Niespodziewanie i z wielkim trudem wypracowana demokratyczna większość w Senacie wisi na włosku. PSL zapowiada, że sojusz nie przetrwa, jeśli partnerzy nie przystaną na złagodzenie zapisów piątki Kaczyńskiego.
Koalicja Obywatelska i Lewica po raz wtóry przekonują się, że wspólne z PiS głosowanie okazuje się nieopłacalne, poprzednio taka sytuacja miała miejsce przy okazji podwyżki uposażeń poselskich. Wtedy właśnie w Senacie kryzys zażegnano, chociaż strat wizerunkowych nie da się odrobić.
Ludowcy przed przewidzianym na 13 października procedowaniem w izbie refleksji ustawy o ochronie zwierząt, potocznie nazywanej piątką Kaczyńskiego, postawili warunki brzegowe utrzymania demokratycznej większości. A chociaż PSL ma zaledwie trzech senatorów, bez nich ona nie przetrwa.
Stronnictwo Władysława Kosiniak-Kamysza domaga się wycofania zakazu uboju rytualnego, przedłużenia okresu przejściowego po którym zamknięte muszą być farmy zwierząt futerkowych z roku do dziesięciu lat oraz zezwalania na wkraczanie radykalnych pozarządowych organizacji proekologicznych na teren hodowli wyłącznie w asyście inspektorów weterynarii.
– Muzułmanie ani Żydzi nie przestaną jeść mięsa z tego powodu, że my ustawę uchwalimy. Zyska za to zagraniczna konkurencja polskiego hodowcy, polskiego rolnika – powiedział mi Marek Sawicki, wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego PSL i były dwukrotny minister rolnictwa.
Warunki nie wydają się wygórowane, ale zarówno Koalicja Obywatelska jak Lewica zaangażowały się na pograniczu histerii w forsowanie przyjętych w Sejmie zakazów, nie brzydząc się głosować wspólnie z PiS.
Jak uzasadnia mi Katarzyna Piekarska z Koalicji Obywatelskiej: – Branża jest schyłkowa nie tylko w Polsce. Futro staje się obciachem. Królowa angielska z niego rezygnuje. Odpowiedzialność posła polega na tym, że jeśli forsuje rzeczy dobre, to głosuje z różnymi ludźmi. Nie miałam żadnego problemu, żeby pójść i rozmawiać w tej sprawie z Jarosławem Kaczyńskim.
Okręt flagowy czy torpeda
W ten sposób dotychczasowy okręt flagowy PiS, bo w promocję ustawy zaangażował się osobiście prezes Jarosław Kaczyński niespodziewanie przekształca się w torpedę, zdolną zatopić mozolnie przedtem zwodowany okręt demokratycznej większości senackiej.
Zgodnie z ordynacją okręgi senackie są jednomandatowe, więc nie ma tam list wyborczych. Rok temu Koalicja Obywatelska, PSL i Lewica uzgodniły wystawianych w nich kandydatów, tak, aby nie rozbijali głosów sobie nawzajem. Przedsięwzięciu nie wróżono wielkiego powodzenia, zwłaszcza, że wiosną ub. r. te same trzy formacje poszły z jedną listą do europarlamentu, a wybory i tak wygrał PiS.
Doszło jednak do niespodzianki, bo przedstawiciele senackiego trójporozumienia zdobyli wystarczającą liczbę głosów, żeby wspólnie z niezależnymi sformować demokratyczną większość, na której czele stanął marszałek Tomasz Grodzki.
Zaskoczenie było tym większe, że w głosowaniu do Sejmu tego samego dnia PiS obronił samodzielną większość z poprzedniej kadencji i rządzi nie potrzebując koalicjanta. Cudu tamtej październikowej niedzieli nie da się objaśnić w wyłącznie politycznych kategoriach, można raczej mówić o “efekcie Olgi Tokarczuk” – w przedwyborczy czwartek autorka “Biegunów” otrzymała literacką nagrodę Nobla, co nie przełożyło się na decyzje Polaków w głosowaniu do Sejmu, gdzie wskazuje się listy wyborcze i dopiero stawia krzyżyk przy nazwisku, ale na wybory do Senatu – tam konkurują osobowości – jak najbardziej.
Czy Izbę stać na refleksję
Wiadomo, że żyjąca na swobodzie w środowisku wodnym norka amerykańska jest stworzeniem wyjątkowo żarłocznym, znawcy kwalifikują ją jako gatunek inwazyjny, groźny gdy się z hodowli wydostaje i grasuje na wolności, a wkrótce przekonamy się, czy spór o nią pożre przedsięwzięcie tak zacne jak jedyna dziś w ogólnopolskim systemie przedstawicielskim demokratyczna większość.
PSL stawia sprawę na ostrzu noża, bo też nie ma wyjścia: propagowana przez PiS ustawa nie tyle chroni zwierzęta co godzi w interesy ekonomiczne polskiej wsi. Stracą na niej nie tylko właściciele farm norek czy gospodarstwa, specjalizujące się w uboju rytualnym typu “koszer” czy “halal”, ale również hodowcy drobiu, którzy milion ton odpadów organicznych rocznie dostarczali, jeszcze na nich zarabiając, jako karmę dla zwierząt futerkowych, a teraz będą musieli dopłacić za obowiązkową utylizację “bebechów”.
Sami hodowcy, jak powiedział mi lider branży Szczepan Wójcik opowiadają się nawet za 12-letnim okresem przejściowym. – Jeśli ma być krótszy, za minimum uznamy odszkodowania na poziomie średniej europejskiej – przestrzega Wójcik. Nie będą to kwoty neutralne dla budżetu, po przed nami hodowle zwierząt na futra likwidowały nie tylko kraje sąsiednie jak Czechy, ale i najbogatsze jak Holandia.
W ostrych deklaracjach, że poparcie warunków PSL stanowi wymóg przetrwania demokratycznej większości wyspecjalizował się wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski, nieco łagodniej stawia sprawę ale w sferze werbalnej prezes Kosiniak-Kamysz, można tu jednak mówić bardziej o różnicy temperamentu obu polityków lub o podziale ról między nimi niż o rzeczywistym rozdźwięku. Warunki brzegowe ludowców trudno nazwać przesadnymi czy maksymalistycznymi.
– Zrobimy wszystko, żeby zbliżyć stanowiska. Zależy nam, żeby ustawa wyszła z Senatu w prawnie spójnym kształcie. Lepszym, niż po ekspresowej pracy nad nią w Sejmie. Groźby i szantaż bym z tego szukania najlepszych rozwiązań wyeliminował. Istotne są argumenty – powiedział mi przewodniczący klubu senackiego Koalicji Obywatelskiej Marcin Bosacki.
Szanse wyjścia z twarzą daje Koalicji Obywatelskiej niedawna zmiana na stanowiskach szefów zarówno klubu parlamentarnego jak senackiego: pierwsze objął Cezary Tomczyk, drugie Bosacki. Odwracając zagrożenie rozpadem koalicji senackiej obaj zafundują sobie tak cenne pierwsze sukcesy. Nie negocjowali wcześniejszych ustaleń z PiS, bo nie pełnili jeszcze wtedy swoich funkcji.
Podobnie w kwestii gorszącej z perspektywy zwykłego obywatela podwyżki uposażeń poselskich, sojusz z PiS zawarty na użytek głosowania sejmowego, wypowiedziany został przez Koalicję Obywatelską w Senacie, co kosztowało przewodniczącego Borysa Budkę kłopotliwe wizerunkowo publiczne ujawnienie przez szefa parlamentarzystów PiS Ryszarda Terleckiego zawartych z nim ustaleń. Okazało się to jednak mniej niszczące niż trwanie przy kompromitujących zapisach.
czyli cała nędza rekonstrukcji To raczej nie będzie rząd zgody narodowej, skoro ministrem rolnictwa został Grzegorz Puda, który był twarzą ustawy futerkowej, antagonizującej nawet zaplecze PiS. Trudno też dociec, z jakich powodów zostają ministrowie całkiem niezauważalni jak Michał Kurtyka albo o orwellowskich tytułach i kompetencjach jak Michał Woś (do spraw obywatelskich i tożsamości europejskiej – […]
W tym wypadku ponownie trzeba będzie przeprowadzić w Senacie akcję ratowniczą i złą ustawę odwrócić. Jeśli to się demokratycznej większości uda – PiS zapewne nie wprowadzi powtórnie piątki Kaczyńskiego pod obrady Sejmu i procedowanie jej się zakończy, tak przynajmniej było z podwyżkami.
Demokratyczni politycy muszą więc samodzielnie ocenić, czy bardziej im się opłaci obstawanie przy niekorzystnej dla rolników ustawie i zerwanie senackiej większości, czy podtrzymanie tej ostatniej.
Wygranie wyborów do Senatu i potwierdzenie tego ustaleniami międzypartyjnymi już w samej izbie refleksji stanowiło jedyny sukces opozycji w ostatnich pięciu latach. Marszałek Senatu Tomasz Grodzki pozostaje najwyższym rangą dygnitarzem państwowym spoza obozu pisowskiego. Okazuje się też najbardziej obiecującym politykiem Platformy Obywatelskiej, nie tylko wobec porażek Rafała Trzaskowskiego w roli prezydenta Warszawy (kompromitacja z didżejem, awaria oczyszczalni i kłopoty budżetowe) i jego wiecznie przekładanych, ostatnio na 17 października, ale to kolejny już termin, planów powołania ruchu społecznego Nowa Solidarność. Za to Senat, domena bez porównania poważniejszego i bardziej konkretnego Grodzkiego, stał się w tej kadencji miejscem ciekawych spotkań i debat, zaprzeczając stereotypowi, że stanowi najnudniejszy z segmentów rodzimego parlamentaryzmu.
Ustawa o ochronie zwierząt zwana piątką Kaczyńskiego pozostaje zaś bublem prawnym, zawarte w niej zapisy, zakazujące wykorzystania zwierząt do publicznych widowisk, których celem miało być zabronienie męczenia żywych stworzeń w cyrkach sformułowano tak niefortunnie, że można je uznać za zakazujące również udziału koni w rekonstrukcjach historycznych bitew. Regulacje krytykowali też znawcy i praktycy m.in. z Dolnośląskiego Związku Hodowców Psów, których list zamieściło PNP 24.PL: wykazywali, że utrwalany przez ustawę monopol Związku Kynologicznego w Polsce wyśrubuje ceny psa rasowego do 10 tys zł a także zakonserwuje wady genetyczne u zwierząt, prowadzące do niezliczonych cierpień (jak dysplazja u owczarków niemieckich), podczas gdy hodowle spoza uprzywilejowanej przez ustawę grupy doczekały się wreszcie samodzielnych porodów buldożka francuskiego, mopsa czy buldoga angielskiego.
To nie niszowa ustawa. Nie chodzi wyłącznie o norki i ubój rytualny. Również o następstwa dla konsumenta.
Dalszą smutną perspektywę zakreśla zastępca przewodniczącego sejmowej komisji rolnictwa Jarosław Sachajko z Koalicji Polskiej Kukiz’15: – Jeśli zapowiadane przez rządzących zmiany zostaną wprowadzone, znowu podrożeją wędliny o 10 proc i dodatkowo odnotujemy przy tym kilkuprocentowy ubytek produktu krajowego brutto, ponieważ 50 proc obecnej nadwyżki eksportowej daje właśnie rolnictwo. Jeśli je zlikwidujemy, będziemy żywność sprowadzać z zagranicy. Z wieprzowiną, której byliśmy potężnym eksporterem już tak mamy.
Gdy uprą się fanatycy, powróci monopol Kaczyńskiego
Podzielony w kwestii ustawy pozostaje również PiS, sprzeciwił się jej również poprzedni minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski, który odszedł z rządu. Zastąpił go na stanowisku spiker piątki Kaczyńskiego Grzegorz Puda. Ponieważ prezentował kontrowersyjną ustawę w pracach sejmowych, jego nominację hodowcy uznają za zabieg prowokacyjny. Nawet wielu parlamentarzystów PiS alarmuje, że za sprawą odbieranej jako dyskryminacyjne przedsięwzięcie “piątki” partia traci poparcie na wsi. Ludzie nie rozumieją, co robimy – skarżą się sami rządzący. A Kaczyński rozsyła listy dyscyplinujące senatorów. Ci mają zgryz: z jednej strony boją się prezesa, z drugiej jeszcze bardziej wiejskiego elektoratu, że kolejny raz już na nich nie zagłosuje.
Niezależności można się spodziewać po senatorze PiS zootechniku z wykształcenia i rolniku z zamiłowania Józefie Łyczaku: to człowiek, który w rywalizacji o mandat w okręgu włocławskim pokonał samego Jerzego Wenderlicha, byłego wicemarszałka Sejmu. Również po Janie Marii Jackowskim, który stanowczość potrafił pokazać jeszcze jako poseł AWS. Przewodniczący Solidarności Rolników Indywidualnych Jerzy Chróścikowski, choć senator PiS, zagłosuje tak jak myślą podwładni a nie jak każe prezes. Wsi w głosowaniu mogą bronić też Józef Zając i Tadeusz Kopeć, bliscy światopoglądowo Jarosławowi Gowinowi. Jeśli te rachuby się potwierdzą, a nie skrewi Koalicja Obywatelska ani Lewica – piątka Kaczyńskiego odrzucona w Senacie powróci do Sejmu. Najpierw musi się jednak zdezaktualizować obecny układ interesów, chyba, że KO woli stracić fotel marszałka i senacką większość. Nizanie każdego głosu ma sens, bo demokratyczna większość to w istocie 51 szabel (43 senatorów PO-KO, trzech z PSL, dwoje z Lewicy plus niezależni) zaś PiS ma w Senacie 48 mandatów zaś Lidia Staroń z Olsztyna czasem z nim głosuje. Przetasowanie, które teraz nastąpi, może okazać się trwałe.
W kwestii godzącej w interesy wsi ustawy świat polityki podzielił się na dwa obozy: do jej zwolenników zalicza się “twardy rdzeń” partii PiS z wyłączeniem piętnastu posłów, co zagłosowali przeciw i zostali za to ukarani (zawieszeniem, pozbawieniem stanowisk w terenie, czasem zwalnianiem z pracy rodzin), Koalicja Obywatelska, Lewica oraz lobbyści konkurencyjnych przemysłów rolnych i działacze radykalnych wspólnot ekologicznych. Hodowcy znaleźli za to obrońców w PSL – Koalicji Polskiej – Kukiz’15, Konfederacji, ojcu dyrektorze Radia Maryja Tadeuszu Rydzyku, Solidarnej Polsce Zbigniewa Ziobry, Porozumieniu Jarosława Gowina oraz pozaparlamentarnej AgroUnii i środowiskach skupionych wokół Szczepana Wójcika, czołowego lobbysty branży futerkowej.
Nie chodzi wcale o misterne układanki, nawet najistotniejsze dla dalszego przełamywania monopolu PiS na władzę w Polsce. Jak oznajmił mi lider AgroUnii Michał Kołodziejczak: – Parlamentarzystom trzeba w tym wypadku jak najbardziej dosłownie patrzeć na ręce. Chcemy zobaczyć, jak podnoszą ręce w odpowiednim czasie, dla dobra polskiej wsi. I wtedy się okaże, czy głowy są otwarte.
Na razie AgroUnia ustawiła przed Sejmem rząd kapuścianych głów, każda z nazwiskiem jednego posła, głosującego za piątką Kaczyńskiego.
W poprzedniej kadencji opór społeczny i szeroka akcja obywatelska udaremniły wprowadzenie przez PiS podobnie szkodliwej dla wsi ustawy Krzysztofa Czabańskiego. Zawiązany z inicjatywy ekonomisty i przedsiębiorcy Dariusza Grabowskiego oraz admirała Marka Toczka Komitet Obrony Polskiego Rolnictwa i Hodowców Zwierząt poprowadził w lutym ub. r. pokojowy marsz spod pomnika Wincentego Witosa na Sejm, po którym rządzący nie wznowili już prac nad oprotestowaną regulacją. Zapewne i tym razem Kaczyński cofnie się tylko wówczas, kiedy poczuje, że ma przeciwko sobie zorganizowaną i masową siłę.