Pójdą po rozum do głowy, albo władzę stracą

0
70

Koalicja 15 Października musi pójść po rozum do głowy, jeśli nie zamierza już wkrótce zamienić się miejscami z obecną opozycją – to nieubłagany wniosek, jaki płynie z badań opinii publicznej. Jeśli wynik wyborów parlamentarnych okaże się taki jak najnowszego sondażu United Surveys, misję sformowania nowego gabinetu otrzyma wprawdzie ponownie Donald Tusk, ale znajdzie się dokładnie w sytuacji Mateusza Morawieckiego sprzed dwóch lat. Nie stworzy rządu, a władzę obejmą PiS z Konfederacją.

Ta prognoza dotyczy jednak roku 2027. Bez porównania wcześniej, bo za nieco ponad miesiąc zagłosujemy w wyborach prezydenckich. I tu sytuacja prezentuje się mniej jednoznacznie, niż przedstawiają ją media głównego nurtu. Kandydat Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowski znajduje się to w trudnej roli faworyta, ale to właśnie ten przymiotnik pozostaje dla określenia jego szans kluczowy. Prowadzi  bowiem w tym wyścigu, ale nie ma skąd pozyskiwać głosów niezbędnych do zwycięstwa, bo sama KO oraz działajace z nią w sojuszu media (TVN, “Gazeta Wyborcza”) lekkomyślnie zadbały wcześniej o osłabienie pozycji Szymona Hołowni, a pozostali pretendenci szumnie nazywani kandydatami obozu demokratycznego notują poparcie na poziomie mierzonym zwykle przez aptekarzy lubujących się w ułamkach a nie instytuty demoskopijne.   

Ćwiczenia z liczenia niezbędne, zanim będzie za późno

Efekt 15 października dawno się wyczerpał, o czym świadczy prognozowana frekwencja, odbiegająca od tej z której wtedy tak byliśmy dumni: tego historycznego dnia na głosowanie poszło bowiem rekordowe 74 proc Polaków,  najwięcej od momentu, kiedy u zarania niepodległości, 26 stycznia 1919 r.  nasi pradziadkowie i prababcie (bo Polki otrzymały prawo wyborcze ponad ćwierć wieku wcześniej niż Francuzki) wyłaniali w pierwszych w naszej historii wolnych i powszechnych wyborach Sejm Ustawodawczy.

Teraz gotowość  udziału w wyborach prezydenckich deklaruje nie prawie trzy czwarte jak przed dwoma laty, ale mniej niż dwie trzecie społeczeństwa. W  parlamentarnych zaś – 61,5 proc. Tylu, ilu z nas poszło zagłosować 4 czerwca 1989 r. 

Niedawno Andrzej Machowski alarmował w starannie uargumentowanej analizie,  że suma poparcia dla kandydatów demokratycznych ustępuje łącznym notowaniom tych pretendentów do prezydentury, co się do tego grona nie zaliczają. To pesymistyczny prognostyk ważniejszy od poczynionych z obecnej perspektywy symulacji drugiej tury, bo jak wiemy z poprzednich kampanii, te ostatnie… zwykle się nie sprawdzają, jeśli tworzone są przed pierwszym prezydenckim głosowaniem. Wskazana prawidłowość powinna więc stanowić czerwony alert dla Rafała Trzaskowskiego lub – przy słusznym zapewne założeniu, że kandydat intelektualistą nie jest – dla ekspertów z jego sztabu.

Gotowość głosowania na Rafała Trzaskowskiego wyraża 38 proc Polaków. Kandydata PiS przedstawianego jako obywatelski,  Karola Nawrockiego, poprzeć zamierza 20 proc z nas. Sławomira Mentzena wskazać zamierza na karcie wyborczej 19 proc głosujących. Szymona Hołownię zaledwie 7 proc. [1]

Notowania reszty pretendentów do prezydentury mieszczą się w błędzie statystycznym tych badań, co nie oznacza oczywiście, że ci kandydaci na szacunek nie zasługują. Zwłaszcza media demokratyczne i  liberalne powinny wiedzieć o tym,  że  wyśmiewanie pomniejszych pretendentów do urzędu prezydenckiego i przedstawianie ich jako egzotycznych utrudnia późniejsze pozyskiwanie ich zwolenników. Lepiej więc, by media głównego nurtu tak nie postępowały, jeśli naprawdę na demokracji im zależy. Chyba, że od razu wolą nastawić się na powyborcze lamenty, że społeczeństwo nie dorosło, znane z historii najnowszej, zwłaszcza zaś z 1990 roku,  kiedy zamiast fatalnie rządzącego premiera Tadeusza  Mazowieckiego, który zawiódł społeczne oczekiwania i sprzeniewierzył się klimatowi nadziei z 4 czerwca roku poprzedniego – do drugiej tury obok pokojowego noblisty Lecha Wałęsy wszedł Stanisław Tymiński przedstawiany przez media głównego nurtu jako “kandydat znikąd” czy wprost “szaman” (określenie autorstwa Adama Michnika).

Wybory prezydenckie są bliżej, więc to one stanowią główny przedmiot zainteresowania klasy politycznej oraz analityków publicznej polskiej sceny. Prawdziwą panikę wzniecić powinny jednak w obozie rządzącym wyniki tego samego sondażu, ale obrazującego poparcie dla partii politycznych.

Gdyby teraz odbyły się wybory do Sejmu, wygrałaby je Koalicja Obywatelska ale byłoby to zwycięstwo równie pyrrusowe, jak to pisowskie sprzed dwóch lat. 35 proc poparcia to za mało, żeby utrzymać władzę. Rządziłyby bowiem po wyborach Prawo i Sprawiedliwość z poparciem 29 proc obywateli i Konfederacja, mogąca liczyć na głosy 16 proc z nas. Do Sejmu weszłaby jeszcze tylko Lewica z poparciem 5 proc Polaków. Zabrakłoby natomiast tam miejsca dla Trzeciej Drogi, ponieważ 7 proc w wyborach to za mało dla koalicji tworzonej przez Polskie Stronnictwo Ludowe i Polskę 2050 Hołowni, ponieważ w tym wypadku wymagany próg wynosi 8 proc. 

KO  miałaby więc 202 posłów, Lewica – raptem jedenaścioro, a w sumie 213 mandatów nie da im szans na rządzenie. To ostatnie stanie się udziałem 163 posłów PiS i 84 mandatariuszy Konfederacji, co sumuje się do bezpiecznej i stabilnej większości 247 mandatów poselskich.

Tyle, że jak wiemy z dotychczasowego doświadczenia z obydwoma partiami – nie byłaby to wcale koalicja rządowa bezpieczna dla Polaków ani zapewniająca stabilność państwa.

Jeśli podobne rachunki nie poskutkują, trudno już przyjdzie szukać argumentów na rzecz zmiany przez obecnie rządzącą Koalicję 15 Października kursu,  który da się porównać do rozpędzania samochodu przed wejściem w zakręt. Wiadomo, jak podobna brawura się kończy.

Wycofać Giertycha i Wrzosek, zamiast igrzysk rozliczeń wziąć się do roboty, czyli recepta jak katastrofy uniknąć

Polacy nie pokochali nagle PiS, rządzącego przez trudne dla nich i dla Polski ośmiolecie 2015-23 w sposób wyjątkowo gorszący. Razi ich natomiast brak wypełniania obietnic złożonych przez demokratów przed 15 października 2023 r. Zmienić tego przed wyborami prezydenckimi zapewne już się nie da. Można natomiast przynajmniej przedstawić harmonogram ich realizacji. I zaprzestać kłótni o aborcję, w sytuacji gdy obywateli bez porównania bardziej interesuje wzrost kosztów życia, w tym horrendalne rachunki za prąd. I brak zrozumienia ze strony władzy dla rodzimej przedsiębiorczości przy równoczesnym napędzaniu zysków bankom i zagranicznym koncernom.

Jeśli twarzą obecnej władzy pozostaną poseł mecenas Roman Giertych i prokuratorka Ewa Wrzosek, z obliczami zastygłymi w grymasie nienawiści i rzucanymi na poczekaniu nieśmiesznymi bon motami, przy czym oboje prowokują opinię  publiczną tak bardzo, że muszą korzystać z ochrony osobistej na koszt podatnika,  co tego ostatniego złości jeszcze bardziej, więc tworzy się w ten sposób błędne koło – Koalicja 15 Października przegra nie tylko najbliższe i kolejne wybory, ale również każde następne. Nie na to bowiem się umawialiśmy przed wspomnianą historyczną datą.                         

[1] sondaż United Surveys dla Wirtualnej Polski z 4-6 kwietnia 2025

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 4.7 / 5. ilość głosów 6

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here