Trump, Davos, OPEC i Putin
Zwracając się do uczestników Światowego Forum Ekonomicznego w szwajcarskim Davos, rozpoczynający drugą po czteroletniej przerwie kadencję prezydenta Stanów Zjednoczonych Donald Trump zapowiedział, że będzie nakłaniał Arabię Saudyjską oraz inne kraje OPEC, organizacji państw-eksporterów ropy naftowej, do obniżenia cen tego surowca, aby w ten sposób skłonić Władimira Putina do zakończenia inwazji na Ukrainę.
To pierwsza tak konkretna deklaracja Trumpa po jego powrocie do Białego Domu, dotycząca polityki zagranicznej, inne – na przykład decyzja wycofania USA ze Światowej Organizacji Zdrowia czy w ogóle odejścia od finansowania organizacji międzynarodowych, które nie sprzyjają Ameryce, nie miały podobnej wagi ani rezonansu.
Trzeba z tym skończyć – mówi o wojnie na Ukrainie Donald Trump. Nazywa jej front “polem śmierci”, nie widzianym od czasów II wojny światowej. Wreszcie więc jego słowa nie budzą sprzeciwu nie tylko w Warszawie czy Kijowie, ale także w zachodnioeuropejskich stolicach. Ale przede wszystkim niosą za sobą konkretny sens a nie pytyjski szeroki margines interpretacji.
Donald Trump odchodzi od sfery political fiction, w której poruszał się jeszcze jako prezydent-elekt, kiedy głosił pomysły przejęcia przez USA nie tylko Grenlandii i ponownie strefy Kanału Panamskiego (znajdowała się w amerykańskiej gestii do końca ubiegłego stulecia) ale nawet przyłączenia Kanady, należącej przecież do grupy G-7 skupiającej najbogatsze państwa świata. Porzuca je wreszcie na rzecz realnej polityki, jakby traktował je wyłącznie – jako dawny gospodarz programu telewizyjnego w konwencji show – jako preludium czy przygotowanie ogniowe przed właściwymi decyzjami.
Wiadomo, że Stany Zjednoczone już wprowadziły sankcje dotyczące pirackich a ściślej korsarskich statków, wykorzystywanych przez Rosję m.in. do aktów sabotażu przeciw rurociągom tworzącym alternatywne wobec kontrolowanych przez Kreml łańcuchy dostaw . To jednak działanie – a decyzję w kwestii represjonowania “floty widmo” podjął jeszcze Joe Biden – które może sytuację Kremla pogorszyć, ale żadnych rozstrzygnięć na nim nie wymusi, bo zbyt nikła jest jego skala.
Stacji benzynowej grozi plajta
Pozbawienie Rosji dochodów z eksportu ropy naftowej zyska inny ciężar gatunkowy. Państwo rządzone przez Władimira Putina bywa porównywane do wielkiej stacji benzynowej. Sprzedaż paliw pozostaje fundamentem jego budżetu. Nabywcy ropy rosyjskiej finansują wojnę na Ukrainie. Kosztowną, bo 24 lutego. obchodzić będziemy już trzecią rocznicę kremlowskiej agresji, a wiadomo, że przedłużające się operacje militarne okazują się szczególnie kapitałochłonne. Trwająca dziewięć lat wojna w Afganistanie (1979-88), chociaż z akcją przeciw Ukrainie nieporównywalna, przyczyniła się do załamania radzieckiej gospodarki w latach 80. i porażki ZSRR w zimnej wojnie z NATO. Nawet paroletnia interwencja zbrojna w Iraku pogorszyła koniunkturę w Stanach Zjednoczonych za rządów George’a Busha juniora i przyczyniła się pośrednio do wybuchu kryzysu Lehmann Brothers pod koniec pierwszej dekady obecnego stulecia.
Apel Trumpa do Arabii Saudyjskiej i innych państw OPEC, w dużej części sojuszników USA, nie łamie reguł dyplomacji przez to, że został ogłoszony nie tylko publicznie ale we właściwy celebrytom sposób. Saudyjskiej rodzinie królewskiej trudniej przyjdzie odmówić, gdy sformułowano go w podobnej formie. Zwłaszcza, że równocześnie kończy się wojna w Strefie Gazy a właśnie sposób traktowania Palestyńczyków przez Izrael pozostawał jedną z głównych kości niezgody między USA a krajami arabskimi, spośród których największymi eksporterami ropy naftowej pozostają kolejno Arabia Saudyjska i Federacja Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Siedmiu z dwunastu członków OPEC to kraje arabskie, zaś dziewięć – muzułmańskie: dodatkowo Nigeria i Iran, przy czym tylko na przychylność tego ostatniego państwa USA nie mają co liczyć. Z pozostałymi Stany Zjednoczone wielokrotnie się dogadywały, o czym jeszcze będzie tu mowa. Chociaż w swojej historii OPEC stawał się niekiedy również oponentem wolnego świata Zachodu.
Prezydent USA wreszcie mówi poważnie
Sankcje OPEC, chociaż dla każdego odbiorcy ropy naftowej dotkliwe, nie stanowią jednak same przez się niezawodnego narzędzia politycznego. Świat przekonał się o tym, kiedy po poparciu państw zachodnich dla Izraela w wojnie Jom Kippur toczonej w 1973 r. z Egiptem i Syrią, eksporterzy z inicjatywy krajów arabskich ogłosili embargo na dostawy nafty m.in. do Stanów Zjednoczonych, Europy Zachodniej i Japonii. Równocześnie podniesiono ceny ropy, na wypadek, gdyby wolny świat zechciał ją kupować od pośredników. Wprawdzie przed stacjami benzynowymi najpierw ustawiały się kolejki, potem pojawiły się na nich wywieszki o braku lub racjonowaniu paliwa, wreszcie w Niemczech czy Holandii wprowadzono dni bez samochodu w weekendy oraz ograniczenia prędkości na autostradach – jednak nawet niezbędne wyrzeczenia nie odwiodły Zachodu od wspierania polityki Izraela. Wymusiły za to na zachodnich społeczeństwach oszczędności i wręcz zmianę stylu życia: również w USA w miejsce paliwożernych “muscle car-ów” rychło popularne się stały ekonomiczne samochody produkcji japońskiej. Toyota zastąpiła tam wiele legendarnych rodzimych marek.
Putin nie dysponuje jednak teraz gospodarczym potencjałem porównywalnym z państwami zachodnimi nawet sprzed 50 lat. Pozbawienie Rosji dochodów z ropy naftowej może się więc okazać mordercze dla jej gospodarki na tyle, żeby zmusić Kreml do zatrzymania agresji. O ile oczywiście saudyjska rodzina królewska i inni bliskowschodni partnerzy znów odnajdą się w roli sojusznika Stanów Zjednoczonych, podobnie jak w pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej toczonej w obronie anektowanego Kuwejtu z irackim dyktatorem Saddamem Husajnem 1990/91 czy w walce z terroryzmem po zamachach Al-Kaidy Osamy Bin Ladena na dwie wieże nowojorskiego World Trade Center w dziesięć lat później. Nie od rzeczy przypomnieć warto, że bliskowschodnim aliantom USA opłacała się współpraca z największym mocarstwem. Saudyjczycy teraz wymieniani są jako potencjalna przyszła potęga nawet atomowa (chociaż obecnie bronią jądrową jeszcze nie dysponują) i zdecydowanie dominują w regionie. Ulokowany w Emiratach Dubaj pozostaje centrum finansowym i handlowym o globalnym znaczeniu. Dla porównania: ówczesny lider Organizacji Wyzwolenia Palestyny Jaser Arafat, który w pierwszej wojnie w Zatoce dał poparcie Husajnowi a nie naprędce zawiązanej dla wyzwolenia Kuwejtu przez Amerykanów i Saudyjczyków koalicji – niebawem nawet wśród własnych rodaków stracił poparcie na rzecz radykalnych fundamentalistów muzułmańskich z Hamasu i w bilansie historii znalazł się w gronie przegranych liderów.
Jedno wydaje się na razie oczywiste: ponownie wybrany do Białego Domu Trump wykorzystał forum ekonomiczne w Davos do pokazania, że nie zamierza odgrywać roli błazna jaką kultywował jeszce nawet jako prezydent elekt, lecz zupełnie inną: przywódcy globalnego formatu i lidera wolnego świata. Czy mu się to uda, za wcześnie wnioskować. Wystąpienie z telebimu do uczestników spotkania w Davos stanowi jednak oczywisty krok w tym kierunku. I dowód, że Ameryka, nawet mocno izolacjonistyczna, bo skupiona głównie na uszczelnianiu granicy z Meksykiem, nie rezygnuje z globalnych aspiracji ani mocarstwowej pozycji.