KPN-owiec, konserwatysta, mecenas

0
170

Pożegnanie Wojciecha Gawkowskiego (1966-2025)

Kiedy studiował prawo, kierował organizacją akademicką Konfederacji Polski Niepodległej. Patronował też “Orłowi Białemu”, jednemu z najpoważniejszych pism opozycyjnej młodzieży, dokąd pisywali m.in. Tomasz Marta (później wiceminister kultury trzech rządów, który nie wrócił z delegacji do Smoleńska), Krzysztof Jaszczołt (potem prawa ręka Michała Boniego w resorcie pracy) czy Stanisław Mazurkiewicz.  rodzony wnuk legendarnego dowódcy z Powstania Warszawskiego Jana  ps. Radosław.  W wolnej Polsce Wojciech Gawkowski nie został posłem, chociaż z okręgu obejmującego  jego rodzinną Pragę Północ walczył w czerwcowych wyborach z 1989 r. o mandat z kandydatem Solidarności, ani ministrem, aczkolwiek na moment po ustrojowej zmianie zatrudnił się w resorcie przekształceń własnościowych –   ale adwokatem, cenionym w swoim  fachu, gdzie olimpijski spokój,  który zawsze go cechował, bardzo mu się  przydał.  

Strasznie dziwną raz odbyliśmy rozmowę, z której wynikało, że jego marzenia pozostawały odmienne niż późniejsze curriculum vitae. Na długo przed negocjacjami Okrągłego Stołu, kiedy nikomu nie śniły się jeszcze wybory czerwcowe (mniejsza o to, że akurat KPN je sromotnie przegrała), Gawkowski powiedział mi dobitnie, że albo zostanie pułkownikiem,  albo zgnije w więzieniu. Zaskoczyło mnie to oczywiście,  aczkolwiek wiedziałem, jak bardzo Wojtek oczytany jest  w literaturze piłsudczykowskiej. Gdy inni zatapiali się w lekturze Milana Kundery czy nawet Louisa-Ferdinanda Celine’a – student prawa Gawkowski zdecydowanie wolał Juliusza Kaden-Bandrowskiego i to raczej dokumentujących w literacki sposób szlak bojowy legionowej Pierwszej Brygady “Piłsudczyków”, niż przepełnionego już rozczarowaniami, jakie bohaterom zgotowała nowa Polska “Generała Barcza”. A najlepiej –  pisma samego Marszałka. Nawet w akademickiej KPN okazał się zapewne jedynym,  co przebrnął przez wszystkie dziesięć tomów: wtedy dostępnych jako cymelium z międzywojnia, teraz już pięknie reprintowanych przez Akces, warszawskie wydawnictwo też prowadzone przez dawnych bohaterów najmłodszego pokolenia opozycji antykomunistycznej: Roberta Nowickiego i Andrzeja Anusza.

To pan kieruje KPN-em na uczelni?… Niemożliwe…

Kiedy do redakcji KPN-owskiego “Orła Białego” przyjmowaliśmy nową osobę, umówiłem ją z Gawkowskim na Piwnej na Starówce, przed kawiarnią “Gwiazdeczka”, wtedy modną i młodzieżową. Jednak ponad kwadrans trwało, zanim się odnaleźli, a ściślej – zidentyfikowali. Moja protegowana Grażyna, pochodząca z prostej i wielodzietnej rodziny z Kujaw,  parokrotnie mijała obojętnie studenciaka w pinglach, o wyglądzie cherubinka, wtedy już ubierającego się jak adwokat, chociaż nie był jeszcze nawet aplikantem. A ona wyobrażała sobie, że szef organizacji akademickiej KPN na Uniwersytecie Warszawskim musi mieć brodę jak sam Ernesto “Che” Guevara i posturę samego Andrzeja Gołoty, wówczas tylko świeżego brązowego medalisty Igrzysk Olimpijskich w Seulu (1988 r.), któremu nie śniły się jeszcze walki o zawodowe mistrzostwo świata. Gdy się już wreszcie rozpoznali, rozmowa poszła im jednak znakomicie, bo Wojtek do kobiet zawsze odnosił się z przedwojenną kurtuazją. Zaś Grażyna Skibicka ze swoją wiedzą o wątkach rosyjskich w kulturze –  opublikowała u nas zgrabny szkic o “W oczach Zachodu”, niesłusznie zapomnianej powieści Josepha Conrada, a dyplom na wydziale napisała o Gustawie Herlingu-Grudzińskim, który wysłał nawet młodej badaczce swojej twórczości pocztówkę z Neapolu –   okazała się cennym dla akademickiego pisma nabytkiem. 

Wojciech Gawkowski maniery miał wyszukane i co stanowiło zupełny ewenement w ówczesnej antykomunistycznej młodej opozycji – w ogóle nie używał brzydkich wyrazów. Kiedyś spytałem go o to prosto z mostu. I odpowiedział mi jak na wytrawnego konspiratora przystało: trzeba pamiętać o rozmowie Lecha Wałęsy z bratem. Czyli liczyć się z podsłuchem, który esbecy mogą później wykorzystać.  

Chodził niemal zawsze w garniturze, nie swetrze, i w eleganckich, starannie do niego dobranych butach. W takim stroju pojawił się też u mnie w upalną czerwcową sobotę 1989 roku, na dzień przed drugą turą wyborów, kiedy wszyscy podziwiali, że na imprezę świętującą moją obronę  pracy dyplomowej (traktowała o  Leopoldzie Tyrmandzie) pomimo prohibicji – bo wtedy w przeddzień głosowania alkoholu nie sprzedawano,  poza licznymi w stolicy “metami” – zapewniłem tak godziwy jego zapas, że nikomu niczego nie zabrakło. Ale na osiemnaście obecnych tam osób tylko ja, jako gospodarz i student prawa Wojciech Gawkowski piliśmy czerwone wino. Reszta wódkę, co najwyżej w wersji soft z colą. 

Kiedy dziewczyny z polonistyki i z prawa dawno już zrzuciły buty i szalały na bosaka, zapewne jeśli mnie pamięć nie myli w rytm macareny (a może stała się ona modna nieco później: przyznam, że ówczesne lektury, molem książkowym nie będąc, lepiej jednak zapamiętałem od sekwencji dominujących stylów pop -muzyki), Gawkowski w jakimś kącie zajął się rozmową o polityce z liderem Niezależnego Zrzeszenia Studentów z polonistyki Andrzejem Szozdą, późniejszym stypendystą BBC i wiceszefem Wiadomości TVP, co nie wzbudziło entuzjazmu partnerującej wtedy podobnie jak i dziś Szoździe nieformalnej miss mojego wydziału Agaty Małkowskiej. Nudziła się setnie, aż musiałem samemu do niej zagadać, odrywając się na chwilę od roznoszenia drinków i przekąsek. Druga tura wyborów mało nas wtedy interesowała, bo stanowiła raczej dogrywkę dla komunistów, którzy w tej pierwszej nie zyskali nawet poparcia niezbędnego do objęcia mandatów dla nich wcześniej przy Okrągłym Stole zarezerwowanych.   

Twardy chłopak w okularach

Pozory czasem mylą, a Wojtek pozostając przy manierach i temperamencie w stylu przedwojennego inteligenta potrafił wykazać się imponującą twardością.  Jak wtedy, gdy wbrew stanowisku Niezależnego Zrzeszenia Studentów,  że wszystko, co polityczne, trzeba załatwiać w murach uczelni, zwartą grupą wyszliśmy jedną z bram Uniwersytetu Warszawskiego – dla zmylenia czujności milicjantów,  tą boczną od Oboźnej – z kolejnego akademickiego mityngu opozycji. Niosący wielki transparent z najprostszym napisem “Konfederacja Polski Niepodległej” Wojciech Gawkowski nie wypuścił go z rąk również wtedy, gdy przy pomniku Kopernika zaszarżowało na nas ZOMO w pełnym rynsztunku z długimi pałkami, w hełmach i z przezroczystymi tarczami z pleksi. Chociaż milicjanci niemal dosłownie wdeptywali go w asfalt. Późniejsza posłanka KPN Katarzyna Pietrzyk (mandat zdobyła w 1991 r, jako jeden z pięćdziesięciu w pierwszych wolnych wyborach dla Konfederacji) odwiedzała po tym zdarzeniu Wojtka w domu z całą apteczką środków przeciwbólowych. I to wtedy,  po harcie, jakim się wykazał na Krakowskim Przedmieściu, Leszek Moczulski i Krzysztof Król przystali na powołanie Gawkowskiego na szefa organizacji akademickiej.   

W podziale wewnętrznym w Konfederacji Polski Niepodległej Wojciech Gawkowski okazał się jednym z twórców – przeciwstawiającej się rządzącej partią “Familii” – grupy “Sanacja”,  która z czasem utworzyła osobną formację pod nazwą KPN-Frakcja Demokratyczna i w pierwszej turze wyborów prezydenckich w 1990 r. poparła Lecha Wałęsę a nie Leszka Moczulskiego. Również w tych rozgrywkach Gawkowski trzymał się pewnych zasad. Samego Króla, chociaż go nie znosił, określał tyleż złośliwie, co inteligentnie mianem “Delfina”: nie przez analogię do ssaka oceanicznego oczywiście, lecz do następcy tronu francuskiego. Kto zna historię partyjnych rozłamów, uzna tę ksywę za całkiem jeszcze elegancką. 

Budowanie szerokiego obozu prawicy, najpierw pod patronatem Wałęsy,   potem Jana Olszewskiego, pozostawało koncepcją bliską konserwatywnym przekonaniom Gawkowskiego, które tak znakomicie i harmonijnie korespondowały z jego codziennym sposobem bycia. Wyrafinowanym wprawdzie ale nigdy nie pretensjonalnym. 

Nie zerwał jednak kontaktów z myślącymi inaczej o życiu publicznym niż on sam kolegami z dawnej KPN. Służył radą i pomocą.  Ponieważ ewidencja dawnych członków organizacji akademickiej KPN… została u niego w domu, na użytek pisanej przeze mnie wespół z Andrzejem Anuszem książki “Konfederacja. Rzecz o KPN” skutecznie rozstrzygnął,  że należała do niej Katarzyna Piekarska, potem posłanka wielu kadencji. Kiedy razem z Beatą Mikluszką pracowaliśmy nad biografią Tomasza Merty, też służył wieloma szczegółami, których nie znałem. Podobnie jak przy książce o Andrzeju Ostoi-Owsianym. Nie przeszkadzało wcale Gawkowskiemu, że bohater tej ostatniej biografii, jako przewodniczący partyjnego sądu koleżeńskiego, przed laty… osobiście go z KPN wykluczał.         

Kariery politycznej nie zrobił Gawkowski w nowej Polsce, za to został wziętym i cenionym adwokatem. 

Zawsze się dokądś spieszył. Pamiętam, jak kiedyś umówił się ze mną na krótkie spotkanie przed własną kancelarią – mieszcząca ją ulica na Powiślu jeszcze wtedy nazywała się Spasowskiego, a może już Smulikowskiego. I żeby tylko się nie spóźnić, całkiem dosłownie przybiegł, dzierżąc w ręku samochodowe radio z postawionego w pośpiechu byle gdzie własnego auta, bo w pierwszych latach transformacji ustrojowej nawet adwokaci nie mieli poczucia bezpieczeństwa, jeśli chodzi o trapiące wszystkich obywateli drobne kradzieże, chociaż przed wojną żaden prawdziwy złodziej niczego, co do “papugi”, należy nawet by nie ruszył, bo nie honor  przecież…

Ten życiowy bieg Wojciecha Gawkowskiego skończył się przedwcześnie, nagle i – co też trzeba chyba powiedzieć – jakoś po prostu niesprawiedliwie.                       

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 24

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here