Nie żałujemy, że pozostaliśmy polską lecznicą

0
85


Z Barbarą Bartel, rzecznikiem prasowym Alfa-Lek, Lecznicy Profesorsko-Ordynatorskiej rozmawia Łukasz Perzyna– Wiadomo, że Alfa miała propozycje ze strony zagranicznego kapitału, które odrzuciła.

Czy w czasach pandemii tego nie żałujecie?
– Pozostajemy jak Pan widzi lecznicą z polskim kapitałem, pomimo ponawianych nawet niedawno propozycji, zupełnie tej decyzji nie żałujemy, chociaż czas pandemii trudny jest dla wszystkich, również dla polskich lekarzy. Istniejemy od 85 lat, nie chodzi tylko o to, że tradycja zobowiązuje, ale zdarzają się naprawdę wzruszające momenty, gdy zgłasza się do nas pacjent i powiadamia, ze przyszedł do nas, bo w Alfie leczyli się jego rodzice i dziadkowie.  Cieszymy się dobrą opinią, co bezcenne i warte niezbędnych w trudnym czasie nakładów.
– Czy pierwszy moment był najtrudniejszy, gdy pojawiła się pandemia, a wraz z nią strach przed pójściem do lekarza, bo przecież można się zarazić?
– Doskonale rozumieliśmy wszystkie lęki i obawy. Uśmierzyliśmy je maksymalną dbałością o czystość i sterylność… dosłownie wszystkiego. Na samym początku rzeczywiście można było mieć wrażenie, że lecznica opustoszała. Zastanawialiśmy się nad wszelkimi możliwymi rozstrzygnięciami, ale oczywiste, że nie wolno nam zawieść naszych pacjentów, z których wielu przychodzi do nas od dziesiątków lat. Lęk przed pandemią stał się powszechny, nie był obcy również personelowi medycznemu. Pracuje u nas wielu starszych lekarzy, czuli przecież, że ponoszą zdwojone ryzyko: z racji wieku i styczności z chorymi. Udało się jednak zatrzymać dobrych specjalistów. Dołączyli też w międzyczasie nowi, młodzi lekarze. Nasza szefowa Małgorzata Jabłońska-Nowak łączy talent do zarządzania z psychologicznymi zdolnościami, co w tym trudnym momencie pomogło uzyskać właściwy efekt. Jesteśmy wielką rodziną, takie są u nas wzajemne relacje, więc o siebie nawzajem dbamy, przypominamy, gdy ktoś krzywo założył maseczkę albo zapomniał o rękawicach. Nam się to udziela i pacjentów też traktujemy jak rodzinę. Zaś poczucie odpowiedzialności za pacjentów sprawiło, że nie oszczędzaliśmy na środkach ochronnych.
– Oznaczało to ponoszone koszty.
– Dostaliśmy możliwość udziału w tarczy rządowej, ale to oczywiście ich nie pokrywa. Inaczej być nie mogło, skoro przyjęliśmy zasadę, że dosłownie wszystko się odkaża, wszystko musi być sterylne. Jeśli przyjdzie do nas pacjent bez maseczki, nie wydziwiamy, że jej zapomniał, bo mogło mu się to zdarzyć właśnie z powodu zaniepokojenia stanem zdrowia – po prostu od nas maskę dostanie i tyle. Kupiliśmy mnóstwo elektronicznych termometrów, żeby mierzyć temperaturę każdemu pacjentowi. Wydezynfekowanie leżanki w gabinecie dentystycznym wiele kosztuje pracy i środków, ale na tym nikt nie będzie oszczędzał, gdy wszyscy wiemy, że stomatolog pracuje w otwartej jamie ustnej i chodzi o to, by groźbę zakażenia zminimalizować. Wszyscy lekarze używają masek dużej klasy, to nie są takie seryjne ze sklepu naprzeciwko, tylko wyspecjalizowany sprzęt ochronny do użycia przez personel medyczny.  Wszyscy widzą, jak u nas czysto, jak o to dbamy. To najlepszy sposób na uśmierzenie lęku, o który pan pytał. Pielęgniarki noszą sterylne fartuchy, takie prawie kombinezony. Ludzie to dostrzegają i czują się chronieni. Teraz argumentem, że u nas jest bezpiecznie stały się szczepienia. Zaszczepiliśmy dokładnie wszystkich od sprzątaczki po profesora – konsultanta krajowego, każdy u nas dostał już drugą dawkę szczepionki Pfizera.
– Czy da się już uznać, że problemy zostały przezwyciężone?
– Przyjęliśmy, że jeśli trzeba zmodyfikujemy wszystko, żeby istnieć. Postanowiliśmy utrzymać historyczną klinikę, której lokalizację na rogu Nowego Światu i Ordynackiej zna pewnie każdy warszawiak i to się udało. Nie jestem pewna, czy gdyby wkroczył tu zagraniczny właściciel czy udziałowiec, przejmowałby się równie mocno jak my tymi argumentami. Nie powiem przecież, że jest bardzo dobrze. Ale już dobrze – na pewno. Uwierzyliśmy wspólnie, że w pandemii również można funkcjonować, pomagać naszym pacjentom. Ogromne znaczenie miało wykorzystanie teleporad.
– Leczyliście za pośrednictwem komputera?
– Rozmawiamy przecież poważnie, oczywiste, że dotyczyło to części porad, nie wymagających bezpośredniego kontaktu, a sprawdziło się, bo recepty są elektroniczne, każdy pacjent dostaje kod i z niego korzysta. Postawiliśmy na bezpieczeństwo i powoli wracamy do kontaktów bezpośrednich jako dominującej formy. Zaś szczepienia całego personelu stają się kolejnym mocnym dowodem, że nikogo, kto do nas przyjdzie, nic złego tu nie spotka.      

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 4

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here