Śmierć Barbary Skrzypek powinna skłonić zacietrzewionych polityków do opamiętania. Widać już jednak, że tak się nie stanie. Chociaż wieloletnia sekretarka Jarosława Kaczyńskiego, przesłuchiwana w środę w sprawie pisowskiej afery “dwóch wież”, zmarła w sobotę z nieustalonych przyczyn – prowadząca jej przesłuchanie prokurator Ewa Wrzosek grozi prawnymi konsekwencjami wszystkim, którzy oba te fakty powiążą w relację przyczynowo-skutkową.
Zaś prezes i inni politycy PiS z góry wiedzą, że jeśli z protokołu wynika, że współpracownica Kaczyńskiego nie udzieliła mu pełnomocnictw dla inwestycji spółki Srebrna, to zeznania zostały sfałszowane. Niestety jej samej nie możemy już o nic zapytać…
Ludzki wymiar tragedii powinien przekazy zdominować. Wymagałaby tego przyzwoitość. Odeszła przecież przedwcześnie (w wieku 66 lat) osoba znana nie tylko każdemu, kto parał się uprawianiem czy relacjonowaniem polityki na jej parlamentarno-partyjnym szczeblu. “Pani Basia” stała się nawet bohaterką popularnych seriali jak “Ucho prezesa”. Rzeczywiście pozostawała osobą organizującą i porządkującą przez lata jego codzienną pracę, limitującą dostęp do niego, a przy tym powiernicą, do której miał zaufanie. Przy powszechnie znanej rezerwie, jaką Kaczyński zwykł objawiać wobec bliskich współpracowników nawet. Teraz jej zabrakło. Powagi śmierci zaś nie szanują adiutanci prezesa ani zwolennicy rozliczeń z poprzednią władzą. Dla jednych i drugich to, co zdążyła zeznać Barbara Skrzypek pozostaje ważniejsze od ceny, jaką zapłaciła za sposób, w jaki została w prokuraturze potraktowana. Chociaż poszła tam jako świadek w sprawie. Zresztą gdyby nawet była oskarżoną, jej prawa należałoby respektować.
Rozliczenia, odwet i rodzinne długi
Rządząca ekipa Donalda Tuska płaci, jak się wydaje, nader wysoką cenę za faktyczne oddanie wymiaru sprawiedliwości środowisku radykalnych oponentów tzw. reformy sądownictwa wdrażanej przez osiem lat przez pisowskiego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę. Zwolennicy niezawisłości sędziowskiej i bezstronności prokuratorskiej, krąg stowarzyszenia Iustitia i rozmaici prawniczy influencerzy czasem bardziej niż na salach sądowych aktywni w społecznościowych mediach stworzyli klimat, który nie sprzyja rzeczowym działaniom ani ocenom. Przykładem pozostaje lobbing Iustitii na rzecz zaostrzenia promowanego przez marszałka Sejmu Szymona Hołownię projektu ustawy incydentalnej, która miała zapobiec możliwości unieważnienia wyborów prezydenckich w związku z chaosem wynikającym z istnienia dwóch nakładających się porządków prawnych: autorstwa dawnej ekipy i obecnej. Ustawa przeszła ostatecznie przez parlament w kształcie innym niż zakulisowo uzgodniony uprzednio z prezydentem Andrzejem Dudą. Ten zaś jej nie podpisał. Fiasko pożytecznego w tym wypadku kompromisu wiąże się z korporacyjną żarliwością środowiska “naszych prawników” jak mówią o nich politycy demokratyczni.
Spłacanie długu wobec nich zaciągniętego, chociaż bezspornie wielu z nich wykazało się odwagą osobistą, a za sprzeciw wobec nagannych pisowskich praktyk zapłaciło oddelegowaniem na odległe o kilkaset kilometrów od miejsca zamieszkania i mniej prestiżowe placówki – nie przybliża nas wcale do przywracania wymiaru sprawiedliwości społeczeństwu. Podobnie jak nie naprawią go działania zespołu poselskiego pod wodzą Romana Giertycha, byłego zastępcy Kaczyńskiego w rządzie, później adwokata rodziny Tusków, teraz parlamentarzysty Koalicji Obywatelskiej. Dubluje on prace organów państwa, co staje się niebezpieczne.
Nie chodzi nawet o kalkulacje: wiadomo, że o ile za pryncypialnym rozliczeniem poprzedniej ekipy optuje twardy elektorat KO, to już ten umiarkowany pozostaje wobec tego kursu sceptyczny, podobnie jak wyborcy Trzeciej Drogi. Gorzej jeszcze, że sposób działania zacietrzewionych prokuratorów nowej ekipy zadaje kłam kampanijnym obietnicom sprzed 15 października 2023 r. zapowiadającym zmianę stylu tak rządzenia… jak i sądzenia. Tymczasem motywacje Kaczyńskiego i Giertycha, koalicjantów sprzed dwudziestu lat, okazują się pokrewne: pierwszemu zależy na przykryciu szczegółów niedoszłej inwestycji w dwie wieże spółki Srebrna, drugiemu o zamaskowanie sprawy Polnordu.
Nie to jednak bulwersuje dziś najmocniej zwyczajnych Polaków, ale śmierć kolejnej postaci z szeroko pojętego świata polityki, co zawiera w sobie oczywisty element krzywdy. I pozostawia wrażenie, że wokół nas dzieje się to, co nie powinno. Ministrowie czy ich zastępcy liczyć mogą na prezydenckie ułaskawienie, nawet jeśli mocno nabroili. Za to zwykły człowiek z zaplecza wielkiej polityki a nie pierwszych stron gazet – płaci życiem. Powinien to zrozumieć również Donald Tusk, który w swoim premierowskim expose przywoływał postać Piotra Szczęsnego, co desperackim aktem samospalenia protestował przeciwko łamaniu praworządności za rządów PiS.
Teraz okazuje się, że niszczyć ludzi potrafi również proklamowana przez Tuska “demokracja walcząca”, podobnie jak niegdyś czyniła to “rewolucja moralna” ogłoszona przez Kaczyńskiego. Nie mogąc dosięgnąć lidera, zaszczuwa się jego sekretarkę. Wyrozumiałe wobec uciekających na Węgry lub do Parlamentu Europejskiego prominentów państwo okazuje się bezlitosne dla skromniejszych obywateli – zapewne tak właśnie ocenią to Polacy. Los Barbary Skrzypek stanowi dla nich argument, że po 15 października 2023 r. nie dokonał się przełom, co najwyżej nastąpiła zmiana warty. Podobne przeświadczenie utrudni wyciągnięcie ludzi z domów na kolejne wybory, bo mitem zapowiadanej ożywczej zmiany nie da się posługiwać w nieskończoność. Kapitał zaufania się wyczerpuje. A obiecane państwo prawa – okazuje fatamorganą. Czego sposób potraktowania Barbary Skrzypek dowodzi niezbicie.
Bodnar prawie jak Ziobro… ale prawie czyni różnicę?
Prokurator Wrzosek, która w odpowiedzi na ludzką tragedię straszy konsekwencjami tych, co wyciągają z niej logiczne przecież wnioski – i nie mam tu na myśli pisowskich publikatorów wykorzystujących ją do wybielenia prezesa i odklepania frazesów o “koalicji 13 grudnia” – nie powinna w ogóle prowadzić sprawy “dwóch wież”. Poprzednie jej zaangażowanie, publiczne wypowiedzi i zawodowe działania odnoszące się do pisowskich praktyk przekreślają bowiem walor bezstronności, od prokuratora wymaganej. Przez ustawę ale także Konstytucję, gwarantującą każdemu obywatelowi prawo do uczciwego potraktowania przez wymiar sprawiedliwości. Nikt nie wyłącza z tej zasady wieloletniej sekretarki polityka, nawet jeśli rażą nas autorytarne skłonności jej chlebodawcy. Podobnie on sam ma prawo do rzetelnej oceny jego działań.
Nawet jeśli przedtem osobiście objawiał bezwględność wobec własnych oponentów, jak w sprawie Barbary Blidy, której śmierć w trakcie wejścia służb do jej mieszkania kładzie się cieniem na najnowszej historii polskiej demokracji. Zestawienie jej losu z przedwczesnym odejściem Barbary Skrzypek sprawia, że również porównania między Zbigniewem Ziobrą i obecnym ministrem sprawiedliwości Adamem Bodnarem nasuwają się same. Czy ściślej – przez analogię do dawnego reklamowego hasła koalicji rządzącej pozostanie teraz udowodnić, że wprawdzie Bodnar działa prawie jak Ziobro, ale… “prawie” czyni różnicę. Zadanie to karkołomne. Popełnione błędy różnicę tę bowiem skutecznie zacierają. Nie widać znanych z tradycyjnych wyobrażeń Temidy przepaski na oczach symbolizującej bezstronność, za to na obu szalach jej wagi znajduje się życie ludzkie. Równowaga to nader złowroga. I wzmagająca przeświadczenie, że dzieją się wciąż rzeczy złowrogie – także w tych, co polityką się nie interesują na co dzień.
Odmowa dopuszczenia do udziału w przesłuchaniu pełnomocnika Barbary Skrzypek, wobec obecności w jego trakcie mecenasów drugiej strony, narusza zasadę równości w postępowaniu. I obciąża nie tylko sumienie Ewy Wrzosek, ale jej wiarygodność zawodową. Z kolei fakt, że przesłuchania nie nagrano, rodzi w opinii publicznej przekonanie, że z góry postanowiono coś ukryć i żadne groźby pani prokurator tego przeświadczenia nie zmienią.
Nie o dwie wieże już chodzi ani o partyjną aferę ale o życie ludzkie. Dalszy sposób wyjaśniania tej sprawy w oczywisty sposób wpłynie nie tylko na ocenę polskiej demokracji ale na poczucie bezpieczeństwa nas wszystkich. Półtora roku temu 15 października obywatele zagłosowali przecież masowo jak nigdy wcześniej przeciwko samowoli władzy, również tej uosabianej przez prokuratora.