Kurz opada. Ćwiczenia z liczenia

0
110

Karol Nawrocki wygrał wybory prezydenckie w Polsce, ale przegrał je w rodzinnym Gdańsku, gdzie w drugiej turze uzyskał niecałe 30 proc poparcia. Dlaczego? Bo akurat tam go znają. Ta anegdota z życia trafnie oddaje, jak bardzo wyniki niedawnego głosowania wymykają się stereotypom.

Nawrocki wygrał dzięki poparciu Polaków poniżej 40, roku życia, chociaż zwykle podkreślano, że młodzi sprzyjają Platformie / Koalicji Obywatelskiej, co jednak w tych wyborach okazało się oczywistą nieprawdą. Charakterystyczne, że młodzież poparła kandydata obywatelskiego PiS bardziej gremialnie, niż najstarsi wyborcy, bo w grupie wiekowej po sześćdziesiątce pokonał on wprawdzie Rafała Trzaskowskiego, ale minimalnie. A to seniorzy, zwłaszcza emeryci uchodzili od dwudziestu lat za wierny elektorat PiS.    

Zawodne okazało się również kryterium zamożności. Trzaskowski wygrał nie tylko w zasobnym Poznaniu, Warszawie, Krakowie i Wrocławiu, ale również w postindustrialnych: Łodzi i Katowicach, a także w Koninie czy Elblągu. Za to na Nawrockiego głosowano zarówno w Bełchatowie i Polkowicach, gdzie pensje są wysokie, jak w Rzeszowie, jednym z najszybciej rozwijających się miast wojewódzkich, jednym z trzech oprócz stolicy i Olsztyna, gdzie liczba ludności rośnie a nie spada.

Lepiej z góry i pochopnie nie oceniać, czym kierują się wyborcy, skoro w mazowieckim Płocku wygrał Trzaskowski zaś w Radomiu Nawrocki, chociaż z pozoru oba miasta nie tylko wspólny region ale niemal wszystko łączy: oba straciły przed ćwierćwieczem status wojewódzkich stolic, mają znakomite szkoły, tradycje przemysłowe i… rządzących kolejną już kadencję prezydentów z Platformy Obywatelskiej.   

Nad cząstkowymi wynikami tych wyborów pochylić się powinni nie tylko statystycy i badacze opinii – ci drudzy skompromitowali się zresztą w wieczór wyborczy bezprzykładnie, gdy exit polls zapowiedziały wygraną Trzaskowskiego, co skłoniło go do wygłoszenia naprędce prezydenckiego przemówienia, które zapewne przyda się jako tekst źródłowy eseiście, co zechce kontynuować fundamentalną pracę nieżyjącego już Aleksandra Bocheńskiego “Z dziejów głupoty w Polsce”.

Odłóżmy jednak żarty na bok. Regionalne czy pokoleniowe rezultaty głosowania z tej pierwszej czerwcowej niedzieli warto zgłębiać nie ze względu na magię liczb, lecz dlatego, że wiele mówią o nas samych. I także o komentatorach i marketingowcach, domorosłych politologach i przestrzeliwujących prognozy badaczach opinii publicznej, którzy próbowali nas trwale podzielić na dwa wrogie plemiona.

Tym, co paplali o podziałach w rodzinach pozostaje w świetle znanych już wyników brnąć w to dalej, budując teorię, że Nawrockiego wybrała nam na prezydenta koalicja dziadków z wnukami przeciwko obstawiającym Trzaskowskiego tatusiowi z mamusią. Spójne to może nawet ale bezdennie głupie. rzeczywistość znów okazała się barwniejsza i bardziej zróżnicowana niż drętwe i niesprawdzone diagnozy i prognozy politruków i szamanów z firm demoskopijnych. Jedni i drudzy przekonali się, że zaklinać to można węże, a nie życie publiczne w 37-milionowym kraju. Dobitnym tego przykładem okazały się nieszczęsne exit polls z wieczoru wyborczego. Gdzieś około drugiej w nocy okazało się nie tyle może, że król jest nagi, co że królik wyciągnięty z kapelusza pożarł eksperymentatora. 

Białą noc 1/2 czerwca przeżyli pracownicy biur prasowych partii Koalicji 15 Października, odwołujący w trybie nagłym poranne konferencje prasowe, na które nas uprzednio zaprosili. Bo miały gracko i chwacko komentować odniesione przez demokratycznego kandydata zwycięstwo.

Nie ma powodu do Schadenfreude, że nie miało ono miejsca. Trudno też się jednak martwić, że przy tej okazji skarcone zostały i zawstydzone sztaby komentatorskie mediów głównego nurtu i pretendujące niemal do wszechwładzy instytuty demoskopijne. Diagności okazali się znachorami tylko. Medice, cura te ipsum…                   

Trudno oprzeć się wrażeniu, że przypisywali nam obywatelom własne fobie, uprzedzenia i kompleksy.

Jak się okazało Polska wbrew zaklinaczom nie dzieli się tak jednoznacznie jak Niemcy, gdzie była NRD głosuje albo na rewanżystowską AfD albo równie skrajną lewicę zaś dawna Bundesrepublika na statecznych chadeków i socjaldemokratów lub Zielonych, co tam nawet wcale nie są radykalni. 

Rzut oka na naszą z kolei powyborczą mapę wystarczy: wprawdzie w woj. łódzkim wygrał Nawrocki ale w samej Łodzi, Skierniewicach i Sieradzu – Trzaskowski. Lublin, który w 2010 r. okazał się największym miastem w Polsce popierającym Jarosława Kaczyńskiego a nie Bronisława Komorowskiego, tym razem wolał Trzaskowskiego od Nawrockiego. Zagadki dlaczego Jastrzębie i Rybnik poparły Nawrockiego zaś pobliskie Siemianowice Śląskie i Gliwice preferowały Trzaskowskiego nie rozwiążą na poczekaniu analitycy. Chyba, że tam pojadą, co doradzam im gorąco. Skoro kurz kampanii opadł a w telewizyjnych studiach wygaszono lampy, co zwykle obniża temperaturę. I do smutku, że przegrał kandydat demokratyczny, dołącza się kac, że tym razem exit polls jak nigdy przedtem się nie udały…         

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 8

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here