Z Andrzejem Anuszem, redaktorem naczelnym “Opinii”, dawnym działaczem Niezależnego Zrzeszenia Studentów, posłem 1991-93 (Porozumienie Centrum) i 1997-2001 (Akcja Wyborcza Solidarność) rozmawia Łukasz Perzyna
– Pismo “Opinia” świętuje, ale zanim złożymy życzenia, uściślijmy numerologię, która się z tym wiąże: jak to się dzieje, że w niedługim czasie wydajecie aż dwa jubileuszowe numery: 50 i 150? Chociaż bez wątpienia dla czytelnika, naszego i Waszego, czasem zaś pewnie wspólnego, bez porównania istotniejszy okazuje się fakt, że pismo, którego pierwszy numer pojawił się z datą 30 kwietnia 1977 r. a więc w heroicznym czy jeśli ktoś woli pionierskim okresie opozycji demokratycznej i drugiego obiegu wydawniczego w Polsce – ukazuje się również teraz nieprzerwanie od kilkunastu lat?
– Nie ukrywam, że stanowi to dla nas powód do satysfakcji. Skoro oznacza żywotność zapisanego w historii tytułu. Zaś od podwójnej numerację, która Pana niepokoi, wkrótce odejdziemy.. Wprowadziliśmy ją przed laty, żeby pewną ciągłość podkreślić. 50. numer “Opinii” odnosi się do obecnych czasów, kiedy ukazuje się ona jako kwartalnik społeczno-naukowy, bo taka jest nasza obecna formuła. Ale zarazem jest to również numer 148, gdy liczy się także pierwszą edycję, kiedy “Opinia” wydawana była nielegalnie w latach 1977-81 oraz drugą, gdy powróciła już jako tygodnik trafiający do kiosków w roku 1990. Od kolejnego numeru wprowadzamy zmianę, jak już mówiłem. Zamiast numeru 51 wydamy więc 149. Na tę liczbę składa się ponad 40 numerów opublikowanych poza zasięgiem cenzury w czasach opozycji antykomunistycznej, około pięćdziesięciu w formacie tygodnika w pierwszym pełnym roku wolności słowa w Polsce i pięćdziesiąt w formacie obecnym. To wciąż to samo pismo, chociaż nie takie same.
– Jak rozumiem, o ciągłości tytułu świadczy nie tylko wspólnota ideowa: mam na myśli fakt, że “Opinia” od początku stanowiła głos środowisk stawiających postulat niepodległości Polski, w 1990 roku stanowiła otwarty na inne środowiska tygodnik KPN, teraz zaś zajmuje się w znacznej mierze historią nurtu niepodległościowego, chociaż to oczywiście nie jedyny obecny na jej łamach temat?
– Oprócz tożsamości ideowej istotna pozostaje ciągłość personalna, zwłaszcza, że dotyczy autorów naprawdę wybitnych. Leszek Moczulski, pierwszy redaktor naczelny “Opinii” oraz Bohdan Urbankowski, poeta, eseista i znawca postaci Józefa Piłsudskiego, pisywali do wszystkich trzech wcieleń “Opinii”. Staramy się podążać ich drogą, gdy odeszli na wieczną wartę, co akurat w wypadku piłsudczyków nie jest sloganem tylko, bo obaj większość życia poświęcili walce o wolną i lepszą Polskę. Ich tradycja nas zobowiązuje.
– Wróćmy do momentu pojawienia się “Opinii”: starsze od niej były tylko wywodzące się ze środowiska Komitetu Obrony Robotników “Komunikat” i “Biuletyn Informacyjny” oraz wydawane przez Adama Wojciechowskiego pismo “U Progu”. Już po niej pojawiły się: lubelskie pismo młodych katolików “Spotkania”, korowski “Robotnik” we wrześniu 1977 roku, “Głos” reprezentujący środowisko Antoniego Macierewicza, z czasem także studencki “Bratniak” i powołana przez intelektualistów “Res Publica”. Różnica okazuje się jedna i fundamentalna: tamte pisma już się nie ukazują, “Opinia” tak?
– Rzeczywiście w nowej Polsce pojawiały się różne pomysły na odrodzenie tamtych tytułów, jak w wypadku “Spotkań” w postaci kolorowego tygodnika wydawanego wspólnie z Francuzami czy na przykład “Res Publica Nowa”. Z kolei tytułem “Biuletyn Informacyjny”, nawiązującym do tradycji AK, z sukcesem posługuje się dziś Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej ale oczywiście już inni ludzie niż przed laty wydają obecne pismo. Co do tytułów, które Pan wymienił, jako starsze od “Opinii”, podkreślić warto, że w jej redakcji udzielał się wcześniejszy twórca “U Progu” Adam Wojciechowski. “Opinia” stała się pismem środowiska, które zbudowało Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Nielegalnym w tym sensie, że drukarze i kolporterzy kryć się musieli przed komunistyczną służbą bezpieczeństwa, bo inaczej ich działalność zostałaby zaraz storpedowana droga represji, ale zarazem pismo podawało skład redakcji – naczelnym był Leszek Moczulski i jej adres, w mieszkaniu Kazimierza Janusza. Przy tym redaktorzy “Opinii” nie bez racji utrzymywali, że to represyjne działania władzy są w istocie nielegalne, ponieważ PRL ratyfikowała Międzynarodowe Pakty Praw Człowieka, jej władze były sygnatariuszem porozumień helsińskich zwartych jeszcze w 1975 r. w trakcie Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Dwa pierwsze ich koszyki, jak wtedy mawiano w dyplomatycznym slangu, dotyczyły współpracy politycznej i gospodarczej, krajom bloku wschodniego, zapóźnionym pod względem technologicznym i inwestycyjnym, najbardziej zależało na tej drugiej, która oznaczała dostęp do kredytów i licencji. Dlatego przystały na trzeci koszyk, dotyczący swobodnego przepływu idei, wolności słowa po prostu. Do tych zapisów odwołały się środowiska niezależne w Polsce, pokazując, że zobowiązania nie muszą pozostawać martwą literą.
“Opinia” nr 1 z 30 kwietnia 1977 [art. sygn:] Od Redakcji:
“Korzystanie z prawa wolności prasy wymaga (..) tylko jednego: woli, aby z tego prawa skorzystać – oraz własnego działania. Upowszechnienie tej wolności – powszechnego zrozumienia i poparcia dla tych inicjatyw, które z prawa wolności prasy chcą korzystać”.
– Czy “Opinia”, reprezentująca środowiska ROPCiO, z których z czasem wyłoniła się Konfederacja Polski Niepodległej jako pierwsza niezależna od komunistycznej władzy partia polityczna między Łabą a Władywostokiem, powołana w 1979 r. – od początku istnienia, czyli od 1977 roku, różniła się od pism środowiska korowskiego?
– Tak, nawet jeśli wizualnie prezentowała się podobnie: wtedy powróciło przecież wprowadzone 70 lat wcześniej przez Józefa Piłsudskiego pojęcie “bibuły” odnoszące się do podziemnych publikacji. Pisma związane z KOR na początku unikały publicystyki. Skupiały się na informowaniu o wydarzeniach, głównie represjach, jakim władza poddawała protestujących robotników Radomia i Ursusa z czasem organizatorów niezależnej działalności opozycyjnej.
– Dlaczego tak się działo, że tytuły korowskie wystrzegały się publicystyki?
– Liczono się zapewne z pokutującym w społeczeństwie przekonaniem, że polityka pozostaje czymś brudnym. Obrona praw człowieka – to coś innego, szczytne zadanie, w ten sposób rozumowano. W kręgu KOR podkreślano: nie uprawiamy polityki. Sarkano na publicystykę. Dominowały więc lapidarnie redagowane wiadomości. Pisarka Anna Kowalska ówczesny styl oświadczeń i prasy związanej z tym kręgiem nazwała “korkowcem”. Rzeczywiście pozostawał charakterystyczny i niepowtarzalny. Za to pisma z kręgu ROPCIO, chociaż formacja też miała w nazwie obronę praw człowieka, żadnego tematu nie unikały. Oczywiście pojawienie się publicystyki na rozmaite tematy, w tym tak wtedy wizjonerskie, jak zjednoczenie Niemiec, na co autorzy pisma gotowi byli przystać pod warunkiem zagwarantowania trwałości polskiej granicy zachodniej – nie oznaczało, że “Opinia” nie zamieszczała wiadomości. Często cennych i niebanalnych.
“Opinia” nr 4 z 1 sierpnia 1977 [art. pt:] “Jabłoński tłumaczy się przed przedstawicielami Polonii” [z rubryki:] “Ostatnie Wiadomości”:
“1 sierpnia Przewodniczący Rady Państwa H[enryk] Jabłoński przyjął reprezentantów Polonii Zagranicznej. W sprawozdaniach z tego spotkania zamieszczonych w prasie rządowej pominięty został m.in. zasadniczy fragment. Otóż Jabłońskiemu zadano pytanie, czemu w spotkaniu zabrakło przedstawicieli Polonii w ZSRR. Zdenerwowany Przewodniczący Rady Państwa PRL długo tłumaczył, że Polonia radziecka cieszy się wszelkimi prawami i wolnościami, powołując się na przykład swojej żony, pochodzącej z Litwy, która nigdy nie miała kłopotów ani z wyjazdem do rodzinnego Wilna, ani z powrotem do Warszawy”.
– Symbolicznym ale i realnym sukcesem “Opinii” okazał się wywiad z prezydentem Stanów Zjednoczonych Jimmy’m Carterem, udzielony pismu w trakcie jego wizyty w Polsce?
– To prawdziwy majstersztyk. Zwłaszcza, że był to zarówno pierwszy rok prezydentury Cartera ale i ukazywania się “Opinii”. Stanowi to dowód, że środowisko ja wydające żadnych kompleksów nie miało. Tak po raz pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych udzielił wtedy w 1977 roku wywiadu niezależnemu pismu zza żelaznej kurtyny. Skorzystały na tym nie tylko ROPCiO ale także KOR i czechosłowacka Karta 77 z Vaclavem Havlem wśród sygnatariuszy, skoro ten fakt z pewnością utrudnił represjonowanie redaktorów pism wydawanych poza zasięgiem cenzury. Wywiad z Carterem stanowił wspólne dzieło Leszka Moczulskiego i Wojciecha Ziembińskiego. Od lat starających się integrować środowiska patriotyczne, m.in. kombatantów Armii Krajowej. W kręgu “Opinii” pojawili się jednak także młodzi redaktorzy i autorzy, jak Jan Dworak, późniejszy prezes telewizji w wolnej już Polsce.
– Z czasem jednak redakcję “Opinii” przejął Andrzej Czuma, uprzednio oskarżając Moczulskiego o współpracę z SB?
– Leszek Moczulski zbyt mocno o zachowanie pisma nie walczył, ponieważ przygotowywał już wtedy powołanie Konfederacji Polski Niepodległej. Niebawem zaczął wydawać “Drogę”, nawiązującą tytułem do sanacyjnego pisma z międzywojnia. Zaś Andrzej Czuma uzyskał ze środowiska KOR dotację czy pożyczkę na dalsze wydawanie “Opinii”. Z rozmaitą regularnością wychodziła do końca 1981 r, kiedy to, jak wiemy, w Polsce zmieniło się wszystko.
– Aż po ośmiu latach w nowej rzeczywistości doszło do spotkania dawnych redaktorów podziemnych pism KPN z lat 80, takich jak “Gazeta Polska”, “Orzeł Biały” czy “Świt Niepodległości”. Termin akurat był przypadkowy, w Barbórkę 1989 r, ale lokalizacja symboliczna: rozmowa z udziałem Leszka Moczulskiego i Krzysztofa Króla odbyła się bowiem w Pałacu Kultury, bo tam, niegdyś symbolu dominacji radzieckiej wersji socjalizmu nad Polską, mieściło się pierwsze oficjalne biuro KPN?
– Zdecydowano wtedy o wznowieniu “Opinii” ale już jako tygodnika, trafiającego do kiosków. Stało się to możliwe w 1990 r. Naczelnym pisma został Krzysztof Król. W redakcji pracował m.in. Marek Cichocki, późniejszy negocjator traktatów europejskich przezywany “Szerpą”, bo uchodził za przewodnika prezydenta Lecha Kaczyńskiego w sprawach polityki międzynarodowej. A także Tomasz Merta, który potem został wiceministrem kultury w trzech rządach, aż nie wrócił z delegacji do Smoleńska. W “Opinii” o kulturze pisali więc: zarówno Bohdan Urbankowski (rocznik 1943), podobnie jak w tej z lat 70, jak Merta, z rocznika 1965, który wtedy dopiero co ukończył polonistykę.
“Opinia” nr 9 z 6 maja 1990. Tomasz Merta. Być tam, gdzie coś się dzieje. Rzecz o Ryszardzie Kapuścińskim:
“Pamiętam moje zaskoczenie, gdy w małej księgarni w Kathmandu znalazłem na półce “Szachinszacha” Kapuścińskiego. Nikt chyba z polskich pisarzy z wyjątkiem Stanisława Lema – nie zdobył takiej popularności, nie trzymał się tak długo na listach bestsellerów (..). W sierpniu 1990 r. jest w Stoczni – powstają “Notatki z Wybrzeża”. Teraz w Związku Sowieckim (..)”.
– “Opinia” jako tygodnik niedługo jednak utrzymała się na rynku prasowym?
– Całość historii tej formuły pisma zamyka się datą 1990 r, bo w kampanii prezydenckiej Leszka Moczulskiego zapadła decyzja, że tygodnik będzie się rozdawać, zamiast sprzedawać. Wiadomo, że budżet żadnej redakcji by tego nie wytrzymał. Warto jednak pamiętać, że wtedy z pism po latach reaktywowanych nie utrzymało się nawet legendarne “Po Prostu”, kojarzone z przełomem październikowym z 1956 r, pomimo udziału w tym przedsięwzięciu członków tej pierwszej redakcji. “Opinia” nie stała się więc wyjątkiem. Na szczęście nie był to koniec tytułu.
– Znalazł się Pan w grupie, która postanowiła “Opinię” reaktywować. Czym się wtedy kierowaliście?
– Potrzebą takiego pisma i utrzymania ciągłości. Środowisko, które przed laty wydawało “Opinię” na szczęście nie przestało istnieć. Nie rozproszyło się. Postanowiliśmy się do niego odwołać. Najpierw powstał Instytut Historyczny Nurtu Niepodległościowego. Nosi imię Andrzeja Ostoi-Owsianego, który publikował w pierwszej “Opinii” artykuły o Bitwie Warszawskiej zaś we wznowionej jako tygodnik – o sposobach uzdrowienia wymiaru sprawiedliwości po czasach PRL. Powołanie Instytutu stanowiło zasługę nieżyjącego już Michała Janiszewskiego oraz Andrzeja Chyłka, który dziś nim kieruje. Od początku zakładaliśmy, że powrócimy do wydawania “Opinii”. Tytuł został zarejestrowany oficjalnie i legalnie, a Leszek Moczulski nam do niego prawa przekazał. Sam oczywiście również w odrodzonej “Opinii” publikował. Chociaż nie tylko teksty historyczne w niej się ukazują.
“Opinia” nr 46 (144), wiosna 2024. Wojciech Błasiak. Początek rozpadu “układu okrągłego stołu”:
“(..) Już wyniesieni na scenę polityczną politycy wybierają i dobierają kolejnych polityków. ‘Swoi wybierają swoich” i dzięki temu mamy nieustanną samoreprodukcję “swoich”. Wyborcy głosują na już wybranych kandydatów na listach partyjnych. Sami zaś nie mogą kandydować. Ordynacja proporcjonalna nie tylko czyni bowiem czynne prawo wyborcze fasadowym, ale odbiera obywatelom bierne prawo wyborcze, gdyż nie mogą oni kandydować jako obywatele. Muszą być wybrani przez kierownictwa partii. To powoduje, że w Polsce przez ponad 30 lat nie było i nie ma wolności kandydowania. Polacy nie mogą kandydować do Sejmu. I dlatego ostatecznie nie można wyrzucić z polskiej sceny politycznej od trzech dekad Jarosława Kaczyńskiego, Donalda Tuska czy Włodzimierza Czarzastego, a trzeba godzić się na kolejnych nominatów układu nie wiadomo skąd i dlaczego oraz przez kogo wyniesionych na scenę polityczną jak Władysław Kosiniak-Kamysz czy Szymon Hołownia”.
– Niedawno otrzymał Pan Krzyż Komandorski Polonia Restituta, to kolejny powód do gratulacji, podobnie jak jubileuszowe numery “Opinii” – 50, co już się ukazał i 150, który przeczytamy niebawem. Czy czuje się Pan uhonorowany właśnie za odrodzenie tego pisma?
– Za gratulacje serdecznie dziękuję, rzeczywiście w uzasadnieniu przyznania mi Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski znalazły się słowa o zasługach na rzecz upowszechniania prawdy historycznej, a w tych kategoriach traktuję swoją działalność od początku mojej pracy w redakcji “Opinii”, gdzie z czasem objąłem po Marku Albiniaku funkcję redaktora naczelnego. Wieloletnie ukazywanie się odrodzonej “Opinii” stanowi jednak zasługę wielu osób. I spotkania trzech środowisk: Instytutu Historycznego Nurtu Niepodległościowego im. Andrzeja Ostoi-Owsianego, samej redakcji oraz wydawnictwa “Akces”, kierowanego przez Roberta Nowickiego, który w latach 80. bez wpadki drukował pisma drugiego obiegu w tym “Wiadomości”. Bez “Akcesu”, od lat publikującego liczne książki, głównie historyczne ale także i powieści, nie byłoby “Opinii”. Bez tego zaplecza byśmy nie ruszyli.
– Czym “Opinia” w swojej formie obecnej kieruje się w doborze autorów i tematów?
– Tradycją, która zobowiązuje, ale zarazem wymaga odtwarzania i potwierdzania. Ale również chęcią zmierzenia się z tematami ważkimi społecznie, istotnymi. Zamieszczamy w “Opinii” reprinty dawnych publikacji, jak pierwszego wydania napisanych w okopach “Piłsudczyków” Juliusza Kadena-Bandrowskiego. To ta książka upowszechniła nazwę formacji. Pojawił się na łamach “Opinii” reprint numeru “Drogi” z 1935 r. wydanego po śmierci Marszałka, w całości poświęconemu jego dorobkowi. A także broszur Antoniego Anusza, współpracownika Piłsudskiego z czasów Organizacji Bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej a później w międzywojniu posła wolnej Polski. To mój stryjeczny pradziadek stworzył kluczowe dla myśli piłsudczykowskiej pojęcie imponderabiliów. W “Opinii” znalazły się wywiady, jakie Krzysztof Turkowski przeprowadził w trakcie pobytu w Londynie z sędziwymi już wtedy politykami i generałami z czasów Dwudziestolecia ale też z wyjątkowym świadkiem i uczestnikiem historii Tadeuszem Żenczykowskim. Ale również wspomnienia Ryszarda Czarneckiego z czasów jego działalności we wrocławskim Niezależnym Zrzeszeniu Studentów w latach 80. I analizy Piotra Wójcika, który podobnie jak ja był posłem PC a potem AWS, poświęcone wykorzystanym ale i utraconym szansom wolnej już Polski lat 90.
– Zaznacza Pan jednak, że do historii się “Opinia” nie ogranicza?
– Staramy się, żeby pismo pozostawało żywe, odnosiło się do współczesności. Wśród autorów znajdują się dawni działacze KPN, NZS czy Solidarności, ale również przedstawiciele młodszego pokolenia, jak historyk Karol Chylak, współautor – wraz z naszym kolegą redakcyjnym Markiem Michalikiem – książki o łódzkiej KPN. Publikujemy teksty literackie, jak chwalone przez czytelników opowiadania Ewy Różyckiej, wiersze Danuty Bolikowskiej czy Włodzimierza Kuligowskiego, wreszcie fragment powieści “Śmierć na ulicy Foksal” Roberta Bombały, dopiero powstającej, która skończy się wprawdzie znanym z historii zabójstwem ministra Bronisława Pierackiego dokonanym w 1934 roku przez nacjonalistów ukraińskich ale poza tym zawierać będzie fikcyjną, sensacyjną intrygę, wpisaną w realia Dwudziestolecia. Rozmawialiśmy o historii najnowszej z ks. Jerzym Wacławem Błaszczakiem, który w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. skutecznie ukrył w Gdańsku Zbigniewa Bujaka i z Andrzejem Machalskim, który przed 4 czerwca 1989 r. skutecznie poprowadził zwycięską kampanię Solidarności. Także z Marianem Banasiem, prezesem NIK wywodzącym się z nurtu niepodległościowego. Interesują nas nowe odczytania autorów dla naszego pokolenia kultowych, stąd szkic Mirosława Reszewicza, niebanalnie odnoszący się do twórczości Józefa Mackiewicza, który drukowaliśmy w odcinkach. Nie unikamy kontrowersji, ale szanujemy dorobek poprzednich pokoleń, wiemy, ile im zawdzięczamy: dotyczy to piłsudczyków, akowców, żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, naszych starszych kolegów z opozycji demokratycznej z czasów PRL. Staramy się zawsze tworzyć takie pismo, które szanuje wrażliwość czytelnika niezależnie od istniejących współcześnie emocji politycznych. Pod tym względem, jak sądzę, niewiele jest pism nie tyle nawet pozostajacych ponad podziałami, co uznających – jak “Opinia” – że istnieją liczne sprawy, które Polaków skutecznie łączą.