanie poczucia dobra wspólnego i wzajemnego szacunku dałyby taki efekt, że w tej lub następnej kadencji można by spokojnie zabrać się za wprowadzanie JOW-ów (choć ja byłbym za tym, by co dwie-trzy kadencje zmieniać system wyborczy, tak by żaden nie ulegał petryfikacji, także JOW).
Ale tak nie jest.
Obracamy się tu w świecie marzeń o naszej obywatelskości …
Dlatego nie umiejąc poradzić sobie z dzisiejszą ordynacją proporcjonalną, potrafiąc jedynie narzekać i grymasić niczego samymi JOW-ami, rozumianymi jako po prostu zmienienie ordynacji wyborczej, bez odpowiedniej karencji i przygotowań, nie tylko się nie zbawimy, ale wręcz zaszkodzimy sobie.
Jak sądzisz?
[democracy id=”29″]
Przeczytaj inny tekst Remigiusza Zarzyckiego:
Gdybyśmy byli potęgą nuklearną…
… czyli polityka zagraniczna według dr. Błasiaka Tekst dr. Wojciecha Błasiaka, udostępniany i dyskutowany na różnych forach wzbudził liczne kontrowersje. Ze względu na istotność zagadnień, które porusza postanowiłem się odnieść do niego osobiście. Dla zaznaczenia – jak to się dzisiaj mawia – warunków brzegowych, wspomnę, iż jestem bardzo krytycznie ustosunkowany do amerykańskiej obecności w Polsce […]
Przeczytaj nasze publikacje na temat JOW:
Skąd się bierze nędza polskich polityków?
Gdyby dzisiaj drogą losowania, spośród blisko 30 mln Polaków uprawnionych do kandydowania do Sejmu, wybrać 460 przypadkowych posłów, to tak wybrany Sejm byłby z pewnością jakościowo lepszy od obecnego, a pewnie i kolejnego po wyborach w tym roku. Jakość ideowa, intelektualna i etyczna polskich posłów w swej sejmowej masie, odbiega bowiem negatywnie pod jakości przeciętnego […]
Kierownictwo partii Prawo i Sprawiedliwość przedstawiło publicznie nazwiska swoich kandydatów do Parlamentu Europejskiego w zbliżających się wyborach majowych, z miejsc na partyjnych listach wyborczych o numerach 1 i 2. Odbiło się to szerokim echem dziennikarskim wraz z komentarzami o kandydatach, prawie już pewnych zostania europosłami. Nikomu jakoś nawet do głowy nie przyszło zapytać o to, […]
Jak brytyjski poseł pracuje w swoim okręgu wyborczym
Brytyjscy posłowie znają życie swych wyborców od podszewki i media nie są im do tego konieczne. W ciągu miesiąca spotykają się z blisko tysiącem swoich wyborców
PiS już wybrał posłów do przyszłego Sejmu
Bierne prawo wyborcze Polaków jest fikcją. Polacy są pozbawieni biernego prawa wyborczego zapisanego w Konstytucji. Ordynacja wyborcza łamie jawnie Konstytucję.
Wydaje mi się, Remik, że mylisz porządki. Ty byś chciał, żeby ludzie sami się za włosy z tego bagna wyciągnęli. Ale ludzie działają tak, jak dyktują im to warunki – to właśnie proporcjonalna ordynacja doprowadziła do tego stanu jaki opisujesz. I tylko zmiana warunków na JOW może tę dzisiejszą “racjonalność” zmienić.
Żadne puste edukacje i tłumaczenia, ćwiczenia na sucho itd itp. Daje się określone ramy prawno-instytucjonalne i ludzie działają wg nich.
Szkoda że porzuciłeś tę ideę, bo to byłaby prawdziwa rewolucja w Polsce, gdyby się udało JOW-y wprowadzić.
Andrzeju.
Nie porzuciłem idei JOW. W żadnym momencie artykułu. Wręcz przeciwnie. Pogłębiłem znacznie swoje badania nad nią. I moim zdaniem JOW-y to znacznie więcej niż zmiana ordynacji. Potraktowanie ich po prosty jako formy wymiany elit, które w dodatku i tak już są wyssane przez istniejące ugrupowania polityczne, to zdecydowanie za mało i doprowadzi do wypaczenia tej idei i zaprzepaszczenia jej efektu. Efektu wspólnotowego i budowania odpowiedzialności za wspólnotę.
To prawda, że za taki poziom obywatelskości w znacznym stopniu odpowiada ordynacja proporcjonalna. Ale nie odbuduje się jej (obywatelskości) prostą zamianą. To jedno.
A drugie, to konieczność radzenia sobie w warunkach jakie są. I budowania na porozumienia tej szwankującej nam obywatelskości. Po to by odzyskać wspólnotę i wówczas wprowadzić JOW.
Czyli mówiąc inaczej stworzyć szerokie porozumienie wygrać nim w warunkach dostępnych, czyli ordynacji jaka jest – bo nie ma szans w najbliższym czasie na zmianę, a potem wprowadzać JOW. I to będzie pierwszy szczebel obywatelskości.
A co do ćwiczeń na sucho. Nigdzie nie pisałem o ćwiczeniach ma sucho. Tylko o trzyletniej non stop kampanii wyborczej do pierwszych wyborów w JOW. Tyle, że z szeroką akcją edukacyjną w trakcie. Nic na sucho, wszystko na mokro :).