Trzeba zburzyć mur między ludźmi

0
83

Z Barbarą Bartel, psycholog z Lekarskiej Przychodni Profesorsko-Ordynatorskiej Waliców 20, rozmawia Łukasz Perzyna

– Prawie dwie trzecie z nas, bo 64 proc, jak wynika z sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej (8-21 listopada 2024 r.), obawia się ataku nuklearnego ze strony Rosji. Skala tego lęku nie zmieniła się więc przez ponad dwa i pół roku wojny na Ukrainie, podobne były wyniki tuż po szoku z 24 lutego 2022 r. Czas nie leczy strachu.  Jak mu przeciwdziałać?

– Sytuacja pozostaje wciąż  napięta, na całym świecie, w ten sposób to odczuwamy. Ale to Rosja i zaatakowana przez nią Ukraina znajdują się najbliżej nas. Teraz lęk może wzrastać, skoro w USA mamy do czynienia z nowym prezydentem-elektem, co oznacza zmianę sytuacji,  do której zdążyliśmy się już przyzwyczaić.  Donald Trump jest biznesmenem, więc chociaż był już raz prezydentem, niełatwo przewidzieć, jak będzie postępować, kiedy znowu urząd obejmie. 

Polakom, czy go lubią, czy nie, wydaje się postacią z nieco innego świata niż pozostali zachodni politycy, a przecież to Stany Zjednoczone są naszym najważniejszym sojusznikiem. Ludzie odbierają podobne zmiany w ten sposób, że znowu zmuszeni są przestawiać się na nowe tory myślenia, co dodatkowo frustruje. Nerwowość widać  nawet na ulicy. Ktoś kogoś potrąci i jeszcze się złości, że tamten mu na drodze stanął. A w domu ludzie wlepiają oczy w telewizor, a wiemy, że czasem jego ekran jest tym większy, im ten dom uboższy – i widzą, co się dzieje na Ukrainie. A tam w koce owinięci  żołnierze, zimno im, walczą, ale dowiadujemy się, że broni dla nich brakuje. Oglądamy wojnę, która nikomu nie służy, społeczeństwu rosyjskiemu też nie, co oczywiste, również z badań tamtejszego niezależnego Centrum Lewady takie przeświadczenie wynika. A w nas rodzi się poczucie niesprawiedliwości, przekonanie że świat okazuje się źle urządzony. 

Buduje to stres, napięcie, ciągłe obciążenie. Poczucie zagrożenia, które ujawnia się w wynikach badań CBOS, wcale mnie nie dziwi. Brakuje równowagi psychicznej, homeostazy, spokoju. Pyta Pan o środki zaradcze. Gdy czujemy, że dzieje się z nami coś złego, niezbędna jest rozmowa z bliskimi.

– Właśnie na ten temat, czy na dowolny inny, byle serdecznie? Zapewne wiele osób nie chce się dzielić lękami, bo żywi dodatkową obawę, że jeszcze przekaże je najbliższym, w jakimś sensie zarazi ich własnym strachem? 

– Nie ma co unikać rozmowy o tym, co nas rzeczywiście boli ani szukać tematów zastępczych. Może okazać się przecież, że bliscy odczuwają podobny niepokój, o czym nie wiedzieliśmy, a gdy już się dowiemy, zaczynamy się skutecznie wspierać nawzajem. Oczywiście każda szczera rozmowa, na dowolny temat,  ma swoją wartość.  Problem pojawia się wtedy, gdy u bliskich osób wsparcia nie znajdujemy, lub nie okazuje się  ono wystarczające. Nasza psychika sama się nie wyleczy. Jeśli odczuwamy problemy,  które narastają a poradzić sobie z nimi nie potrafimy, trzeba zwrócić się do specjalisty.

Zrozumieć,  że żaden to wstyd. Oglądamy w filmach zachodnich, również tych, co w pewnej mierze kształtują gust Polaków, piękne wnętrza i samochody ludzi sukcesu, którzy gdy mają problem, odwiedzają psychologa czy psychiatrę i uznają to za oczywiste. Podobnie jak fakt, że kiedy źle się czujemy, a nie wiemy, co nam dolega, wybieramy się do internisty, z przekonaniem, że sam pomoże, albo nas do specjalisty skieruje czy badania wyznaczy. 

 – W czasach poprzedniego ustroju śmialiśmy się z Amerykanów budujących schrony przeciwatomowe na prywatnych posesjach, gdzieś na głębokiej prowincji, albo z Niemców, blokujących amerykańskie bazy przed  rozmieszczeniem w nich rakiet Pershing i Cruise. Kpiliśmy, jak to się dzieje, że ci demonstranci nie protestują przeciwko radzieckim SS-20, równie śmiercionośnym? Kiedy w listopadzie 1983 r. na Zachodzie odbyła się premiera filmu Nicholasa Meyera “The Day After” o wojnie atomowej, który wstrząsnął opinią Zachodu, tytuł można przetłumaczyć jako “Nazajutrz” lub “Dzień po” – zaraz rzecznik rządu PRL Jerzy Urban zadbał o to, żeby już w styczniu 1984 r. zobaczyli go polscy telewidzowie. Wcale się nie przejęliśmy, może dlatego, że artystycznie film wybitny nie był. Wtedy mieliśmy dystans do psychozy wojny jądrowej. Czy staliśmy się mniej odporni?

–  Nie da się porównywać. Wtedy opinia publiczna w Polsce uznawała to za część propagandy komunistycznej, w myśl której Związek Radziecki i Układ Warszawski walczyły o pokój, a imperializm Zachodu niósł za sobą zagrożenie wojną atomową, z tego można się było śmiać. Teraz zagrożenie stało się realne, to już nie propaganda. Bomby spadają na sąsiadujący z nami kraj, niszczą domy sąsiadów, z którymi rozumiemy się nawet wtedy, gdy każdy z nas mówi w swoim języku. To zupełnie inna sytuacja. Nie Syria ani Pakistan, z całym szacunkiem dla cierpień mieszkających tam narodów to powiedzmy, tylko kraj, który odwiedzaliśmy, w którym wielu z nas odnajduje swoje rodzinne korzenie. Pojedyncze rakiety już trafiały na terytorium Polski, oficjalnie mówiono nam,  że w wyniku czyjegoś błędu, jedna z nich zabiła dwóch cywilnych mieszkańców na Lubelszczyźnie, resztek drugiej długo szukano w lesie pod Bydgoszczą. Pospiesznie uchwala się ustawę o obronie cywilnej, bo stare regulacje w tej kwestii wygasły. Takie są fakty. Na pewno boją się zarówno ludzie mieszkający blisko granicy ukraińskiej i białoruskiej jak warszawiacy czy osoby zamieszkałe na wsi. 

– Wracamy do kwestii, czym objawia się ten lęk?

– Wyraża się w długo nie leczonych stanach depresyjnych, co w znacznej mierze niestety wynika z braku profilaktyki. Słusznie podniesiono alarm w kwestii psychiatrii dziecięcej, także braku miejsc na oddziałach szpitalnych. Dziecko czy nastolatek wszystkie wyczuwalne wokół negatywne nastroje jak gąbeczka wchłania. Matka się drze, czasem bez powodu, a dziecko to stresuje. Obserwujemy, że młody człowiek nagle przestaje się uczyć, bo po co. Traci aktywność, zaczyna mu być wszystko  jedno. Młodzi ludzie mniej kupują, kiedyś miało się wrażenie, że aż się zachłystują konsumpcją czy sprzedażą internetową, teraz poczucie beznadziei często podobne zachowania tłumi. Zastępuje je pytanie, po co nam to wszystko. Dorosłych podobny syndrom dotyczy. Rodzi się spowolnienie ruchów. Stan pogarszają niedomówienia, brak rzetelnej rozmowy. Nie ma się co łudzić,  że przejdzie. Samouleczenie nie nastąpi, zwykle nie jest możliwe. Okazuje się, że studentka czwartego roku psychologii traci sens tego co robi i cel w życiu, a przecież niby uczy się po to właśnie,  żeby w przyszłości pomóc ten cel i sens wyznaczyć innym. Sama pomocy potrzebuje.

Ludzie zamykają się w swoim świecie, dwubiegunowość staje się powszechną przypadłością, najpierw leży się godzinami na kanapie, potem rodzą się niezrozumiałe, czasem agresywne zachowania. Nie stanowi przypadku nagromadzenie okrutnych zabójstw w ostatnim czasie, wiemy, co spotkało nad ranem młodą dziewczynę w Warszawie, najgorsze, że nikt jej nie pomógł, chociaż przynajmniej pojedynczy ludzie wokół się przemieszczali, a komórkę każdy nosi, więc każdy mógł na 112 zadzwonić. Ludzie niekiedy nie reagują nawet na sytuacje niosące za sobą oczywiste niebezpieczeństwo dla nich samych lub bliźnich, bo obniżyło się ich poczucie własnej wartości, pod wpływem lęku i stresu, jaki on rodzi. Trudniej o warte pochwały zachowania, gdy nie umiemy sami sobie odpowiedzieć na pytanie, kim jesteśmy. Nie tylko na życie społeczne nasz wieczny niepokój się przekłada, na dolegliwości fizyczne również. Silny, aktywny człowiek ma 40 lat, radzi sobie ze wszystkim: i nagle zawał serca. Nie wiemy, dlaczego. W poprzednim ustroju przypisywaliśmy takie wypadki złemu odżywianiu albo warunkom pracy. Teraz ich źródłem coraz częściej okazuje się stres, którego nie udaje się przezwyciężyć.   

– Powraca pytanie o receptę?

– Natychmiast pomagać, nie czekać. Gdy odkładamy na potem – to wtedy właśnie już może być za późno. Nie pomogą pieniądze ani radości z nimi związane, żadne krótkotrwałe przyjemności. Prędzej wzajemna bliskość i rozmowa, pasje i sport. Wreszcie pomoc specjalisty. Czasem ludzie obawiali się nawet rzeczy nie mających znaczenia dla innych, dużo gorsza sytuacja pojawia się, kiedy jest się czego bać. W ludzkiej psychice pod wpływem zagrożenia, w znacznej mierze rzeczywistego przecież, wyrasta prawdziwy mur.  Trzeba zburzyć ten niewidzialny mur, który znienacka pojawił się między nami, podobnie jak kiedyś wspólnie udało się rozebrać ten słynny, berliński. 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 4

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here