Żegnamy Marcina Króla (1944-2020)

0
78


Myśl Piłsudskiego poznaliśmy za jego pośrednictwem

Jego wydana poza cenzurą broszurka zrobiona z wykładu latającego uniwersytetu Towarzystwa Kursów Naukowych krążyła w 1981 r. wśród opozycyjnej młodzieży, dzielnie przez nią zaczytywana. Dzięki niej poznawaliśmy poglądy Józefa Piłsudskiego, zanim dotarliśmy do dzieł Marszałka i  pomnikowej kroniki jego życia autorstwa Wacława Jędrzejewicza. Marcin Król wywarł budujący wpływ na sposób myślenia o polityce i historii mojej generacji, zanim Polska odzyskała niepodległość.

Kierowana przez niego “Res Publica” stała się pierwszym pismem między Łabą a Władywostokiem najpierw wydawanym w podziemiu, a potem zalegalizowanym. Marcina Króla, za to, że dogadał się w tej kwestii z władzą jeszcze przed Okrągłym Stołem, wyklął wtedy pryncypialnie Adam Michnik, dla którego dopuszczalne pozostają wyłącznie takie kompromisy, które sam zawiera. Jednak to historyk idei Król ograł wtedy praktyków polityki z Jerzym Urbanem na czele, bo zgodę na legalizację pisma uzyskał, ale nie wszedł do fasadowej Rady Konsultacyjnej przy Przewodniczącym Rady Państwa (funkcję tę pełnił wówczas gen. Wojciech Jaruzelski), czego domagali się w zamian komuniści. “Res Publica” przedtem zabierana podczas rewizji trafiła do kiosków Ruchu, ale profil pisma wcale się nie zmienił. Bo to on, historyk idei Marcin Król, nadawał mu ton.  

Wyrozumiały, co rzadko pozostaje cechą wybitnych intelektualistów, miał dar skupiania wokół siebie ludzi. Środowisko “Res Publiki” współtworzyli m.in. socjolog Paweł Śpiewak i monografista Tomasza Masaryka filozof Damian Kalbarczyk. W dusznej, kiepsko oświetlonej redakcji konfrontowano poglądy i pomysły, wykuwały się  tam – bez żadnej przesady to piszę – zręby nowej Polski. Efekt obserwowaliśmy na łamach – “Res Publica” na biurku i półce stała się snobizmem pokolenia, świadectwem statusu. Niczym “New Yorker” na biurku waszyngtońskiego prawnika czy lekarza.

W kultowym tekście o japiszonach Paweł Śpiewak spolszczył narodzone w reaganowskiej Ameryce pojęcie yuppie – młodego, zdolnego i ambitnego mieszkańca wielkiego miasta. O ile amerykański yuppie (znany go choćby z filmu “Dziewięć i pół tygodnia” Adriana Lyne’a i powieści “American psycho” Breta Eastona Ellisa tak drastycznej, że redaktorki nowojorskiego wydawnictwa odmówiły pracy nad nią) realizował swoje aspiracje w pracy “sprzedając pieniądze” jak bohater Lyne’a, to jego polski odpowiednik – w stylu życia i rozmowie. Jak to Śpiewak opisywał, japiszon występował na Stegnach i Ursynowie, uwielbiał czerwone wino i długie dyskusje, za to pracę – bo trwał jeszcze PRL – traktował jak smutną konieczność i żywił dla niej bezbrzeżną pogardę. Towarzyszyła mu żona japiszonka, która na imię miała Kasia lub Joasia, po mieszkaniu chodziła boso i z reguły ukończyła psychologię. Miałem na polonistyce koleżanki, które, nie pojmując satyrycznego przesłania artykułu, swoje pierwsze w życiu mieszkania meblowały… z tekstem Śpiewaka w ręku.

Zastępca Marcina Króla w “Res Publice” Damian Kalbarczyk, intelektualista z brodą w stylu paryskiej Dzielnicy Łacińskiej, który później nawet gdy zarządzał setką ludzi ani razu nie podniósł na nich głosu – stał się animatorem najważniejszych medialnych przedsięwzięć mojego pokolenia. Gdy zmienił się ustrój, został szefem pierwszego w historii Telewizji Polskiej programu informacyjnego bez komunistów. “Obserwatora” robili młodzi ludzie za stażem w drugim obiegu, nie skażeni dziennikarstwem komunistycznym. Na antenie pozostawał krótko. Pierwszy materiał w jego historii miałem zaszczyt nakręcić wspólnie z reżyserem Sławomirem Koehlerem a nosił on tytuł “Lech Wałęsa prezydentem”. Sam Król nie pchał się na Plac Powstańców, gdzie produkowano wtedy jak teraz telewizyjne dzienniki, pozostał przy swoim miesięczniku, zachował dla siebie rolę komentatora. 

Świetnie jeździło się do niego na Górny Mokotów, do urządzonego po staremu, pełnego książek mieszkania. Bez nabożeństwa, po szybkim rozstawieniu sprzętu, dawał świeżą wykładnię bieżących wydarzeń, mówił zwykle tyle, ile można było dać na antenę – ze 30 sekund skoro cały “Obserwator” trwał raptem 20 minut.

Odwiedzałem go później w tym samym celu z ekipą “Wiadomości”. Jako jedyny z intelektualnego establishmentu znajdował sensowne słowa dla zwycięstwa postkomunistów w wyborach 1993 i 1995 r. Walczyłem z Turskimi i innymi pogrobowcami PZPR by szły na antenę i zwykle byłem zwycięzcą tych zmagań, bo w tępych z twarzami czerwonymi jak dawne legitymacje aparatczykach od mediów mądrość profesora wzbudzała zabobonny lęk. 
Byliśmy głupi – napisał po latach Marcin Król, podsumowując już w tytule transformację ustrojową. Nie kończącą się i pozbawioną jasnego celu. Pierwszy wśród mędrców dostrzegł krzywdę ludzi z PGR i likwidowanych zakładów pracy, skupienie elit na sobie, nie na Polsce. Kolejne kataklizmy: zwycięstwa SLD i PiS uznał za zrozumiały efekt zmarnowanej szansy.
Rolę mądrych recenzentów odgrywali również Paweł Śpiewak oraz Damian Kalbarczyk, ten drugi także jako naczelny “Obserwatora Codziennego”, liberalnego dziennika tworzonego przez ludzi młodych za pieniądze Wiktora Kubiaka, finansisty znanego bardziej z showbusinessu, gdzie otworzył drogę do kariery Katarzynie Groniec czy Edycie Górniak. Drużyna Króla współtworzyła nową Polskę, chociaż nie umiała nadać jej pożądanego kierunku rozwoju, bo jej nie słuchano, gdy ostrzegała.

Jeden z pierwszych polskich humanistów pracujących regularnie z komputerem, rozumiał puls zmieniających się czasów. Tadeuszowi Mazowieckiemu doradzał większą otwartość na oczekiwania konserwatywnego i wystraszonego tempem zmian społeczeństwa. Premier to zlekceważył, dlatego wybory prezydenckie przegrał nie tylko z Lechem Wałęsą ale również z szamanem z Kanady Stanisławem Tymińskim, co pytany o ocenę 13 grudnia 1981 r. opowiadał o stanie wojennym… w Boliwii, gdzie jakoby robił interesy.


Broszurka “Józef Piłsudski. Ewolucja myśli politycznej”, dostępna w 1981 r. w stoisku Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Uniwersytecie Warszawskim stała się dla mnie, wtedy w pierwszej licealnej, ale także dla niezliczonej liczby kolegów pierwszym poważnym kontaktem z dorobkiem i myślą Marszałka. Ale również odtrutką na oficjalny serial książkowy o nim Andrzeja Garlickiego, wieloletniego współpracownika komunistycznej służby bezpieczeństwa. Pożyczając broszurę Króla osiemdziesiątej już chyba z rzędu osobie oznajmiłem, że będzie ostatnim jej czytelnikiem, bo już się wtedy rozpadała. Wiadomo, że o takim dowodzie uznania marzy każdy autor. A Król się go doczekał.

Drukowane kolejno w “Tygodniku Powszechnym”, kastrowane przez cenzurę, wreszcie wydane w formie książkowej, a napisane wespół z Wojciechem Karpińskim “Od Mochnackiego do Piłsudskiego. Sylwetki polityczne XIX wieku” pełniły podobną rolę. Zawierały szkice o myśli społecznej wielkich romantyków jak Zygmunt Krasiński i Juliusz Słowacki, zapomnianych zwolenników realnej polityki w najtrudniejszych czasach jak Włodzimierz Spasowicz w Petersburgu czy Stanisław Tarnowski w galicyjskim Krakowie, twórców idei pozytywistycznych (Aleksander Świętochowski) i socjalistycznych (Bolesław Limanowski), wreszcie ojców założycieli niepodległości jak sam Piłsudski i Roman Dmowski. Król z Karpiński w trudnych czasach pisali je bez zacietrzewienia, znajdowali zrozumienie dla postaci tak trudnych do ocenie jak Maurycy Mochnacki, który zaangażowany w konspirację w Królestwie Kongresowym załamał się w śledztwie i podjął pracę w cenzurze, ale potem na emigracji napisał pomnikową książkę o latach 1830-31 (“Powstanie narodu polskiego”). Zwłaszcza z sylwetek Krasińskiego i Mochnackiego korzystałem przybliżając w drugiej połowie lat 80 ich myśl polityczną czytelnikom “Orła Białego”, wydawanego przez organizację akademicką Konfederacji Polski Niepodległej.

Z czasem trafiłem do “Res Publiki”, pisałem dla niej m.in. o dziennikach literatów w szkicu pod znaczącym tytułem “Diarysta zatrzymany do wyjaśnienia”. Król i jego redaktorzy (m.in. Barbara Łopieńska) chwytali błyskawicznie to co świeże i co się zmienia, takie tematy preferowali.
Po latach – i paru miesiącach pracy w “Wiadomościach” TVP – zaczepił mnie na redakcyjnym korytarzu Marek Czunkiewicz, później producent relacji z Euromajdanu i autor głośnej książki reporterskiej. Zaciągnął mnie do pokoju na kawę. 

– Znalazłem twój tekst w starej “Res Publice”. Nie wiedziałem, że tam pisałeś – rzucił. 

Wtedy to nobilitowało. Kumplami nie przestaliśmy być do dzisiaj.
Marcin Król pozostanie w pamięci jako jedna z tych postaci, które umiały nie tylko diagnozować polskie przemiany ale wyciągać z nich wnioski… bolesne dla własnego środowiska. Jeśli o kimś da się powiedzieć, że był sumieniem polskiej inteligencji, to do profesora Króla ta formuła pasuje znakomicie. Można się tylko obawiać, by nie okazał się ostatnim, wobec którego możemy się nią posłużyć…   

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 4.7 / 5. ilość głosów 11

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here