Z Dariuszem Grabowskim, ekonomistą i przedsiębiorcą, inicjatorem odrodzenia Powszechnego Samorządu Gospodarczego w Polsce rozmawia Łukasz Perzyna
– Co wysoka inflacja oznacza dla polskich przedsiębiorców, zwłaszcza właścicieli małych i średnich firm?
– Polscy przedsiębiorcy, z nazwy mali i średni to około 2,1 mln firm. 97% stanowią mikrofirmy zatrudniające do 9 osób. Firm zatrudniających do 50 pracowników jest około 53 tysiące, a średnich, zatrudniających do 200 osób jest tylko około 15 tysięcy. Ich pole działania to w ponad 50% usługi, 24% to handel, 14% budownictwo.
Już te dane pokazują, że polskie małe i średnie firmy inflację muszą przyjąć jak dyktat. Jedyne pytanie, które powinny sobie zadać brzmi następująco – co zrobić, by przetrwać, gdy dostaną faktury za droższe surowce, energię, gaz i gdy z mocy prawa trzeba będzie podnieść płacę minimalną. Większość z nich, wyłączając sektor IT, będzie miała znikome możliwości na tyle podnieść ceny swych usług bądź produktów, by z nadwyżką pokryć wzrost kosztów wywołany inflacją. Ponieważ pandemia dodatkowo zaburzyła funkcjonowanie rynku zarówno po stronie popytu, jak i podaży to dla wielu pytanie – czy kontynuować, czy zwijać interes nasuwa się samo.
– W czym tkwił błąd?
– Błędy i to liczne popełnili rządzący. Co gorsza, nie chcą się do nich przyznać, wyciągnąć wniosków, by naprawić to, co spaprali. Uwierzyli, że polityka rozdawnictwa pieniędzy – propagandowo w ich wydaniu zwana polityką socjalną może być kontynuowana i eskalowana bez ograniczeń. Uznali, że epidemia im niestraszna, można nie tylko płacić „postojowe” firmom, które tego nie potrzebują, ale i rozszerzać politykę socjalną, by tą drogą zjednywać sobie coraz więcej wyborców. Rząd Mateusza Morawieckiego wydał na to ponad 312 mld złotych.
Polskie małe i średnie firmy skorzystały niewiele. To właśnie w nie głównie z całą mocą uderzy teraz wzrost cen energii. Należało to uderzenie złagodzić, przeciwdziałać. Na opłatach z tytułu emisji CO2 budżet „zarobił” ponad 60 mld złotych w ostatnich latach. Te pieniądze poszły na „socjal”, synekury dla swoich, a nie na modernizację energetyki, budowę linii przesyłowych, biogazowni i inne. Oto przykład kardynalnych błędów i zaniechań.
– Jaki jest związek między świadczeniem 500 plus a inflacją?
– Pula pieniędzy na 500 plus to ponad 40 mld złotych rocznie. Część ich trafia na rynek, gdy produkcja jest z powodu pandemii ograniczana, a lokale usługowe zamknięte. Część to przymusowe oszczędności, odłożone w czasie, które na rynek wypływają z kolejną pulą 500 plus. Co więcej, 500 plus ujawniło żądania płacowe po stronie tych, którzy na dopłaty „się nie załapali”. Warto podkreślić, że 500 plus miało przełożenie na politykę kredytową banków. Ponieważ wypłaty szły przez sektor bankowy, to mając dodatkowe środki mogły one i to zrobiły – rozkręcić i zachęcić do zaciągania kredytów hipotecznych. W 2021 roku kwota udzielonych kredytów hipotecznych osiągnęła prawie 90 mld złotych. Łączne zadłużenie obywateli w bankach wyniosło około 740 mld złotych.
500 plus było swoistym warunkiem koniecznym, choć nie dostatecznym do uruchomienia ekspansji kredytowej. Ponieważ jednocześnie NBP obniżyło stopę procentową bez mała do zera, to hossa kredytowa stała się faktem. Ponieważ ceny zaczęły rosnąć, a za nimi poszły roszczenia płacowe kolejnych grup zawodowych oraz ucieczka posiadających oszczędności w kupno mieszkań i domów, to w efekcie ceny nieruchomości wzrosły o ponad 10%. Rząd chcąc przypodobać się swojemu elektoratowi stara się kontynuować politykę rozdawnictwa, tym razem jednak opodatkowując sektor małych i średnich przedsiębiorstw.
– Czy da się przewidzieć jak długo potrwa inflacja?
– Wszystko wskazuje na to, że będzie długotrwała i wysoka. Uderzy w najuboższych, co oczywiste, bo wystarczy prześledzić wzrost cen podstawowych produktów. Ale nie oszczędzi też tych, którzy pobrali kredyty hipoteczne. Powtórzy się mechanizm znany z wcześniejszej zapaści z kredytami we frankach szwajcarskich. Sektor bankowy dysponował własnymi kalkulacjami, ale nie ostrzegał. Teraz za 2300 zł na rękę, czyli najniższą krajową pensję można zapłacić jedną ratę kredytu w wysokości 400 tys. zł wziętego na 25 lat. Jeśli stopy procentowe wzrosną, to nawet na jedną ratę zabraknie. Przy zarobkach na poziomie średniej krajowej, gdy dwie osoby w rodzinie pracują, jedną czwartą dochodów takiego gospodarstwa domowego zje kredyt. Stracą więc najubożsi, zadłużone rodziny, polscy mali i średni przedsiębiorcy, może z wyjątkiem informatyków, programistów, bo ta branża najlepiej sobie radzi. Straci fryzjerka, pracownik w warsztacie samochodowym, czy na budowie. Dotychczasowe działania rządu wobec inflacji przypominają obniżanie gorączki bez leczenia jej przyczyny. Według mnie inflacja liczona rok do roku powyżej 3% utrzyma się co najmniej do 2024 roku.
– Czy właściwym rozwiązaniem wydaje się wprowadzenie podatku od zysków korporacji, bo taki pomysł znów się pojawia?
– Polska stała się eldorado dla korporacji zagranicznych. Podatki, system ulg i zwolnień a nawet kantorowy proceder wymiany pieniędzy dostrojono na potrzeby korporacji zagranicznych. W bankach wymiana walut stała się nieopłacalna. Aby nie stracić, trzeba dokonywać transakcji w kantorach. To dowód choroby systemu, ponieważ obroty kantorowe moim zdaniem nie są w pełni kontrolowane przez państwo. Wielkość transferowanych zagranicę zysków wyniosła w ubiegłym roku ponad 130 miliardów złotych. Ponad 20 miliardów złotych wyniosły w 2021 roku zwolnienia podatkowe wydane przez Ministerstwo Finansów kapitałowi zagranicznemu. Skutkuje to rażącą nierównością wobec polskich podmiotów gospodarczych. Obrazowe okazuje się zestawienie 500 największych firm w Polsce. Na tej liście znajdujemy ponad 280 przedsiębiorstw z kapitałem zagranicznym. Innym przykładem niech będzie fakt, że wśród biurowców zbudowanych w Warszawie aż 96 proc stanowi własność kapitału zagranicznego. Kiedyś przed wojną mówiono: wasze ulice, nasze kamienice. Dziś wygląda, że mamy „powtórkę z rozrywki”. Nie jestem przeciwnikiem kapitału zagranicznego. Należy jednak stworzyć warunki równej konkurencji dla podmiotów polskich i zagranicznych. Jestem natomiast za wsparciem i pomocą dla polskich małych i średnich firm. Ponieważ nie są one zorganizowane i nie potrafią skutecznie lobbować w parlamencie, należy przekonać polityków, by poparli projekt ustawy o powszechnym samorządzie gospodarczym. Byłaby to organizacja wszystkich polskich przedsiębiorców reprezentująca ich interesy, ale też interesy całego polskiego kapitału.