Legia w Europie

0
124

O Legii wciąż mówi się mnóstwo, nie zawsze jednak dobrze i… w związku z piłką nożną 

Najpierw samych legijnych zwolenników zasadnie zaszokowały horrendalne zarobki ich pupili, w tym takich, co rzadko wstają z ławki rezerwowych na boisko. Potem z kolei niemile zaskoczyli sami kibice, wywieszając w trakcie meczu na trybunach polityczne transparenty. Wreszcie wszystkich zbulwersowała prokuratura, wdrażając śledztwo w tej sprawie. Bo hasło ”Rafałek kazał zdejmować krzyże. Teraz udaje katolika. Czy znacie bardziej fałszywego polityka? ” wyszydza wprawdzie kandydata na prezydenta, ale go nie obraża, więc to urzędnicza nadgorliwość.

Zdobywając Puchar Polski, warszawska Legia z najwyższym w piłkarskiej Ekstraklasie budżetem i teoretycznie najsilniejszym składem skorzystała z ostatniej szansy, żeby zapewnić sobie grę w europejskich pucharach. W rozgrywkach ligowych pogrzebała taką możliwość. Chociaż jeszcze się nie skończyły, w ich tabeli Legię wydającą rocznie 180 mln zł wyprzedzają kolejno; częstochowski Raków – z 80 mln zł w budżecie, Lech z Poznania – 115 mln zł, białostocka Jagiellonia – 43 mln zł oraz szczecińska Pogoń – 70 mln zł. Z tą ostatnią właśnie legioniści wygrali piękny, jak rzadko się zdarza, finał pucharu krajowego. Co dało przepustkę do gry w Europie. I przesądza, że sezon nie zostanie zmarnowany.

A w tej Europie szło ostatnio znakomicie, skoro Legia awansowała aż do ćwierćfinału, czyli ósemki najlepszych drużyn Pucharu Konferencji. Chociaż tam już fatalnie przegrała u siebie z renomowaną.Chelsea zero do trzech, więc wygrana w londyńskim rewanżu miała już tylko znaczenie prestiżowe. Inna rzecz, że na tym samym szczeblu rozgrywek o niebo lepiej poradziła sobie ponad cztery razy uboższa Jagiellonia, walcząc równo i do końca z Realem Betis, chociaż też odpadła. Ale w lepszym stylu.

Cieszyć się tylko wypada, że w sytuacji w której brak sympatii dla Legii zgodnie objawiają prokuratorzy i komentatorzy, nie lubią jej władze ani media z głównego nurtu – przyszedł na czas sportowy sukces w finale krajowego pucharu.

           Legia.. cudzoziemska

Wszystkie cztery bramki dla Legii w meczu z Pogonią strzelili zawodnicy zagraniczni. Dla portowców trafił raz Kacper Smoliński, reszta snajperów to obcokrajowcy.

W wyjściowym składzie legionistów w pucharowym finale wybiegli dwaj tylko Polacy; bramkarz Kacper Tobiasz oraz Paweł Wszołek. Potem z ławki weszli jeszcze; za tego drugiego Jan Ziółkowski, Rafał Augustyniak i Kacper Chodyna. To nie żart. Teraz w Legii gra od pierwszej minuty mniej naszych rodaków, niż znalazło się legionistów w reprezentacji Polski trenowanej przez Kazimierza Górskiego, która w 1972 r. po latach posuchy wywalczyła w Monachium złoty medal olimpijski.

Legia pozostawała wtedy Centralnym Wojskowym Klubem Sportowym. Jak więc opisuje Stefan Szczepłek, ”wkrótce, z okazji Dnia Wojska Polskiego, Deyna i Gadocha otrzymali awans z plutonowego na chorążego. Kilka miesięcy później Kazik dostał też z klubu swój pierwszy samochód – Fiata Mirafiori. Formalnie był to samochód służbowy, faktycznie jeździł nim tylko on, dopóki nie kupił sobie następnego auta” [1]

Zwycięzców się nie sądzi, ale zdominowanie obecnego składu przez internacjonałów z  pewnością nie sprzyja ustabilizowaniu Legii na w miarę wysokim poziomie. Bo piłkarze z zagranicy zwykle nawet w trakcie gry myślą o transferach. Marzą, by pojechać gdzieś dalej i więcej zarobić. A utwierdzają ich w podobnym podejściu chciwi menedżerowie. Nie o nacjonalizm tu chodzi lecz o zwykłą motywację i to, co z niej wynika. Przy czym piętnaste miejsce w świecie, zajęte przez reprezentację narodową dwa i pół roku temu na Mundialu w Katarze potwierdza, że Polacy nie oduczyli się grać w piłkę nożną, nawet jeśli wcześniej wychodziło im to dużo lepiej, jak dowodzą trzecie lokaty z Mistrzostw Świata z 1974 i 1982, w obu wypadkach z udziałem legionistów

W 1970 r. Legia, wyłącznie z  polskimi graczami w składzie znalazła się w gronie czterech najlepszych w Europie drużyn klubowych. Natomiast współtwórcą sukcesu stał się czeski trener Jaroslav Vejvoda, którego pamięć wciąż czczą wierni kibice. Bo też był postacią niepośledniego formatu. Podobnie jak biegający wtedy po boisku w legijnych barwach Kazimierz Deyna czy Robert Gadocha, do których niebawem dołączył Lesław Ćmikiewicz. Wielcy gracze. Wirtuozi futbolu. Podobnie jak bramkarz Maciej Szczęsny i snajper Wojciech Kowalczyk, którzy eliminując w 1991 r. Sampdorię dotarli z drużyną na ten sam szczebel rozgrywek, tyle, że nie Pucharu Europy lecz nieco mniej prestiżowego Zdobywców Pucharów. Też grali pięknie i skutecznie. Prawdziwi artyści piłki nożnej.

Nie da się zaś do tego grona zaliczyć Patryka Kuna, co jeśli do gry wchodzi, to z ławki, a z kasy klubu pobiera w każdym miesiącu ponad 120 tys zł. 

                                           Razem kibicujemy, głosujemy jak chcemy

Jeśli zaś chodzi o kontrowersyjne transparenty na trybunach, problem nie wiąże się z paragrafami i nie powinna się nim zajmować prokuratura, bo ośmieszy państwo wciąż bezradne wobec wielu rzeczywistych a nie tylko domniemanych przestępstw. Zaś trybuna zwana Żyletą nie bez racji rymuje potem; Zemsta na kibolu, Szukaj wiatru w polu… I jeśli zjawisko opisać w jej języku, ma bekę – z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście, co pochopnie wszczęła śledztwo ws. pomówienia narażającego na utratę zaufania publicznego, potrzebnego do pełnienia stanowiska. Jakiego, chciałoby się spytać; prezydenta Warszawy, czy kraju… 

Wywieszony 21 kwietnia br. transparent o Rafałku i krzyżach raczej w żaden sposób się nie ma do wspomnianego  art. 212 par. kk. Zwłaszcza, że przeciętny aplikant bez trudu i na poczekaniu wywiedzie, że fani wcale nie mieli na myśli Trzaskowskiego. Co za pomysł, Broń Boże. Nazwisko przecież nie pada. A za domniemania się nie skazuje w demokracji.

Słusznie za to toczy się śledztwo ws. kibolskiego porównania lekarki z Oleśnicy do nazistowskiego doktora Mengele. Bo wyczerpuje to znamiona przestępstwa. Poza tym, że pozostaje paskudne.

Głównym natomiast problemem w wypadku transparentu o Rafałku nie wydaje się wcale kwestia obrazy majestatu włodarza stolicy i sondażowego faworyta najbliższych wyborów ogólnopolskich.

Rzecz raczej w tym, że nie wszyscy kibice Legii popierają Karola Nawrockiego lub Sławomira Mentzena, jak zapewne ci, co wspomniane hasło wystawili. Żal, że uzurpują sobie prawo występowania w imieniu ogółu fanów stołecznego klubu.

Jeśli bowiem sukcesy na miarę półfinałów z 1970 i 1991 mają powrócić, to tylko wtedy, gdy wokół Legii odrodzi się prawdziwa wspólnota jej zwolenników. Dumny klub z pewnością na to zasługuje…

[1] Stefan Szczepłek. Deyna. Dom Wydawniczy Grażyna Kosmala, Ruda Śląska 1996, s.86

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 12

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here