Opowieść o ukradzionym zwycięstwie, lansowana dziś przez Romana Giertycha, może w przyszłości wiele kosztować nie tylko Koalicję Obywatelską ale cały obóz demokratyczny. Utrudni zachęcanie do głosowania w następnych wyborach. Skoro sugeruje się, że nasz głos nie ma znaczenia, bo wyniki – jeśli użyć słownictwa autorów tej wersji – można “skręcić”. A przecież to rekordowa frekwencja w wyborach z 15 października 2023 r. pozwoliła odsunąć od władzy Prawo i Sprawiedliwość.
Konkurenci PiS, wszystkie partie obozu demokratycznego, już na wznieconej wokół domniemanych fałszerstw histerii tracą. Obrazuje to wynik niedawnego sondażu, jaki Sejm by Polacy wybrali, gdyby mieli decydować o jego składzie już teraz. PiS zyskałoby poparcie 30,5 proc z nas, Koalicja Obywatelska zaledwie 26 proc, zaś Konfederacja 17 proc. Posłów wprowadziłyby jeszcze Lewica (6 proc) i druga Konfederacja, ta Korony Polskiej Grzegorza Brauna (ponad 5 proc), ale już nie Polska 2050 Szymona Hołowni (mniej niż 5 proc) i Polskie Stronnictwo Ludowe (4 proc, niewiele więcej niż Partia Razem Adriana Zandberga) [1]. Wynik ten oznacza możliwość utworzenia przez PiS Jarosława Kaczyńskiego stabilnego rządu z Konfederacją Sławomira Mentzena, oczywiście pod warunkiem, że obie formacje się dogadają.
Podobnej erozji notowań ugrupowań demokratycznych nie się przypisać innym przyczynom niż natrętna i podsycana przez “naszą telewizję” TVN kampania podważania wyniku wyborczego. Nic innego wielkiego w tym czasie w Polsce nie zaszło.
Jeśli Donald Tusk zezwolił na nią po to, żeby uniknąć we własnej partii rozliczeń za niedawną porażkę wyborczą Rafała Trzaskowskiego z Karolem Nawrockim – lekarstwo może okazać się groźniejsze od samej choroby a straty przewlekłe i być może nie do nadrobienia. Tym bardziej, że jest o czym rozmawiać, jeśli chodzi o przegraną kampanię Trzaskowskiego, wspieranego przez większość mediów i administrację, ale nie reagującego jak należy na uzasadnione postulaty wielu środowisk w tym przedsiębiorców i ekonomistów. Nie nawiązującego nawet umiejętnie kontaktu z tłumem na wiecach. W kampanii zdarzyły się kiksy kosztowne i żenujące, jak worek ziemniaków dla Domu Pomocy Społecznej w Nowym Dworze Mazowieckim, z jakim fotografowała się zwolenniczka Trzaskowskiego posłanka KO Kinga Gajewska czy próba zawłaszczenia debaty telewizyjnej w Końskich (a ściślej ograniczenia jej do udziału kandydatów: własnego i… pisowskiego) , wreszcie nie trafione drętwe hasła (“Przybij piątkę z Trzaskiem” nie śmieszyło nikogo poza sztabowcami) i chybione, bo jałowe spotkania (z kobietami w Sali Kolumnowej Sejmu). Zamiast się nad całą tą żenadą z troską pochylić, po to, by raz popełnionych błędów nie powtórzyć – decydenci Koalicji Obywatelskiej, bo trudno uwierzyć, że obecny poseł ze Świętokrzyskiego i wieloletni adwokat rodziny Tusków, Giertych działa samowolnie – postanowili, jeśli strawestować słynne słowa Aleksandra Kwaśniewskiego “iść tą drogą” dalej. Zapewne donikąd.
Nie tylko Roman Giertych w roli obrońcy demokracji prezentuje się żałośnie, jeśli pamięta się, że był wicepremierem w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Zarazem kolejno ujawniane szczegóły przemawiają przeciw kontynuowaniu opowieści o skradzionych wyborach i dowodzą, że jeśli okaże się nie kończąca – może doprowadzić demokratów do krachu. Po uprzedniej kompromitacji.
Okazało się bowiem, że Krzysztof Kontek, autor wykpiwanych przez wielu renomowanych socjologów i statystyków analiz, zakładających, że nieprawidłowości w komisjach mogły przeważyć o zwycięstwie Nawrockiego – wcale nie jest pracownikiem Szkoły Głównej Handlowej, jak go przedstawiały zachwycające się nim media.
Za to z ekspertyzy bez porównania wyżej cenionego socjologa doktora Dominika Batorskiego z Uniwersytetu Warszawskiego jasno wynika, że oszustw wyborczych na wielką – a tym bardziej ważącą na wyniku – skalę nie było.
Wprawdzie Andrzej Zoll, przed laty przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej proponuje, żeby po zwołaniu 6 sierpnia Zgromadzeniu Narodowego odroczyć jego obrady i zamiast zaprzysięgać Nawrockiego na prezydenta uchwalić co trzeba, żeby podpisał to pełniący tymczasowo rolę głowy państwa wobec zakończenia kadencji Andrzeja Dudy marszałek Sejmu Szymon Hołownia – ale publicznie wyrażony sprzeciw tego ostatniego czyni podobną fantazję bezprzedmiotową.
Słabym ogniwem rozumowania rewizjonistów, jeśli tak nazwać zwolenników opinii o masowych nadużyciach wyborczych, rzutujących na sam wynik – okazuje się podważanie uprawnień Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego do oceny rzetelności wyniku wyborczego. Wprawdzie powstała za rządów PiS z naruszeniem zasad, ale przecież to właśnie ona zatwierdziła pamiętny rezultat głosowania z 15 października 2023 r. Wtedy wspomnianym purystom nie przeszkadzał jej rodowód.
Zwolennicy radykalnej narracji udają więc krótką pamięć. Dużo lepszą wykazują się wyborcy, o czym świadczy najpoważniejszy dla demokratów od wspomnianej magicznej daty kryzys w badaniach poparcia opinii publicznej.
Stłucz pan termometr, nie będziesz pan miał gorączki – zwykł mawiać w podobnych sytuacjach Lech Wałęsa.
[1] sondaż IBRIS z 23-24 czerwca 2025 dla Onetu