Dwaj główni kandydaci wydają się jak z pleksiglasu. Politycy w kampanii pokazują niewiele nie dlatego że trwa pandemia, tylko ponieważ są słabi.
Mizerię widać gołym okiem. Święta wojna PiS z PO o charakterze starcia plemiennego zdominowała przekaz, chociaż wciąż pozostajemy jednym narodem i społeczeństwem we wspólnym państwie, które cierpi na te wymianie ciosów. Walka zastępuje konkurs osobowości i projektów.
Polityka cierpi na brak wielkich postaci. Wynika to z ordynacji proporcjonalnej obowiązującej w innych wyborach – parlamentarnych. Zdolni młodzi zagrażają liderom list, najczęściej regionalnym baronom. Stąd selekcja negatywna. Kto chce awansować przyjmuje rolę lokaja lub błazna, zaś w wypadku kobiet – paprotki, ozdoby prezesowskiego gabinetu (mówiła o tym przed laty czołowa działaczka lewicy).
Zrobić przerwę w karierze a przy okazji coś dla ludzi
Dwudziestoparoletni Barack Obama po dyplomie z nauk politycznych miał doskonałą posadę w Business International Corporation na Manhattanie, ale wybrał inne zajęcie – pracownika społecznego w trudnej dzielnicy Chicago. Jak relacjonuje biograf prezydenta USA Christoph von Marschall: “Kiedy o tym mówi w pracy, to nawet Ike, czarny ochroniarz ma go za szaleńca: To ma coś wspólnego z polityką, czy tak? Mr. Barack, ma pan talent i potrafi dobrze przemawiać. Potrzebujemy czarnych, którzy robią karierę i zarabiają. Nie potrzebujemy natomiast typów, którzy się szwendają i chcą pomagać ludziom tylko, że do niczego to nie prowadzi” [1]. Nie był to tylko szczebel w karierze, mieszkańcy chicagowskich slumsów zawdzięczają Obamie nową linię autobusową. Zaś on sam po latach dwukrotnie pokona w wyborach prezydenckich republikańskich kandydatów. Nabyte doświadczenie okaże się cenne i przekonujące.
Praca u podstaw? To nie dla nas
Chociaż na świadomość Polaków pozytywizm i praca u podstaw wywarły ogromny wpływ to dziś żaden z dwóch głównych kandydatów nie może pochwalić się doświadczeniem z pomocy ludziom poza polityką. Andrzej Duda działał w ZHP gdy rówieśnicy ganiali się z milicją i zakładali Federację Młodzieży Walczącej. Zaś Rafał Trzaskowski jako celebryta znany jest z tego, że… jest znany. Trudno się więc dziwić, że trzeci w stawce Szymon Hołownia podkreśla swoją dawną rolę wolontariusza i udział w akcjach charytatywnych.
Politycy często też przywołują w kampanii cudzy autorytet. Duda przypomina dorobek Lecha Kaczyńskiego i odwołuje się do roli Jana Olszewskiego chociaż nie zadbał o odpowiednie uhonorowanie pomnikowej ale też tak ludzkiej postaci Mecenasa – marzy się przecież centrum darmowej pomocy prawnej im. Mec. Olszewskiego. Hołownia w trakcie jednej z konerencji wystąpił na tle popiersia Tadeusza Mazowieckiego. Robert Biedroń przywołuje rolę Aleksandra Kwaśniewskiego jako promotora obowiązującej Konstytucji. Kandydaci świecą światłem odbitym i wydaje im się to wystarczać.
Aby zmieniać politykę potrzeba wewnętrznego ognia. A w tej kampanii widać na razie tylko dym.
[1] Christoph von Marschall. Barack Obama, czarnoskóry Kennedy. Studio EMKA, Warszawa 2008 s. 84