Uprawianie sportów walki kojarzy się z silnym charakterem, ale jak pokazuje pierwszy zagraniczny wywiad prezydenta elekta Karola Nawrockiego, jego ta reguła nie dotyczy, chociaż jest pięściarzem. W rozmowie dla węgierskiego prorządowego tygodnika “Mandiner” niedawny zwycięzca mówi tylko to, co partnerzy chcą usłyszeć.
Skoro zaś o wywiadach mowa, to ciężki kłopot mieć będą specjaliści od białego wywiadu – jak wiadomo, funkcjonariusze służb specjalnych pracujący na podstawie powszechnie dostępnych informacji – którzy na użytek swoich analiz spróbują wyciągnąć cokolwiek z tej rozmowy. Przeciwnicy Polski zwłaszcza na wschodzie się z tego ucieszą, przyjaciele zmartwią.
Nie chodzi nawet o wybór rozmówców, zaliczanych jak większa część mediów na Węgrzech do usłużnych wobec rządu Viktora Orbana. Ani też o to, żeby prezydent elekt nie miał racji. Tylko o zupełną niemal jałowość tego przekazu. Do którego przecież Nawrocki został jakoś przez swoje zaplecze przygotowany,
Prezydent elekt wypowiada parę komunałów o przyjaźni polsko-węgierskiej, zaznaczając, że ugruntowana została w czasach wspólnej walki z komunizmem. Dotychczasowy prezes Instytutu Pamięci Narodowej jest przecież historykiem, tyle, że główny jego dorobek naukowo -badawczy dotyczy nie solidarności polsko-węgierskiej, lecz działań opozycji antykomunistycznej w regionie elbląskim. Co okazało się trafnym wyborem z punktu widzenia kariery autora, bo właśnie z województwa elbląskiego kandydował w pamiętnych wyborach 4 czerwca 1989 r. na senatora późniejszy prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. Uzyskał tam wówczas raptem niecałe 58 proc głosów, co dało mu mandat, ale nie stało się wynikiem porównywalnym z uzyskanymi gdzie indziej przez Zofię Kuratowską (82 proc) czy aktora Gustawa Holoubka (75 proc).
Nawrocki zgodnie z pisowską doktryną oznajmia, że głównym zagrożeniem dla pokoju w regionie jest Rosja, co jednak za wielkie odkrycie trudno uznać.
Prezydent elekt zapowiada zarazem odmrożenie działań Grupy Wyszehradzkiej, skupiającej Węgry i Polskę, a także Czechy i Słowację. W Budapeszcie i Bratysławie już rządzą sojusznicy Władimira Putina, w Pradze mogą władzę przejąć jeszcze w tym roku. Wnioski Państwu już pozostawiam.
Nawrocki sprzeciwia się szybkiemu przyjęciu Ukrainy do Unii Europejskiej, zanim nie ureguluje ona z sąsiadami kwestii ekonomicznych – co niewątpliwie zasadne, bo nasi rolnicy mają rację, gdy protestują przeciw niekontrolowanemu wwozowi towarów ze wschodu nie spełniających żadnych norm – ale też historycznych, dotyczących ludobójstwa na Wołyniu. Bardzo to zacne. Tyle, że nie wiadomo po co Nawrocki to mówi przedstawicielom orbanowej gadzinówki, skoro literalnie nikt w UE – na pewno nie Francja ani Niemcy – nie planuje pospiesznej akcesji Kijowa do Unii Europejskiej. Nawrocki nie walczy jednak z wiatrakami, lecz w odróżnieniu od Don Kiszota z Cervantesa wie, gdzie leżą konfitury.
I po prostu prezydent elekt Polski podlizuje się Węgrom, ze szkodą dla naszej narodowej godności – chociaż rzut oka na mapę wystarczy, żeby zrozumieć, że powinno raczej być odwrotnie.
W jednej natomiast kwestii trzeba prezydentowi elektowi doktorowi Nawrockiemu przyznać, że nie kłamie. Wtedy, kiedy oznajmia, że ma przyjaciół na Węgrzech. Jednym z ich jest niewątpliwie Marcin Romanowski, poseł i b. wiceminister, ukrywający się w wynajętym przez służby specjalne w Budapeszcie apartamencie przed odpowiedzialnością za nadużycia jakie miał popełnić, zawiadując za pisowskich rządów Funduszem Sprawiedliwości, co zamiast ofiarom przestępstw służył wtedy pokrętnym celom władzy. .