Trzaskowski urlopu brać nie musi

0
111

Nie brak komentarzy,  że deklaracja kandydata partyjnego PiS na prezydenta, przedstawianego jako obywatelski, Karola Nawrockiego o wzięciu na czas kampanii urlopu z Instytutu Pamięci Narodowej, któremu prezesuje – wprawia w zakłopotanie jego konkurentów. Zwłaszcza prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. Płonne to obawy. Trzaskowski zachowuje się w stolicy, jakby na urlopie był już sześć lat bez żadnej przerwy. Po prostu nic dla niej nie robi.

Niełatwo zrozumieć, dlaczego arbitrem elegantiarum i trendmakerem stać ma się akurat Nawrocki, którego osobistą hipotekę pomimo nikłej rozpoznawalności (według listopadowego sondażu Opinii24 jedynie 39 proc Polaków wie, kto zacz) obciąża już znajomość z przestępcą, wedle wersji pisowskiego kandydata ograniczona do bokserskich sparingów oraz praca w hotelu za studenckich czasów,  której część stanowiło zapewnianie gościom uciech nie licujących ze statusem przyszłego polityka zachęcającego do skandowania na wiecach “Bóg, honor, Ojczyzna”.  

Jednak poważna dziennikarka Dominika Długosz uznaje, że deklaracja Nawrockiego i apel skierowany do rywali, by postąpili podobnie, czyli na urlop z zajmowanych stanowisk poszli – stwarza poważny problem dla Rafała Trzaskowskiego [1]. Gdyby podobny pogląd głosiła Agnieszka Kublik, co niedawno utrzymywała, że Monika Olejnik w studiu TVN nie uchybiła żadnym zasadom, wypominajac Radosławowi Sikorskiemu pochodzenie narodowościowe żony – polemikę lepiej byłoby sobie darować ze względów estetycznych. Z Dominiką Długosz jednak spierać się warto, bo to publicystka nie tylko poważna ale i odważna, a do analiz używająca skalpela wzorem wybitnych chirurgów, nie topora i kłonicy jak red. Kublik.  

Amicus Plato sed magis amica veritas,  jak mawiał Sokrates: Platon pozostaje moim przyjacielem ale prawda jest przyjaciółką większą.

Nie potrzeba aż sokratejskiej mądrości i przenikliwości, żeby zauważyć, że Rafał Trzaskowski przez sześć lat rządów w Warszawie się nie przemęcza.

Dlaczego w takim razie – nasuwa się teraz Państwu pytanie całkiem zasadne – wiosną warszawiacy wybrali go na drugą kadencję i to już w pierwszej turze?

Udzielenie na to odpowiedzi nie przychodzi z wielkim trudem, zwłaszcza, że sam na Trzaskowskiego głosowałem, zarówno w 2018 jak 2024 roku. W obu wypadkach z tego samego powodu, zapewne podobnie jak większość warszawiaków: po to, żeby prezydentem nie został kandydat Prawa i Sprawiedliwości. Najpierw Patryk Jaki, co nie potrafił poprawnie wymówić słowa “hekatomba” a pozostawał przy tym kibolem nie Legii, nie Polonii ani swojskiego Marymontu nawet – tylko Odry z Opola. Potem Tobiasz Bocheński – człowiek bez właściwości do tego stopnia, że trudno wymienić jeden choćby jego atut na to stanowisko, chociaż w odróżnieniu od boksera Nawrockiego startował bez podobnych min w biografii jak sparowanie z kryminalistą czy zapewnianie hotelowym gościom przyjemności,  których każdy ksiądz proboszcz z ambony – i słusznie – zabrania.

Trzaskowski uchronił Warszawę od rządów PiS, co stanowi cenną jego zasługę.  Dla wielu – wystarczającą kwalifikację na prezydenta kraju. 

Ile języków znał Lech Wałęsa, gdy zostawał prezydentem

To, co dotychczas zwolennicy i sztabowcy Trzaskowskiego przedstawiają jako jego osiągnięcia w stolicy, zalicza się – najłagodniej mówiąc – do przedsięwzięć niekoniecznych. Jak wytyczenie linii tramwajowej do Wilanowa, kiedyś zresztą istniejącej i pół wieku temu zdemontowanej. Równocześnie drastycznie skraca się trasy autobusów, jak 518 – tu ostatnia korekta odcięła skokowo rozwijającą się – jako kolejna po Ursynowie sypialnia stolicy – zieloną Białołękę od Nowego Światu, metra i Uniwersytetu. Niewiele da studenciakom, preferującym Białołękę z powodu niskich cen wynajmu mieszkań, że dojadą nim na Bielańską, chyba, że w ratuszu ktoś zakładał, że po drodze wstąpią do Teatru Wielkiego kupić bilety na spektakl. Gdyby jednak było ich na nie stać, to na uczelnię zajeżdżaliby beemwicą hybrydową a nie komunikacją miejską.   

Podobnie ma się rzecz z 517, którym z ursuskiego Niedźwiadka dojedzie się już tylko na  Plac Trzech Krzyży, a jeszcze niedawno można było aż na Torwar. Kto kibicuje Legii albo zapisał tam dzieci na tenisa, ten wie, że to nie to samo. 

W zamian warszawiacy pochwalić się mogą nową kładką pieszo-rowerową, której otwarciem szczyci się Trzaskowski. Do niczego nieprzydatna, fajnie prezentuje się na zdjęciu.  Zupełnie jak prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Trudno mu się więc dziwić, że swój spęd partyjny Campus Polska Przyszłości któryś już rok z rzędu organizuje w odległym od stolicy Olsztynie, w nadziei, że krytycy tam nie dotrą.      

Rafał Trzaskowski nie przemęcza się,  bo pracują za niego specjaliści od public relations,  marketingu politycznego, reklamy i strategii. Za ich sprawą dowiadujemy się, że jest poliglotą, bo zna pięć języków obcych. Jak wiemy, Tadeusz Iwiński,  wieloletni poseł SLD, posługuje się  biegle aż  dwunastoma językami, mówi świetnie nawet po arabsku, co więcej pisze nawet w tym języku, co trzeba robić odwrotnie niż u nas, bo od prawej strony do lewej – ale nikt go z tego powodu nie wystawiał na prezydenta nie tylko całej Polski ani nawet Olsztyna, gdzie przez lata miał swój wyborczy okręg.       

Czy leci z nami pilot

Wiemy też już,  że w  swoim miejscu pracy, w warszawskim ratuszu, pan prezydent, który jest intelektualistą, zgromadził bibliotekę, a  w niej tysiące tomów, do własnego, a jakże użytku. Zapewne jednak warszawiacy, właśnie dlatego, że statystyki nie kłamią, a wedle nich są  najlepiej w kraju wykształceni – wolą, żeby prezydent w godzinach pracy zajmował się miastem a nie wertowaniem mądrych nawet tomów.

Chyba,  że wśród tych książek znajdują się podręczniki zarządzania wielkimi skupiskami ludzkimi. Przypomina się w tym kontekście anegdota o samolocie, który wpadł w turbulencje. Wtedy kapitan   nagle wyłazi z kabiny, staje w przejściu między fotelami, bo tam jest lepsze światło i zaczyna wertować cienką broszurkę. Napis na jej okładce brzmi: “Nauka pilotażu. Dziesięć łatwych lekcji”.  Spróbujmy wniknąć w nastroje pasażerów.  

Trzaskowski czyta mnóstwo książek, ale już nie dokumenty, zanim je podpisze. Trudno przecież uwierzyć, że roztropny człowiek, wcześniej pełniący obowiązki posła, eurodeputowanego i ministra – złożyłby podpis pod dokumentem, zobowiązującym samego siebie do odzwyczajania mieszkańców od jedzenia nie tylko mięsa lecz nawet jajek i serów oraz zachęcania ich do rzadszego kupowania ubrań… po uprzednim zapoznaniu się z jego treścią. W ciemno – jak najbardziej.

Jak pamiętamy, gdy za rządów Edwarda   Gierka w sklepach, po czasach względnego dobrobytu za kredyty zachodnie – zaczęło brakować mięsa wędlin, bo od tych pierwszych przyszło płacić odsetki, w studiu Dziennika Telewizyjnego zasiedli eksperci z tytułami profesorskimi, wyłuszczający nam z całą powagą i naukowym autorytetem, że jedzenie mięsa i jego przetworów stać się może przyczyną wielu groźnych chorób i generalnie pozostaje dla zdrowia szkodliwe. Co w poetycki sposób wykpiwał w “Tryptyku z betonu, zmęczenia i śniegu” jeden z założycieli Komitetu Obrony Robotników Stanisław Barańczak.

                                                              Fajnie być prezydentem czyli dolce far niente    

Propaganda gierkowska lubowała się w przytaczaniu całych kolumn optymistycznych liczb, co miały przekonywać, że jak głoszono w ówczesnym slangu “zaszło w kraju szereg przemian”. W autobusach jednak ludzie też o liczbach mówili, ale w kontekście, o ile co podrożało  W obecnych czasach komunikacja warszawska od metra po tę podmiejską służy eksponowaniu danych, których pasażer zobiektywizować nie jest w stanie, bo nie ma ich z czym porównać. Chociaż  wynika z nich,  że prezydent otwiera nowe szkoły i przedszkola tak przecież mieszkańcom potrzebne oraz wydłuża ścieżki rowerowe, których i tak już jest za dużo (zwłaszcza, że na bicyklu porusza się ledwie co dziesiąty z nas, warszawiaków), ale ich dumny kilometraż wzmaga wrażenie. I tworzy zasłonę dymną, żeby się dalej nie przemęczać.   

Prezydent Warszawy to ma klawe życie, rzec można, trawestując znane c.k.  powiedzenie o “cysorzu” Austro-Węgier.  Problem polega na tym,  że brak gwarancji, iż po wyborze na to samo stanowisko w kraju Rafał Trzaskowski nie będzie kontynuował swojego “dolce far niente”, tak rzecz ujmijmy, skoro sam podobno jest poliglotą i zrozumie. Dla Polski jego prezydentura oznaczać może pięć straconych lat.   

[1] por. Dominika Długosz. “Zaraz podniesie się wrzawa”. Trudna sytuacja Trzaskowskiego. Onet.pl z 29 listopada 2024

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 8

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here