…czyli po co przeszkadzać dzieciom w śpiewaniu piosenki
Z elegancją słonia w składzie porcelany minister edukacji Barbara Nowacka spóźniona o 31 minut wkroczyła na posiedzenie komisji senackiej, ostentacyjnie przeszkadzając dzieciom z Kaszub w śpiewaniu piosenki ludowej. Nie pozwoliła, żeby muzykalne dzieciaki z Pomorza ani towarzysząca im dzielnie dorosła wokalistka skradły jej show.
Przecież nie po to Barbara Nowacka została “ministrą”, by na imprezach z jej zapowiedzianym udziałem brylował kto inny. Władza lubi błyszczeć. W swoim mniemaniu światłem własnym a nie odbitym. Nawet jeśli powołanie Nowackiej na stanowisko szefowej tego resortu przypisać da się wyłącznie ekstrawagancji premiera Donalda Tuska lub chęci zademonstrowania, że jak kiedyś mówił, nie będzie klękał przed księżmi, czyli – prościej rzecz ujmując – zrobi na złość Kościołowi, “ministra” czuje się celebrytką i gorliwie pielęgnuje własny majestat.
Swoje wejście, przed wojną mówiło się entree, chociaż dziś wielu już nie wie, o co chodzi, zresztą skoro nie umie się zachować jak należy nawet minister edukacji i taki przykład daje jak w środę w Senacie, niełatwo pedagogom wymagać od młodzieży, żeby się uczyła języków obcych, zwłaszcza tak trudnych, jak francuski – w każdym razie wkroczenie na salę dopracowała Nowacka w każdym calu, inspirowana zapewne transmisją z prezydenckiej inauguracji Donalda Trumpa i prezentacjami obecnych tam celebrytek od first lady Melanii poprzez hinduską małżonkę wiceprezydenta Jamesa Davida Vance’a po liczne osoby płci żeńskiej, jak zwykło się mówić w resorcie podległym Nowackiej, towarzyszące oligarchom, którzy uprzednio Trumpa kampanię sfinansowali.
Minister Nowacka, skoro już weszła do sali w takiej sytuacji, a nie innej, mogła zwyczajnie – jak w domu uczyli – stanąć grzecznie przy drzwiach i tam poczekać, aż piękna piosenka ludowa się skończy, zamiast przepychać się przez cały ten pogodny teledysk do stołu prezydialnego. Nie przyszło jej do głowy, aby się po prostu uśmiechać i klaskać nawet bezgłośnie, ale niby do rytmu, bo wymagałoby to uznania, że śpiewające dzieciaki i towarzysząca im wokalistka z ludowym wiankiem na głowie w danej chwili okazują się od pani minister ważniejsze. Niedoczekanie… Władza przecież lubi błyszczeć.
Obecność szefowej MEN na komisji senackiej pracującej nad regulacjami, dotyczącymi kaszubskiej mowy i kultywowania regionalnych odrębności – sprawami więc zaliczanymi do wrażliwych, skoro dopiero od momentu upadku socjalizmu w PRL, głoszącego jedność światopoglądową i etniczną, wolno publicznie o problemach Kaszubów rozprawiać – była z góry zapowiedziana. Nowacka jednak spóźniła się 29 minut, a dwie kolejne straciła dodatkowo na udzieloną już pod drzwiami dla Wiadomości TVP wypowiedź na inny niż kaszubski temat. Świadkami jej wejścia smoka byli: marszałek Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska, wywodzący się z Pomorza Bogdan Borusewicz wcześniej przez dwie kadencje pełniący tę samą co dziś Kidawa funkcję, wicemarszałek Sejmu Dorota Niedziela oraz liczni parlamentarzyści podkreślający kaszubskie pochodzenie. A przede wszystkim – działacze regionalni, ze łzami wzruszenia w oczach słuchający śpiewających w gmachu polskiego parlamentu piosenki w rodzimym dialekcie dzieci z Kaszub. .
Po raz kolejny podsumować można, że gdyby Barbara Nowacka nie istniała, PiS musiałoby ją wymyślić. Jest jednak, zasiada w fotelu ministra edukacji i niezmiennie przysparza bonusowych punktów w sondażach tym wszystkim, co w “koalicji 13 grudnia” – nazwanej tak od daty powołania rządu Tuska – widzą źródło wszelkiego zła i propagują taką właśnie opinię wśród swoich zwolenników.
Współczuć tylko wypada nauczycielom, przynajmniej tym ze szkół państwowych, takiej szefowej. Nawet podobnie ideologicznie zacietrzewiony pisowski poprzednik Nowackiej w ministerstwie, Przemysław Czarnek, jeśli tylko zechciał – umiał się zachować jak należy, jak w czasie, gdy na Nowogrodzkiej w partyjnej siedzibie rozważano, czy nie wystawić go na prezydenta zamiast Karola Nawrockiego, więc dawny szef MEN przynajmniej wobec dziennikarzy pozostawał wówczas ujmująco uprzejmy. Oczywiście nie zawsze chciał takim być. Jednak Nowacka nawet tego nie potrafi. Zapewne od czasów prof. Andrzeja Stelmachowskiego, co laską wygrażał domagającym się godziwych płac nauczycielom, a miało to miejsce ponad trzydzieści lat temu, resort edukacji nie miał równie niefortunnego szefa.
Ręce zacierają teraz tylko propagandyści z pisowskiego obozu: nauczyciele najpierw protestowali za rządów PiS (wsparci m.in. przez laureatkę Literackiej Nagrody Nobla Olgę Tokarczuk oraz wielu artystów), potem przeważnie głosowali 15 października 2023 r. na partie demokratyczne, co później uformowały koalicję nazwaną od tej właśnie daty – to teraz mają za swoje.
Goszczący na komisji działacze regionalni z kaszubskich stowarzyszeń a także niektórzy parlamentarzyści nagrywali występ śpiewających dzieci swoimi telefonami komórkowymi. Nie da się więc wykluczyć, że jeśli któryś z tych przekazów z przepychającą się Barbarą Nowacką trafi do Donalda Tuska – premier, przebywający w chwili zdarzenia w Strasburgu, a na sprawy kaszubskie, jak wszyscy wiedzą, nader wrażliwy, straci wreszcie cierpliwość do ministry edukacji, która wbrew nazwie resortu, jakim kieruje, w tak prostej sytuacji zachować się nie potrafi.