Z kolejnego już sondażu wynika, że i tym, kto za dwa i pół roku rządzić będzie Polską zdecyduje niemal setka posłów Konfederacji. A jeszcze na wiosnę niespodzianki w od dwudziestu lat dwubiegunowej polskiej polityce spodziewać się możemy – chociaż nie musimy – ze strony Sławomira Mentzena.
Gwoli ścisłości: Mentzen nic nie musi, jego ludzie też. To inni – jeśli chcą objąć władzę – zmuszeni będą przyjść na negocjacje jeśli nie wprost po prośbie do polityków, których niedawno jeszcze uznawali za niepoważnych, czy gorzej: sugerowali, że są oni piątą kolumną Władimira Putina. Bo też rzeczywiście Mentzen łamie poprawność polityczną nie tylko domagając się, żeby kobiety, nawet nieletnie dziewczyny, zmuszone były do rodzenia dzieci poczętych w wyniku gwałtu – ale też sprzeciwia się pomocy dla Ukrainy i uchodźców stamtąd. Nie z tego zresztą powodu popierają go coraz liczniej Polacy: obiecuje obniżenie podatków jeśli nie ich faktyczną likwidację, jest fajny w potocznej opinii a o fałszywych imigrantach, tych wielobarwnych nasyłanych przez wschodnią granicę przez białoruskiego satrapę Aleksandra Łukaszenkę ma odwagę mówić to, co przeciętny Polak o nich myśli. I tak właśnie okazuje się, jak niewiele w Polsce do politycznego sukcesu potrzeba.
Obie partie głównego nurtu – tak Koalicja Obywatelska / Platforma Obywatelska jak Prawo i Sprawiedliwość – tak się troszczyły, żeby nie wyrosła zagrażająca im trzecia siła, że blokowały w mediach wszelkie zapowiadające się na nią inicjatywy – od Ligi Polskich Rodzin po Trzecią Drogę, używały przeciwko nim “realizacji” służb specjalnych (jak w wypadku Samoobrony a później ruchu Janusza Palikota) – aż się doczekały. Wypiętrzyła się poza głównym nurtem i za sprawą mediów społecznościowych. I z powrotem do narożnika zagnać się nie da.
Telewizje głównego nurtu i “Gazeta Wyborcza” pozostają wobec konfederackiego fenomenu całkiem bezradne. Pisano o bracie Sławomira Mentzena i jego biznesach, jeśli użyć eufemizmu, na krawędzi faulu, o wspólnych interesach konfederackiego kandydata na prezydenta z byłym pisowcem Przemysławem Wiplerem. Nie pomogło. Wyborcy Mentzena i Konfederacji nie oglądają telewizji 24-godzinnych i nie czytają ich sławetnych pasków (trudno się im dziwić, skoro są one łopatologiczne a przekaz TVN 24 czy TVP Info nudny jak flaki z olejem). Zamiast “…Wyborczej” czytują komunikatory społecznościowe i to wcale nie te co celebryci od głównego nurtu polityki: dla nich X czy chiński TikTok to rozrywka emerytów i ich własnych dziadków.
W obozie Mentzena i jego Konfederacji znajdują się teraz liczni rozczarowani wyborcy Szymona Hołowni z 2020 r. oraz Trzeciej Drogi z 15 października 2023 r. Ale przede wszystkim młode roczniki, które zagłosują po raz pierwszy. W wyścigu prezydenckim Sławomir Mentzen jako jedyny wykazuje się umiejętnością przejmowania zaróœno rozczarowanych wyborcóœ Koalicji 15 Października jak Prawa i Sprawiedliwości, Konfederacja zaś już w sondażach partyjnych – bo do wyborów parlamentarnych daleko – przejawia tę samą zdolność w jeszcze większym stopniu, bo nie ogranicza jej w tym brak wyrazistości, cechujący jej kandydata na prezydenta. Sprawność ta może zdumiewać, bo przecież nie mamy do czynienia z żadną partią środka tylko siłą uchodzącą od czasów Janusza Korwin-Mikkego i jego przejazdów w kampanii na słoniu – za skrajną. Jednak to wycięcie wszystkich bardziej umiarkowanych pretendentów do roli trzeciej siły przez establishment polityczny i medialny utorowało Konfederacji drogę do obecnego sukcesu. Nawet osobny start Grzegorza Brauna z tego samego wówczas gdy decyzje podejmowano klubu parlamentarnego nie szkodzi Mentzenowi w prezydenckim wyścigu ani partii w sondażach, chociaż wystawienie konkurencyjnej wobec Magdaleny Biejat kandydatury Adriana Zandberga z Partii Razem ściągnęło Nową Lewicę – być może już trwale – poniżej progu pięcioprocentowego.
Dlatego Koalicja Obywatelska wprawdzie prowadzi w badaniu poparcia dla partii politycznych ale z 31 proc wprowadzając do przyszłego Sejmu dwustu posłów nie znajdzie partnera do rządzenia, skoro ośmioprocentowego progu dla koalicji nie sforsuje Trzecia Droga (niespełna 7 proc) a Nowa Lewica odnotuje poniżej 5 proc głosów. Władzę mogą w tej sytuacji objąć Prawo i Sprawiedliwość chociaż spodziewać się może tylko 26,5 proc głosów i właśnie Konfederacja z 16 proc, co da im odpowiednio 167 i 93 mandaty. W sumie zaś 260 posłów, co do rządzenia wystarczy, jeśli wynik wyborów okaże się podobny jak niedawnego sondażu United Surveys [1].
W tej sytuacji Donald Tusk, podobnie jak Mateusz Morawiecki po ostatnich wyborach, otrzyma od prezydenta – czy będzie nim wtedy jego zastępca w partii Rafał Trzaskowski czy raczej Karol Nawrocki – misję sformowania nowego rządu. I wszystko wskazuje na to, że zakończy ją z takim samym efektem. Bo na historyczne porozumienie Koalicji Obywatelskiej z Konfederacją przygotowani są być może ich wyborcy a nawet liderzy, ale z pewnością nie zaplecze medialne obecnie rządzących. Chyba, że sam Tusk uzna, że inaczej się nie da. I postanowi swoją polityczną karierę zakończyć mocnym akordem.
Political fiction? Do niedawna 20 proc dla Mentzena w sondażach prezydenckich czy 16 proc Konfederacji w tych partyjnych też przychodziło do tej kategorii zaliczyć. Dziś wszystko to stało się już rzeczywistością. Z pewnością trzeba się przygotować na wiele jeszcze szokujących niespodzianek. Być może zgoda Tuska na objęcie stanowiska wicemarszałka Sejmu przez Krzysztofa Bosaka z Konfederacji, niekonieczna z powodu arytmetyki parlamentarnej, w przyszłości odbierana będzie jak przekroczenie Rubikonu… Albo przynajmniej początek udanego układania kostki Erna Rubika.
[1] sondaż United Surveys dla Wirtualnej Polski z 21-23 maja 2025