Wystąpienie premiera Donalda Tuska na Giełdzie Papierów Wartościowych przypominało prezentację ramówki telewizyjnej stacji komercyjnej (w stylu ulubionej przez władzę TVN), z której wynika, że dalej będzie mniej więcej to samo, co dotychczas, tylko ładniej i lepiej opakowane.

W zaproszeniach i komunikatach zapowiadano raczej nieskromnie “wydarzenie”, tymczasem właśnie tego elementu – nowej wiadomości – zabrakło.

Rekordowa kwota 650 mld zł na zapowiedziane na ten rok inwestycje nawet jeśli wywiera wrażenie, niełatwa okazuje się do oceny przez przeciętnego Polaka, od którego dogłębnej wiedzy ekonomicznej trudno wymagać. Na gratulacje zaś przyjdzie czas z końcem roku, jeśli rzeczywiście zostanie wydana. Tusk zapowiada, że do poczynienia nakładów w Polsce namawiać będzie szefów Google’a i Microsoftu, którzy wkrótce do nas przyjadą. To narracja nieodległa od właściwej Donaldowi Trumpowi, teraz bratającemu się z finansującą do niedawna jego demokratycznych rywali Doliną Krzemową. W Polsce jednak, po deklaracjach Elona Muska wobec Niemiec nie musi to wzbudzać dobrych skojarzeń. Natomiast minister finansów Andrzej Domański zapowiada inwestowanie w sztuczną inteligencję, co wymaga jednak doprecyzowania, na czym w tej materii rola państwa miałaby polegać. Warto pamiętać,  że jeśli za pierwszych rządów Platformy Obywatelskiej Donald Tusk utrzymał fotel premiera przez rekordowe jak do tej pory siedem lat (2007-14), zawdzięczał to zarówno spełnionej obietnicy “ciepłej wody w kranie” co odczytano jako zasłużony oddech po pisowskich szaleństwach (od rewolucji moralnej po politykę historyczną – a oba te fantomy smutno zweryfikowała rzeczywistość) i gusłach, jak twardym konkretom: udanej organizacji piłkarskiego Euro 2012 r wspólnie z Ukrainą, zbudowanym wtedy autostradom i boiskom – orlikom w każdej gminie. 

Teraz obiecuje wznoszenie elektrowni jądrowych, które po tragediii japońskiej Fukushimy masowo zamykali Niemcy. A także nowe linie kolejowe: jeśli o nie chodzi, na razie inicjatorem okazywał się tu raczej samorząd, jak w wypadku propagowanej przez sejmik wojewódzki oraz burmistrza Serocka Artura Borkowskiego koncepcji budowy Kolei Północnego Mazowsza, która mieszkańcom tych okolic skrócić ma drogę do pracy i szkoły. W tym wypadku – jak się wydaje – wystarczy wesprzeć i nie przeszkadzać. Pozostaje więc mieć nadzieję, że władza centralna to właśnie będzie robić. Od dawna też ekonomiści o prospołecznych poglądach zwracali uwagę na potrzebę ponownego otwarcia Polski na morze, teraz wymienioną przez premiera – pochodzącego przecież z Trójmiasta – wśród priorytetów.                                     

Polska w budowie na każdą okazję

Sprawdzone hasło Polski w budowie nadaje się na każdą okazję. Premier więc roztropnie po nie sięga.

Za to ogłaszanie Roku Przełomu przysporzy kłopotu,  kiedy ten czas się skończy a potęgą gospodarczą nie zostaniemy. Teraz alibi rządzącym, żeby dobrych ustaw nie uchwalali, daje Andrzej Duda,  który i tak zawetuje wszystko, co nie z jego obozu pochodzi. Za rok może się okazać, że podobnego wytłumaczenia dostarczy rządowej większości nowy lokator Pałacu Namiestnikowskiego Karol Nawrocki. To nie żart, lecz wniosek płynący z progresji sondaży, pokazującej, że pretendent z obozu władzy Rafał Trzaskowski nie ma już skąd poparcia pozyskiwać a   dotychczasowe  do wygranej w pewnej niemal drugiej turze może nie wystarczyć.

Kiedy Jan Olszewski ogłosił, że jego gabinet stanie się “rządem przełomu” – ten ostatni rzeczywiście się dokonał iw najważniejszej dla Polaków sferze. Chociaż Mecenas sprawował władzę przez niecałe pół roku, właśnie w tym czasie – w niezapomnianym kwietniu 1992 r. – Polska odnotowała pierwszy od czasu zmiany ustroju wzrost produktu krajowego brutto. Dokonał tego premier, który sam publicznie utrzymywał,   że na gospodarce się nie zna, dzięki trafnemu doborowi zawiadującej nią ekipy. Minister finansów Andrzej Olechowski,  pracy Jerzy Kropiwnicki oraz główny doradca gospodarczy premiera Dariusz Grabowski wywodzili się z różnych środowisk i szkół ekonomicznego myślenia ale na efekt zapracowali wspólnie. Dla  milionów Polaków pierwszy wzrost gospodarczy po pożegnaniu z socjalizmem stanowił dowód, że warto było ustrój zmieniać.  Mec. Olszewskiemu będzie policzony przez historyków wśród największych zasług transformacji gdy ludzie dawno zapomną szczegóły afery z teczkami.      

Co zostanie z obietnic teraz składanych? Czasem nie tyle trudno nadążyć za tokiem myśli Tuska, co zorientować się, kiedy mówi poważnie: jak wówczas, gdy zapowiada powołanie rady gospodarczej jeszcze przed 1000. rocznicą koronacji Bolesława  Chrobrego czy przekomarza się publicznie z szefem InPostu Rafałem Brzoską.

Polska się rozwija, ale ludzie tego nie odczuwają

Tusk doszedł do władzy również dzięki fali znużenia dyżurnym optymizmem poprzedniej ekipy, gdzie na telebimach wszystkie słupki i diagramy układały się znakomicie, ale nie przełożyło się to w żaden sposób na zawartość portfeli Polaków.  W praktyce “Polski Ład” poprzedniego premiera Mateusza Morawieckiego, wcześniej przez chwilę zwany “nowym” przez analogię do antykryzysowego programu Franklina Delano Roosevelta sprzed ponad 90 lat – dotkliwie dał się we znaki przede wszystkim polskim samorządom (pozbawionym zysku z podatków) oraz przedsiębiorcom, których pozostawiono samych z ich wzmożonymi przez pandemię i “putin-inflację” problemami, bo nie stanowią wyborczej klienteli obozu wówczas rządzącego. Trwałym elementem okazało się wyłącznie rozdawnictwo socjalne, zwłaszcza świadczenie 500, a później 800 plus, jak wykazały niebawem statystyki, nie przekładające się w żaden sposób na demografię. 

Z  rozbrajającą  szczerością odniósł się do sprawy Ryszard Petru, poseł współtworzącej koalicję rządową Polski-2050 – Trzeciej Drogi, który nagabywany o nowy projekt Tuska oznajmił: – Polska się rozwija, ale ludzie tego nie odczuwają.

I właśnie w tym tkwi problem, chciałoby się dodać. Wcześniej mieliśmy już w naszej historii rząd, co  miał się sam wyżywić. A także społeczeństwo, które nie dorosło…       

Ale nigdy tyle nadziei do spełnienia, ile ich się skumulowało w fenomenie rekordowej frekwencji przy urnach 15 października 2023 r. Władza musi o tym pamiętać. Same inscenizacje już nie wystarczą. Ten nowy,  masowy wyborca z czasem powie: sprawdzam.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 4

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here