Zniesienie metalowych barierek na zewnątrz stało się symboliczne dla szerokiej opinii ale dla uprawiania polityki niezmiernie ważne okazuje się zbudowanie skutecznej maszyny do głosowania wewnątrz gmachu, przy wyborze Szymona Hołowni na marszałka obejmującej również Konfederację, wcześniej dość lekkomyślnie wyłączaną z demokratycznej rodziny. Zresztą sojusz z Krzysztofem Bosakiem to wcale nie Hołowni zasługa, lecz Donalda Tuska.
Na razie jednak to Hołownia zgarnia całą pulę sympatii dla dokonywanych zmian, czemu trudno się dziwić, skoro rozmowy o przyszłym demokratycznym rządzie nie przynoszą wielkich efektów a nie wszystko na utrudnianie sprawy przez PiS i wywodzącego się z tego obozu prezydenta udaje się zwalić. Nazwiska ministrów na razie na planszach w TVN – poważniejszych przekazów wciąż nie poznaliśmy – entuzjazmu nie wzbudzają. To raczej drużyna bez gwiazd.
Za to efektem działania Hołowni staje się tłum kłębiący się w Sejmie, który na powrót okazał się miejscem ciekawym nie tylko dla dziennikarzy, zresztą beneficjentów znoszenia niemądrych ograniczeń. Przychodzą również masowo – jak przy okazji niedawnego wyboru Rzeczniczki Praw Dziecka – przedstawiciele organizacji pozarządowych a nie tylko wycieczki, których i za rządów PiS nie brakowało.
Sam marszałek w publicznych wystąpieniach odwołuje się do sieciowej wspólnoty i nowoczesnych komunikatorów społecznościowych. Stał się bohaterem grepsów takich jak o parze zmierzającej na porodówkę. Jak będzie syn to Szymon, a jeśli córka to Hołownia – mówią. Żart na podobnym koncepcie oparty pojawił się zresztą po raz pierwszy przed półwieczem w odniesieniu do skrzydłowego piłkarskiej reprezentacji Polski Roberta Gadochy. Hołownia znalazł się więc w dobrym towarzystwie.
Zyskał chyba najwięcej na zapowiedzi – bo jak na razie wciąż to obietnica tylko – zakazania wstępu do Sejmu prywatnej ochronie Jarosława Kaczyńskiego, oczywiście tylko w tej roli. Wiadomo, że choć prywatna, działa za pieniądze polskiego podatnika, bo pozwalają na to regulacje prawne, dotyczące finansowania partii politycznych. Polacy zaś, chociaż z natury równościowo nastawieni, skłonni są może przystać na przywileje Sapiehów czy Radziwiłłów, ale już w żadnym wypadku nie pozwolą na nie arywistom.
Pamiętamy, jak wiele stracił Lech Wałęsa – chociaż był pokojowym noblistą i pierwszym w polskiej historii prezydentem wybranym w głosowaniu powszechnym – za sprawą swojego dworu. Zresztą wtedy właśnie wspomniany już Jarosław Kaczyński przegrał rywalizację o rolę głównego kapciowego głowy państwa z dawnym kierowcą byłego przewodniczącego Solidarności Mieczysławem Wachowskim.
Ostatnie notowania poprzedniego parlamentu wskazywały, że jego pracę dobrze oceniało 29 proc. Polaków podczas gdy Senatu – co trzeci, a prezydenta Andrzeja Dudy – co drugi [1].
Wnioski można z tego wyciągnąć na dwa sposoby. Albo że trzeba brać się do intensywnej pracy, albo że przy tak surowej ocenie poprzedników przez opinię publiczną wiele się starać nie trzeba.
Wybór należy już do obecnej większości sejmowej. Pozostaje mieć nadzieję, że dokona go równie sprawnie, jak się uformowała i podzieliła stanowiska w izbie poselskiej.
[1] sondaż Centrum Badania Opinii Społecznej z 4-11 września 2023