Legendzie polskiej piłki grozi nawet dziesięć lat więzienia. Na Mundialu w Hiszpanii (1982 roku) jedyny mecz, z Włochami przegraliśmy dlatego, że w składzie zabrakło Zbigniewa Bońka, który z powodu dwóch żółtych kartek nie mógł zagrać z późniejszymi mistrzami świata. Wcześniej jednak trzy bramki, jakie strzelił Belgii, doprowadziły do sytuacji w której w meczu ze Związkiem Radzieckim wystarczał nam do awansu do strefy medalowej “zwycięski remis” i taki właśnie wynik padł na boisku. W kraju trwał stan wojenny, na trybunach rozkwitły trzymane przez emigrantów transparenty Solidarności, więc sukces miał znaczenie nie tylko dla kibiców. Zbigniew Boniek został wtedy bohaterem narodowym, a w plebiscycie “France Football” trzecim piłkarzem Europy, podobnie jak osiem lat wcześniej Kazimierz Deyna. Teraz Bońkowi prokuratura stawia zarzut, że jako prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej uszczuplił jego finanse o milion złotych.
Sam piłkarz broni się twardo, że to intryga pisowskiej części wymiaru sprawiedliwości. Zobaczymy, czy przekona kibiców i opinie publiczną, bo pamięta mu się niesłychaną pazerność, kiedy to jakby miał za mało pieniędzy, w tym samym roku 2012, w którym rychło z sukcesem kandydować miał na szefa PZPN i tuż przed historycznym Euro w Polsce nagrał idiotyczną reklamówkę piwa Tyskiego, w której wystąpił z innymi słynnymi zawodnikami sprzed lat Luisem Figo i Marco van Bastenem, ubrany zupełnie nie wiadomo dlaczego… w płaszcz. Kto go lubi, ten ubolewał wtedy, że rozmienia na drobne sportową sławę. Zresztą poza kunsztem na boisku na wzorzec dla młodzieży nigdy się nie nadawał: w 1980 roku, choć sam był trzeźwy, wymógł na trenerze reprezentacji Ryszardzie Kuleszy wraz z kilkoma innymi graczami zabranie na mecz na Malcie bramkarza Józefa Młynarczyka, który w hali odlotów portu lotniczego Okęcie pojawił się pijany jak bela po całonocnej imprezie w “Adrii”.
Wtedy już mówiono o “aferze na Okęciu”, ale sankcji karnych, co oczywiste za to nie było: skończyło się na dyskwalifikacji, którą potem złagodzono, bo Bońka potrzebowano na mecze eliminacji Mundialu z Niemiecką Republiką Demokratyczną. Kozłem ofiarnym został Kulesza, bo za to, że uległ szantażowi Bońka i kompanów, zapłacił posadą.
Jak kolega sekretarz miał robić interes z własną firmą a Boniek na to przystawać
Teraz mamy do czynienia z prawdziwą aferą. Zbigniewowi Bońkowi został postawiony zarzut działania na szkodę Polskiego Związku Piłki Nożnej, którym w latach 2012-21 kierował. Fikcyjne umowy sponsorskie miały kosztować tę instytucję milion złotych. Osobno zarzuty otrzymali też:
– prezes firmy marketingowej Sportfive współpracującej ze Związkiem, dawny porucznik komunistycznych służb specjalnych Andrzej Placzyński;
– były sekretarz generalny PZPN (w tym samym okresie co Boniek) Maciej Sawicki;
– Jakub Tabisz, członek zarządu Związku przez czas jeszcze dłuższy niż Boniek i Sawicki, bo też od 2012 ale do 2023 roku, b. wiceprezes Cracovii.
Kluczowy dla powstałej sytuacji okazuje się ten ostatni, a określa ją artykuł 296 paragraf 3 kodeksu karnego. To wyrządzenie szkody wielkich rozmiarów, która miała powstać w okresie od listopada 2014 r. do sierpnia 2021 r. Zagrożenie kodeksowe wynosi w tym wypadku dziesięć lat. Wobec Bońka żadnych środków zapobiegawczych do chwili, kiedy piszę te słowa, nie zastosowano, co zapewne Państwa podobnie jak mnie nie dziwi – chociaż wspomniany Tabisz został zatrzymany na lotnisku w krakowskich Balicach akurat kiedy… wybierał się na Mundial do Kataru (2022 rok), gdzie Polska znalazła się po raz pierwszy od 1986 r. kiedy kadrę jak w Hiszpanii prowadził jeszcze sam Antoni Piechniczek, w szesnastce najlepszych. Jak widać więc nie tylko dla Bońka… lotniska okazują się pechowe.
Odłóżmy jednak żarty na bok, skoro mowa o pieniądzach, których przeciętny Polak zapewne nigdy w życiu nie zobaczy, nawet jeśli sprzeda wszystko, co posiada. Dokładnie o 1 017 900 zł.
Zawarta za prezesury Bońka w PZPN umowa ze spółką OSTTAIR, na której czele stał Jakub Tabisz (wspólnik tamże z bratem a potem żoną Iwoną, w latach 2013-18) dawała tej właśnie firmie prowizję od umowy ze sponsorem Związku – producentem wody mineralnej. OSTTAIR kasowała zyski za usługi, których nie świadczyła, co zamierzają udowodnić w sądzie prokuratorzy. W dodatku umowę antydatowano. A środki poszły na meble dla Tabisza, bo zainwestował w siebie, lecz nie we własną firmę nawet. Grubo, mawia się o takich interesach nie tylko w środowisku piłkarskim. Gabriela M., w latach 2018-21 nominalnie prezeska OSTTAIR, faktycznie pracowała u Tabisza ale jako recepcjonistka a w rzeczonej spółce pozostawała “słupem” tylko, twierdzi prokuratura. W systemie komputerowym PZPN nie znaleziono żadnych śladów, aby podpisana chociaż z datą wsteczną umowa… była rzeczywiście realizowana. Chyba, że ktoś z decydentów wykasował tam dowody własnej uczciwości, w co uwierzyć trudno.
Czy Oscar z Hondurasu będzie musiał drugie imię zmienić
Poruszamy się więc w klimatach znanych z genialnego i kultowego filmu “Piłkarski poker” w reżyserii Janusza Zaorskiego. Tyle, że osadzony on był w realiach jeszcze sprzed zmiany ustrojowej, gdy rodzimym futbolem rządziły kluby górnicze i hutnicze, milicyjne i wojskowe. Chociaż na szczęście w tym wypadku “spółdzielnię”, chociaż jak w filmie zawiązaną, działacze stworzyli nie po to, by mecze sprzedawać i kupować, lecz żeby robić interesy… poniekąd sami ze sobą. Wykorzystując fakt, że jak dowiadywaliśmy się w niezapomnianej scenie “Piłkarskiego pokera”, “społeczeństwo mamy ofiarne”. Zwykle więc nie żąda ono kontroli tych, co wszak mieli zarządzać sukcesem, bo Boniek prezesowską kadencję zaczynał już po świetnie zorganizowanych, choć jeszcze za czasów Grzegorza Laty, Piłkarskich Mistrzostwach Europy w Polsce i na Ukrainie (2012 r.).
Teraz Zbigniew Boniek utrzymuje, że fikcji żadnej nie było, czyli Jakub Tabisz rzetelnie sponsora szukał i znalazł jak należy. A PZPN 20 mln złotych na tym zarobił.
Na korzyść jego wersji przemawia fakt, że prowadząca sprawę prokuratura szczecińska łączy ją z tzw. aferą melioracyjną, w której przewijały się nazwiska prominentów Platformy / Koalicji Obywatelskiej. Centralne Biuro Antykorupcyjne weszło do lokalu PZPN w marcu 2021 roku, kiedy Polską i służbami rządziło Prawo i Sprawiedliwość.
Jednak PiS władzę straciło przed prawie rokiem, a prokuratura nadal twierdzi, że OSTTAIR nie świadczyło usług dla Polskiego Związku Piłki Nożnej. Zbigniew Boniek został przesłuchany w charakterze podejrzanego. Pozostaje jednym z czterech wiceprezydentów UEFA (Europejskiej Unii Piłkarskiej). Nie o zaszczyty jednak chodzi, tylko kim stal się dla Polaków. Smutno im byłoby, gdyby się na nim zawiedli.
Z grona dawnych mistrzów piłki nożnej Jan Tomaszewski pozostaje spontaniczny, kontaktowy i rozmowny, Włodzimierz Lubański ujmująco uprzejmy, doskonale rozmawia się też z Henrykiem Kasperczakiem. Grzegorz Lato potrafi coś odburknąć zamiast odpowiedzi, ale prawa nigdy nie złamał, bo dawnemu królowi strzelców z 1974 roku (w siedmiu meczach Mistrzostw Świata w RFN zdobył siedem goli) dawno już by to wyciągnięto, gdyby coś podobnego się zdarzyło: pamiętamy przecież, jak traktowali go żurnaliści, chociaż akurat w kwestii prymatu “polskiej myśli szkoleniowej” to właśnie Lato miał rację a nie oni, wystarczy przypomnieć straty wyrządzone naszej piłce przez obu niedawnych trenerów z importu: Paulo Sousę i Fernanda Santosa.
Zbigniew Boniek, ilekroć spotka mnie na ulicy wraz z moją przyjaciółką i psem, przystaje i chętnie nawiązuje pogawędkę na temat urody tegoż owczarka niemieckiego. Za to gdy napotka mnie samego tylko, nawet na “dzień dobry” nie odpowiada. Być może po prostu nie znosi dziennikarzy, ale po co w takim razie od lat kilkunastu pcha się na stanowiska, gdzie kontaktowanie się z nimi stanowi część wykonywanej pracy. W podobnie dziwaczny sposób zwykli się też jednak zachowywać ludzie, co mają coś ważnego do ukrycia. I być może tajemnicę Bońka właśnie poznaliśmy. Trudno brnąć w psychologiczne dywagacje, ale niedostatek i marność przekazów w tej sprawie do nich skłania.
Pewne okazuje się tylko jedno: rzecz musi zostać rzetelnie wyjaśniona. Chodzi przecież o jednego z najpopularniejszych w ostatnim pięćdziesięcioleciu Polaków. Miejmy odwagę to powiedzieć: najbardziej po Janie Pawle II i Lechu Wałęsie rozpoznawalnego w świecie. Jeśli strawestować ponurą zresztą kwestię z serialu “Glina” w reżyserii niezrównanego Władysława Pasikowskiego: mamy prawo wiedzieć, kogo oklaskiwaliśmy.
Zawodnik Hondurasu, gdzie jak wiemy choćby z “Wojny futbolowej” Ryszarda Kapuścińskiego piłkę nożną kocha się… do granic rozsądku a nawet jeszcze dalej, uczestnik Mundialu w 2014 roku, Oscar Boniek Garcia Ramirez drugie imię otrzymał na cześć wirtuoza z Polski (przyszedł na świat w dwa lata po hiszpańskim turnieju). Czy teraz zmuszony będzie przestać go używać, zobaczymy…