25 czerwca 1976 r. praktycznie nikt w kraju nie pracował, o czym zaświadczały dane o niemal zerowym poborze energii. W odpowiedzi na drastyczną podwyżkę cen żywności ale też i arogancki sposób jej ogłoszenia (podano wiadomość o podniesieniu cen i zapowiedziano zarazem konsultacje społeczne na ich temat) zastrajkowała cała Polska. Robotnicy nie wiedzieli jednak o sobie nawzajem. Pomimo to wygrali. Podwyżkę cofnięto. Ceną jednak okazały się brutalne represje wobec uczestników demonstracji w Radomiu, Ursusie i Płocku.
Ćwierćmilionowy Radom znalazł się w trakcie dnia pod kontrolą robotników. Odbiły go z rąk manifestantów przerzucane samolotami i śmigłowcami oddziały szturmowe milicji. Pracownicy Zakładów Mechanicznych Ursus w trakcie protestu usiedli na torach i zablokowali linię kolejową Moskwa – Paryż. Ekipa Edwarda Gierka, która niespełna sześć lat wcześniej doszła do władzy w wyniku sprowokowanej przez Władysława Gomułkę grudniowej masakry robotników Wybrzeża, nie użyła broni palnej. Zatrzymanych przepędzano jednak masowo przez szpaler bijących milicjantów, co od modnych wtedy osiedlowych torów przeszkód nazwano “ścieżką zdrowia”. Represje spowodowały utworzenie Komitetu Obrony Robotników już we wrześniu 1976 r. oraz w kolejnym roku Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, co dało początek opozycji demokratycznej. Sami robotnicy przekonali się, że zamiast wychodzić na ulice lepiej pozostać we własnych zakładach pracy, co rzutowało na późniejszy przebieg Sierpnia 1980 r. Przede wszystkim jednak cofnięcie podwyżki cen i późniejsza amnestia dla represjonowanych pokazała, że komunistyczna ekipa nie jest wszechwładna, bo cofa się przed masowym sprzeciwem. Z tego przeświadczenia wyrosła Solidarność, powstająca z sierpniowych robotniczych reprezentacji strajkowych. Wcześniej lider KOR Jacek Kuroń radził robotnikom: nie palcie komitetów partyjnych, zakładajcie własne. A przewodniczący Konfederacji Polski Niepodległej, która w 1979 r. wyłoniła się z części ROPCiO, Leszek Moczulski ostrzegał, że władza sama może gwałtowne wystąpienia prowokować, żeby je stłumić i przy okazji przeprowadzić zmiany frakcyjne w PZPR, dlatego też niezbędne jest organizowanie się społeczeństwa. W Czerwcu 1976 r. robotnicy wystąpili jeszcze samotnie, w 1980 r. wspierały już ich inne grupy zawodowe.
Wędliny z bufetu komitetu zaogniły nastroje
Wszystko rozegrało się w 24 godziny. Najpierw 24 czerwca 1976 r. w nadanym w telewizji wystąpieniu sejmowym szef rządu powiadomił o podwyżkach cen podstawowych artykułów żywnościowych. Mięso i wędliny zdrożały o 69 proc, cukier o 100 proc. Po upływie doby pod wpływem dramatycznych wydarzeń ten sam premier Piotr Jaroszewicz również w telewizji w specjalnym wystąpieniu podwyżki odwołał.
W Radomiu rano 25 czerwca 1976 r. robotnicy zakładów metalowych im. gen. Waltera rozpoczęli strajk i ruszyli pochodem w miasto. Dołączały do nich załogi Radoskóru, Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego oraz wytwórni telefonów i wielu innych zakładów. O godz. 10 protestujący zebrali się przed komitetem wojewódzkim PZPR. Jego sekretarz Janusz Prokopiak obiecał kontakt z Warszawą i odpowiedź po dwóch godzinach. Zanim ten czas upłynął, on sam uciekł z gmachu. W południe do KW PZPR weszli demonstranci.
“(..) Zastali tylko niższy personel i agentów cywilnych SB. Oburzenie manifestantów wzmogło znalezienie w bufecie KW zapasów wędlin. Zaczęto demolować budynek komitetu. Około 15,00 gmach KW podpalono tak skutecznie, że pożaru ocalały tylko mury” – jak opisuje w “Najnowszej historii Polski” prof. Wojciech Roszkowski [1].
Biało-czerwone flagi na Meleksach
Robotnicy, przemieszczający się po Radomiu, żeby zachęcić inne załogi do strajku a przechodniów, żeby przyłączali się do demonstracji, używali do tego celu wózków akumulatorowych, powszechnie wówczas stosowanych w fabrykach. Udekorowali je biało-czerwonymi flagami. Stanowi to dowód, że nie tylko o kiełbasę wtedy chodziło.
“Z wyjątkiem obleganego kompleksu Urzędu Wojewódzkiego oraz KW MO, skąd zabarykadowani funkcjonariusze rzucali petardy, cały Radom był w rękach demonstrantów. Nad ulicami krążyły helikoptery, z których policja filmowała zajścia i fotografowała uczestników. Grupa agentów SB systematycznie niszczyła sklepy przy ul. Żeromskiego bez żadnej reakcji ze strony MO. Do całkowicie odciętego od reszty kraju Radomia władze ściągnęły poważne posiłki. Około 30 samolotów wojskowych przywiozło oddziały ze szkoły MO i SB w Pile. Do miasta zjechały też siły MO z Lublina, Rzeszowa i Tarnobrzega, a także oddziały ZOMO z Golędzinowa” [2]. Milicja atakowała z wyjątkową brutalnością.Trwały walki uliczne, w których robotnicy bronili się kamieniami, cegłami i kostkami bruku. Budowali barykady. W trakcie wznoszenia jednej z nich zginęły dwie osoby, na które spadła mająca stanowić element konstrukcji przyczepa. Do godz. 23 władza opanowała Radom.
W podwarszawskim Ursusie zastrajkowała kilkunastotysięczna załoga fabryki traktorów. Robotnicy wyszli na ulice, gdy nie spełniono ich żądań, by do zakładu przyjechały najwyższe władze. Ponieważ odcięto połączenia telefoniczne, pracownicy postanowili zablokować linię kolejową, żeby w ten sposób reszta kraju dowiedziała się o ich proteście. Zatrzymali pociąg, odczepili lokomotywę, którą umieścili w wyrwie po naprędce rozkręconych torach. Gdy robotnicy już się rozchodzili, zaatakowała ich petardami, gazami łzawiącymi i pałkami milicja. W całym Ursusie trwała łapanka w trakcie której zatrzymywano również przypadkowych przechodniów, w sumie ponad 300 osób.
W Płocku pracę przerwali robotnicy Petrochemii, gdzie odbył się wiec, i fabryki maszyn żniwnych. Protestujący zgromadzili się przed komitetem wojewódzkim PZPR, w którym wybito szyby. Wieczorem rozpędziła ich milicja, sprowadzona ze Zgierza. Zatrzymano kilkadziesiąt osób.
25 czerwca 1976 r. w Warszawie strajkowały m.in załogi Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu, zakładów im. Nowotki, Świerczewskiego i Kasprzaka. Pracę przerwano też w stoczniach Wybrzeża, w zakładach włókienniczych w Łodzi oraz fabrykach Wrocławia.
Po cofnięciu podwyżki cen, co oznaczało zwycięstwo robotników, władze rozkręciły szeroką kampanię propagandową. Masowo organizowano wiece w zakładach pracy i na stadionach, w trakcie których potępiano “burzycieli porządku publicznego”. Robotników, którzy wyszli na ulice, nazywano chuliganami i “warchołami” przez analogię do Rzeczypospolitej szlacheckiej.
Na wiec na warszawskim Stadionie Dziesięciolecia spędzono urzędników, sprawdzano na miejscu list obecności, ale robotników, nawet partyjnych, dla pewności wcale tam nie dopuszczono. Świeżo po wydarzeniach czerwcowych władza za mocno się ich bała.
[1] Andrzej Albert [Wojciech Roszkowski]. Najnowsza historia Polski 1019-1980. Polonia, Londyn 1989, s. 1002
[2] ibidem