Słowa Trumpa

0
56

Zrobiłbym to – odpowiedział Donald Trump na pytanie dziennikarza, czy wesprze Polskę w razie eskalacji nieprzyjaznych wobec nas działań Rosji. Oznajmił to w trakcie konferencji na trawniku przed Białym Domem, zanim poleciał do Arizony na pogrzeb komentatora Charlesa Kirka, zabitego przez terrorystę. Prezydent Stanów Zjednoczonych po raz pierwszy w sprawie akcji rosyjskich dronów przeciwko nam w nocy z 9 na 10 września wypowiedział się tak klarownie dopiero 21 września. A więc w ponad dziesięć dni po bezprecedensowym – zarówno dla nas po II wojnie światowej jak dla NATO, którego od ćwierćwiecza pozostajemy członkiem – tak masowym naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej przez 19 rosyjskich obiektów, które nadleciały od strony Białorusi.    

Yeah, I would… Trzy słowa po angielsku, raptem dwa w języku polskim. Lakoniczna odpowiedź prezydenta USA już jest przeinaczana czy po swojsku poprawiana, skoro jedno z czołowych mediów oznajmia, że Trump powiedział “Pomógłbym”, co jednak nie oznacza tego samego, co stwierdził w rzeczywistości. I tak wyjątkowo długo przyszło nam na podobną deklarację czekać. Ważne, że wreszcie nastąpiła, trudno więc wybrzydzać, że daleko jej do jednoznaczności oświadczenia jego poprzednika, demokraty Joego Bidena, dwukrotnie złożonego na polskiej ziemi po rosyjskiej pełnoskalowej inwazji na Ukrainę, przesądzającego o aktualności zobowiązania do solidarnej obrony wspólnej w razie ataku na dowolny kraj członkowski NATO. Zawiera je artykuł 5. Traktatu Waszyngtońskiego, stanowiący akt założycielski Sojuszu Atlantyckiego, zawiązanego 4 kwietnia 1949 r. Polska do atlantyckiej wspólnoty przystąpiła pół wieku później. Ten kierunek geostrategiczny wyznaczył nam premier Jan Olszewski. Zaś do NATO wprowadzał nas Jerzy Buzek, a akcesja Polski stała się możliwa dzięki przychylności demokratycznego prezydenta USA Billa Clintona. Kiedy trzydzieści lat wcześniej Clinton studiował w Oksfordzie, wykorzystując pobyt tam do uniknięcia udziału w wojnie wietnamskiej – jego mentorem w sprawach polityki międzynarodowej, już wtedy niespodziewanie dla dwudziestolatka ze stanu Arkansas pasjonujących, stał się prof. Zbigniew Pełczyński, weteran Armii Krajowej oraz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.    

Nie symbole jednak, nawet tak piękne, stanowią o bezpieczeństwie naszych granic, przestrzeni powietrznej, domów i mieszkań. Jeśli trzymamy się konkretów, lepiej przypominać, jak przebieg wydarzeń z ostatnich dwóch tygodni dowiódł, że filarem naszego bezpieczeństwa pozostaje Sojusz Atlantycki. W nocy z 9 na 10 września 2025 r. naszego nieba – a tym samym wszystkiego, co znajduje się na polskiej ziemi – broniły samoloty amerykańskiej produkcji, pilotowane przez lotników holenderskich, zasiadających za sterami F-35 oraz włoskich (AWACS, porównywane do latających punktów dowodzenia). System od ćwierćwiecza budowany sprawdził się i to nie na poziomie deklaracji, chociaż oczywiście utyskiwać można, że bezpośrednio strącono zaledwie co piąty z operujących nad Polską wrogich obiektów. Słyszymy jednak tłumaczenia, że strzelano do tych, które niosły za sobą bezpośrednie zagrożenie.

Donald Trump złożył deklarację lapidarną, ale jednak istotną, skoro nikt nie będzie już mógł, bez obawy, że się sam ośmieszy, utrzymywać, iż prezydent Stanów Zjednoczonych udzielenia Polsce pomocy w krytycznym momencie nie obiecał. Podobne zobowiązanie sformułował też wobec państw bałtyckich. Jak wiadomo, już po “nocy dronów” nad Polską rosyjskie myśliwce naruszyły przestrzeń powietrzną Estonii. Wprawdzie z nami nie sąsiadującej, ale mającej interesy strategiczne zbieżne z naszymi.

Dosyć wybrzydzania, czas na konkrety – chciałoby się powiedzieć. Dla nas nie jest istotne, na ile zachowanie Trumpa wobec Polski okazuje się eleganckie. Chodzi o respektowanie zobowiązań wobec nas ze strony najmocniejszego sojusznika. Właśnie usłyszeliśmy, że nie zamierza się od nich uchylać. Nieważne, że prezydent powiedział to z opóźnieniem i byle jak. Historycy o tym pamiętać nie będą. Zapewne w sytuacji, jaką ma dziś nie tylko wschodnia flanka Sojuszu ale również sama Ameryka, targana wewnętrznymi sprzecznościami – efekt okazał się pewnym niezbędnym minimum. Trzymamy więc za słowo i czekamy na więcej.     

Zapewne wszyscy wolelibyśmy, żeby prezydent Stanów Zjednoczonych deklarację o zamiarze udzielenia pomocy Polsce złożył przy okazji wyjazdu nie na pogrzeb ekstremistycznego propagandysty lecz dwóch naszych dzielnych żołnierzy, którzy dopiero co zginęli w trakcie sojuszniczego szkolenia w USA w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Na taką postawę ze strony Trumpa nie ma jednak co liczyć. Istotne, że nie tylko my, ale cała demokratyczna Europa dowiedziała się przy tej okazji, że nie będzie musiała liczyć wyłącznie na siebie w dziele powstrzymywania ekspansji Władimira Putina. Stany Zjednoczone pozostają w grze, taki sygnał został nam właśnie przekazany.     

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 6

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here