Prezydent nowego typu

0
70

czyli dlaczego Argentyna wcale nie jest tak daleko

Cudotwórca czy szaleniec

Liczącą prawie pięćdziesiąt milionów obywateli Argentyną, jeszcze sto lat temu równie zamożną jak Stany Zjednoczone, potem zubożoną przez populistów – rządzi ekonomista Javier Milei, prezydent spoza układu. Na początek ogłosił “terapię szokową”, ale w odróżnieniu od tej za Leszka Balcerowicza w Polsce – już wywołała strajk generalny, zorganizowany przez związki zawodowe, u nas swego czasu ochoczo rozpościerające “parasol ochronny” nad rządem. 

Jedni mówią o terapii szokowej, inni o “strategii piły spalinowej”, bo taki był ulubiony rekwizyt Milei w kampanii wyborczej. Dla pokoleń wychowanych na filmach typu “teksańska masakra piłą mechaniczną” gadżet ten symbolizuje twardość i nieugiętość. Ale oponenci Milei przywołują inna hollywodzką produkcję: w pochodzie protestacyjnym nieśli portrety Evy Peron, prezydentowej, która swego czasu inspirowała w Polsce Jolantę Kwaśniewską: jej mąż gen. Juan Peron sprawował w Argentynie władzę autorytarną i podobnie jak małżonka kochany przez lud, rozdawnictwem społecznym zrujnował gospodarkę kraju. Po nim rządziła jeszcze kolejna pani Peron, Maria Estella. Zaś w czasach gdy Argentyna zorganizowała w 1978 r. piłkarski mundial, który wygrała, a świat podziwiał talenty Mario Kempesa i kapitana drużyny Daniela Passarelli – rządy objęła krwawa dyktatura, specjalizująca się w porwaniach i skrytobójstwach. Władzę straciła, wywołując wojnę z Wielką Brytanią o Falklandy, przez Argentyńczyków zwane Malwinami. Dopiero gdy “żelazna lady” Margaret Thatcher kazała swojej flocie skutecznie pozatapiać argentyńskie krążowniki, junta utraciła władzę, a generałowie poszli siedzieć, choć wbrew opiewającym na dożywocie wyrokom wcale nie na długo: niektórzy z przerwami. Późniejszy czterdziestoletni czas demokracji obfitował jednak w kolejne załamania gospodarcze – ekonomiści liczą, że było ich dziewięć – stanowiące efekt polityki populistów opartej na rozdawnictwie społecznym.  Kapitał zaś uciekał za granicę głównie do chwalonego za stabilny system bankowy Urugwaju.      

Wyprowadzasz psa w Buenos, to znaczy masz problem

Jeśli w Argentynie swojego psa wyprowadzasz osobiście, to znak, że źle ci się wiedzie. Zadowolony przedstawiciel klasy średniej ma od tych spacerów swoich ludzi: dzieciaki z sąsiedztwa albo gościa, co właśnie pracę stracił, więc chce zarobić. I wszyscy na tym korzystają. Jednak od wielu lat mieszkańcy Buenos Aires swoje czworonogi wyprowadzają już sami. To i tak mniej stresuje niż spacer do bankomatu przed ćwierćwieczem – skrzynki najpierw w ogóle wtedy nie wydawały banknotów, potem dzienny limit określono na 50 dolarów. Gdyby bowiem wszyscy rzucili się wypłacać, bankom zabrakłoby środków. Zleceń na wyprowadzenie psa sąsiada dziś w Argentynie brakuje a bardzo by się przydały: w niedostatku żyje bowiem 40 proc społeczeństwa. Grupa ta, nazywana “descamisados” – co dosłownie oznacza chodzących bez koszul – stanowiła zaplecze rządów Perona w latach 1946-55 oraz ponownie 1973-74 a wreszcie Marii Estelli 1974-76. Ale nie obroniła ich na zawsze. Zaś temat dysproporcji społecznych pozostaje równie istotny jak w 1945, gdy kampanijny pociąg generała Perona nazywał się “El Descamisado” – czyli powiedzmy po naszemu: golec. Po “kryzysie argentyńskim” z przełomu tysiącleci nie nastąpił powrót równowagi. 

Inflacja wtedy wynosiła 13 tys procent rocznie, obecne 240 proc to więc wskaźnik niekorzystny wprawdzie, ale dający się przeboleć. Rekord inflacji nie należy zresztą do kapitalistycznej wprawdzie, choć przez populistów rządzonej Argentyny, lecz do afrykańskiego Zimbabwe, w którym gdy u władzy pozostawał sędziwy marksistowsko-leninowski dyktator Robert Mugabe, policjanci natychmiast po odebraniu pensji na sygnale ruszali radiowozami do kantorów, byle jak najszybciej wymienić błyskawicznie dewaluującą się walutę.

O psach była już mowa. Nowy prezydent Argentyny ma ich pięć, to mastify angielskie. Dorodne stworzenia wielkości przeciętnego cielęcia noszą imiona ekonomistów, ten ulubiony wabi się Friedman. Javier Milei nie ukrywa też, że woli rozmawiać ze swoimi zwierzętami domowymi niż doradcami.

Ekscentryczny zwycięzca

Chociaż przed wyborami jeszcze opowiedział się za dolaryzacją gospodarki oraz przeciw edukacji seksualnej, eutanazji i aborcji, nie wierzy w ocieplenie klimatu, dopuszcza też handel organami – porównywanie go do Janusza Korwin-Mikkego nie znajduje uzasadnienia. Z jednej prostej przyczyny: były lider Unii Polityki Realnej nie ma wyborców o czym przekonał się w październiku ub. r., kiedy to zwolennicy Konfederacji woleli wysłać do Sejmu zamiast niego żonę Krzysztofa Bosaka Karinę. Natomiast w też ubiegłorocznych wyborach prezydenckich w Argentynie  Javier Milei po pierwszej turze nadrobił siedmiopunktową stratę do Sergio Massy, nie tylko peronisty ale urzędującego ministra gospodarki i zdobył uznanie 56 proc Argentyńczyków. To najwyższe poparcie od czasu uzyskanego przed 40 laty przez Raula Alfonsina po klęsce falklandzkiej.

Na początek Javier Milei zmniejszył liczbę federalnych ministerstw z osiemnastu do ośmiu i zwolnił pięć tysięcy urzędników. Skoro jego partia Wolność Nadchodzi pozostaje dopiero trzecią siłą w Kongresie – zamiast przepychać ustawy przez parlament stara się rządzić dekretami.

Nie ma planu B – powiedział dziennikarzowi “The Wall Street Journal” nowy prezydent Argentyny. Program piły spalinowej to nazwa co brzmi tyleż efektownie co kontrowersyjnie ale zwycięzca do haseł się nie ogranicza. Zakłada zwiększenie inwestycji – z czego 60 proc stanowić mają te państwowe.

Sędziowie z izby pracy argentyńskiego Sądu Najwyższego uznają jednak, że prezydent nie powinien omijać Kongresu rozporządzeniami. 

Na razie nie zlikwidował peso, rodzimej waluty, chociaż przez dewaluację urealnił jej kurs: nie ma już mowy o likwidacji banku centralnego, jaką obiecywał przed wyborami.

Za to argentyńskiej klasie średniej odpowiada zapowiedź konfiskowania ciężarówek za udział w blokadach dróg. Jak również po przyjaznej wobec Chińskiej Republiki Ludowej polityce lewicowego poprzednika Milei na urzędzie prezydenta, Alberta Fernendeza, odmowa przystąpienia do BRICS: bloku skupiającego  Brazylię, Chiny, Rosję, Indie oraz Republikę Południowej Afryki. 

- Nie będę robił interesów z komunistami - zastrzegł Javier Millei.

Argentyńczycy wiedzą, co czego te ostatnie doprowadziły Wenezuelę, niegdyś dzięki ropie naftowej najbogatszy kraj Ameryki Łacińskiej, sprawiający też wrażenie najszczęśliwszego na kontynencie, skoro stamtąd wywodziły się liczne laureatki konkursów piękności ale też producenci popularnych telenowel. Populizm, autorytaryzm i przyjaźń kolejnych wenezuelskich watażków z braćmi Castro z Kuby sprawiły, że w ciągu dekady slumusujące Caracas stało się miastem, w którym strach po zmierzchu wyjść na ulicę, zaś obywatele niegdysiejszego raju coraz częściej wybierają niepewny status uchodźców.

Tymczasem w Argentynie nowy sternik państwa Javier Milei zapowiada prywatyzację spółek państwowych ale z wyłączeniem głównego koncernu naftowego YPF.  

Do Davos na Światowe Forum Ekonomiczne Javier Milei poleciał z zaledwie czterema osobami w delegacji samolotem rejsowym i klasą ekonomiczną. Wyliczył – jak na wieloletniego komentatora, ekonomistę i celebrytę w jednej osobie przystało – że w ten sposób zaoszczędził w porównaniu z poprzednikami 300 tys dolarów.  

Liderom wolnego świata nowy argentyński prezydent, rozczochrany i z bokobrodami, zarzucił w Davos, że porzucili wolność na rzecz eksperymentów kolektywizmu. Dlatego w jego przekonaniu ten świat pozostaje zagrożony.

Przyszłość polityki czasów polaryzacji

W eseju “Bogacze przeciwko kulturze liberalnej” Mateusz Mazzini wręcz prognozuje: “Nowy prezydent Argentyny jest kimś więcej niż kolejnym antyestablishmentowym klaunem – pokazuje możliwą przyszłość polityki w czasach skrajnej polaryzacji” [1]. Tym bardziej więc wypada śledzić jego drogę. Na pewno nie bezkrytycznie.  

Stymulowanie wolnej konkurencji na rynku mieszkaniowym przez prezydenta Javiera Milei prowadzi jednak do trzykrotnego wzrostu czynszów. Co może oznaczać, że głosujący na niego “descamisados” staną się rychło również bezdomnymi. Mowa już była o tym, że niedostatek stanowi problem 40 proc Argentyńczyków. Sędziowie Sądu Najwyższego w Buenos być może wyrządzili prezydentowi przysługę stopując ograniczenie prawa do strajku i skrócenie urlopów macierzyńskich: uzasadnienie ich decyzji brzmiało, że nie istnieje stan wyższej konieczności jako racja do wprowadzania tych zmian w trybie rozporządzenia z pominięciem Kongresu. Nie udało się zmniejszenie odpraw dla zwolnionych ani wydłużenie okresu próbnego dla świeżo zatrudnianych pracowników.  

“Ojczyzny się nie sprzedaje”, “Wstrzymać cięcia” to hasła niesione w pochodzie zorganizowanym przez Powszechną Konfederację Pracy, towarzyszącym 24-godzinnemu strajkowi generalnemu z 24 stycznia. Minister spraw zagranicznych Dina Mondino zauważyła jednak, że to nie ubodzy organizują protesty lecz oligarchowie.   

W słynnym filmie Alana Parkera “Evita” z piosenkarką Madonną i Antoniem Banderasem znajdujemy scenę jak już u schyłku sprawowania prezydentury przez męża pani Peron odwiedza Włochy, gdzie jej pobytowi towarzyszą żywiołowe protesty emigrantów politycznych.

– Nazwali mnie dziwką, słyszał pan? – mówi z oburzeniem do ambasadora, gdy już się schronili przed gradem zgniłych jajek w służbowym samochodzie.

– Niech się pani nie przejmuje ekscelencjo, mnie też czasem tytułują admirałem, chociaż już tyle lat nie noszę munduru – uspokaja Evitę podwładny jej małżonka.

Nie tylko w Ameryce Łacińskiej droga do romantyzmu rewolucyjnego do farsy okazuje się czasem niedługa. Nie tylko populistów ta prawidłowość dotyczy. Również liberałom nie przysługuje immunitet w tej sprawie.    

Z kultury hiszpańskojęzycznej wywodzi się zarówno błędny rycerz Don Kiszot jak zwycięzca i wyzwoliciel narodów “El Libertador” Simon Bolivar.

Javier Milei – nawet jeśli niektórymi zachowaniami przypomina postać z kreskówki – odgrywa poważną rolę. Nie tylko w Davos był wnikliwie słuchany i obserwowany. 

Nie tylko Argentyńczyków mniej interesuje, czy Milei jest libertarianinem czy tylko fantastą albo czy pozostanie wierny austriackiej szkole ekonomii do której tradycji nawiązuje. Istotne, czy uda się mu dokonać niemożliwego. Powstrzymać trwający już kilkadziesiąt lat upadek państwa, swego czasu jednego z najzamożniejszych i najszczęśliwszych w świecie. Wiele razy podziwialiśmy argentyńskich pisarzy od Jorge Luisa Borgesa po Julio Cortazara i piłkarzy od Mario Kempesa po Lionela Leo Messiego, teraz być może kolej na ekonomistów z tego kraju. Jeden z nich właśnie został prezydentem.           

Jeszcze na wiecach przedwyborczych Javier Milei tłumaczył, że nie przyszedł przemawiać do owiec tylko obudzić lwy. Pierwsza część tego planu już się powiodła, skoro wygrał. Jeśli udadzą się następne, może nawet w Hollywood, gdy wreszcie naprawi państwo argentyńskie, zamówią o nim musical – jak o Peronach, którzy je zepsuli… 

Nie myli się zapewne polski emigrant w Kalifornii i dawny bohater antykomunistycznej opozycji Jacek Matysiak, który tak go charakteryzuje: “Javier Milei 53-letni prezydent (..) 46-milionowej Argentyny jest rzadko w polityce spotykanym oryginałem, przy którym rzekomo kontrowersyjny Trump jest statecznym i spokojnym facetem” [2]. Jedna cecha wyróżnia go na pewno: “(..) bezpardonowo atakujący pasożytniczą klasę biurokratów, którzy uważają, że mogą istnieć bez wyborców” [3].  Nie przesądza to o szansach przywódcy z antypodów, za to gwarantuje, że będzie o nim głośno.   

[1] Mateusz Mazzini: Javier Milei. Bogacze przeciwko kulturze liberalnej. “Kultura Liberalna” nr 786, 5/2024 z 30 stycznia 2024

[2] Jacek K. Matysiak. Kim jest nowy prezydent Argentyny. Gruszka.com z 29 listopada 2023

[3] ibidem

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 10

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here