Rektor Uniwersytetu Warszawskiego Alojzy Nowak, wybrany niedawno na drugą czteroletnią kadencję przez przedstawicieli społeczności akademickiej, zarabiał zarazem jako doradca pani prezes PZU 70 tys. zł.miesięcznie i korzystał na rachunek firmy ubezpieczeniowej z luksusowego samochodu służbowego.
Przez cztery lata doradzania prezes Beacie Kozłowskiej-Chyle, prof. Nowak, który podjął się tej roli jeszcze zanim go po raz pierwszy rektorem wybrano, miał zarobić prawie 4 mln zł. Jego Magnificencja twierdzi, że wszystko jest w porządku, ponieważ na łączenie sprawowania funkcji uniwersyteckiej z podpowiadaniem szefowej koncernu ubezpieczeniowego uzyskał zgodę rady macierzystej uczelni. Co więcej, rektor straszy krokami prawnymi tych, co go krytykują. O jego doradczych obowiązkach opowiadać można wyłącznie w czasie przeszłym, ponieważ złota żyła już się wyczerpała, wraz z odwołaniem wskazanej przez PiS na prezesowskie stanowisko Kozłowskiej przez następców u władzy w kraju.
Pierwszy problem, jaki się z tym wiąże, nazwać można pragmatycznym. Sprowadza się do pytania, jak rektor najważniejszej uczelni w kraju znajdował czas na dodatkowe zajęcia, jeśli poważnie traktował główne obowiązki. Na Uniwersytecie Warszawskim kształci się przecież ponad 36 tysięcy studentów, uczelnia zajmuje miejsce w trzeciej setce światowego rankingu: konkretnie zaś w tegorocznym zestawieniu QS jest 258 (liderem okazuje się Massachusetts Institute of Technology MIT). Jest więc tam co robić, jeśli rzecz ująć najkrócej.
Pojawia się oczywista wątpliwość, w jakim stopniu zewnętrzne apanaże, jakie rektor zawdzięczał nominatce bieżącej władzy politycznej, rzutowały na niezbędną do pełnienia funkcji akademickiej niezależność. Autonomia uczelni to przecież wartość sama w sobie, jej niezbędność podnoszono już w latach 1980-81, co zresztą zaowocowało uchwaleniem niezłej pomimo ograniczeń ustrojowych ustawy o szkolnictwie wyższym, dającej zarówno pracownikom uczelni (nie tylko wykładowcom) jak studentom reprezentację w jej senacie. A także społeczności akademickiej – prawo wyboru rektora, tyle, że zatwierdzanego później przez władze, z czym w latach 80. były oczywiste kłopoty. Gdy władze komunistyczne przymierzały się do tego, by ustawę zmienić, mury Uniwersytetu Warszawskiego, na którym wówczas studiowałem, jednej nocy pokryły się plakatami z hasłem: “Nie znowelizujecie naszych umysłów”. Pomimo przeforsowania przez rządzących niekorzystnej noweli, samorządność uczelni przetrwała.
Jednak w ówczesnym klimacie rektorzy wyższych uczelni stawali się cenionymi autorytetami społecznymi, jak fizyk i poeta Grzegorz Białkowski na Uniwersytecie Warszawskim, gwarantujący swobodę badań i nauczania, ujmujący się za represjonowanymi pracownikami uczelni i studentami, a wreszcie patronujący Teatrowi Akademickiemu, który w jego czasach wystawiał musical utkany z piosenek Wojciecha Młynarskiego i spektakl zainspirowany wierszami Stanisława Barańczaka. To za rządów prof. Białkowskiego, trwających na UW od 1985 roku, opublikowałem w rozpowszechnianym legalnie akademickim piśmie literackim jednego z kół naukowych obszerną analizę “Raportu o stanie wojennym” pisarza Marka Nowakowskiego, z bibliografią pochodzącą w 90 proc. z pism drugiego obiegu, a rzecz miała miejsce w pierwszej połowie 1988 r, kiedy tylko największym optymistom śnił się co najwyżej Okrągły Stół a nikomu jeszcze – przyszłoroczne wybory czerwcowe, w których zresztą Jego Magnificencja wywalczył parlamentarny mandat [1]. Podobnie wielki szacunek zapewnili sobie nie tylko wśród studentów w burzliwych latach 80. Władysław Findeisen na Politechnice Warszawskiej czy Maria Radomska w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.
Profesora Alojzego Nowaka – jak widać – podobna rola autorytetu społecznego nie interesuje, chociaż tak wiele energii poświęca ostatnio obronie własnego dobrego imienia. To ostatnie nie rodzi się jednak z publikacji medialnych, lecz z opinii studentów i wykładowców, a także wszystkich pracowników uczelni. Już po zmianie ustrojowej skarżyliśmy się słusznie na komercjalizację nauki, uzależnienie tematów badań a niekiedy – co bez porównania gorsze – również ich wyników, od rozdawanych uznaniowo grantów. System punktowy zastąpił dawne ograniczenia narzucane przez oficjalną biurokrację. Obecny kłopot z Nowakiem i jego trudnymi do pogodzenia aktywnościami lidera akademickiej społeczności i doradcy prezeski państwowego koncernu równocześnie… pokazują rzeczywisty wymiar kryzysu.
Anglosasi, biegli w budowaniu prestiżowych społeczności akademickich od Oxfordu i Cambridge ze średniowiecznymi jeszcze tradycjami, po jak najbardziej już nowoczesne Harvard i Berkeley znają kategorię stojącą ponad wszelkimi rozważaniami, dotyczącymi ewentualnych czy rzeczywistych konfliktów interesów. To human decency. Najlepiej się tłumaczy słowami: ogólnoludzka przyzwoitość. Właśnie o nią tu chodzi, jak się wydaje. W kodeksy uczelni, starego czy nowego Świata, wpisuje się też ceniona w tych kręgach cnota umiaru.
[1] por. Materiały Naukowe Warszawskiego Koła Polonistów. Wydawnictwo UW, Warszawa 1988